Rozdział 21: Skrytka (Maksymilian Kowalski)

24 1 0
                                    

       Epizod III: W głębi labiryntuRozpoczynamy trzeci epizod Peccatorum. Epizod, który z pewnością był sporym eksperymentem i na moment jego premiery nie mamy jeszcze napisanego procesu. Mimo to uważamy, że może Was zaciekawić, w świetle reflektorów znowu zobaczycie inny zestaw postaci i nie ukrywamy, że ten epizod domknie wszystkie brakujące perspektywy żywych osób (Maks, Agatha, Samfu). Mamy nadzieję, że to nie za duży spoiler :) Bez zbędnego przedłużania, zapraszamy na pierwszy rozdział tego epizodu!


Hej, witajcie w pierwszym rozdziale trzeciego epizodu! Zaczynamy od perspektywy Maksa, na którą osobiście bardzo czekałem, bo postać lubię i odliczałem aż będzie mi pasował do perspektywy. Rozdział pokażę co się działo po procesie i powoli zarysuje nadchodzące wydarzenia! Zapraszamy do lektury i dyskusji w komentarzach oraz na Discordzie! Chcących wesprzeć projekt odsyłamy do Patronite oraz prosimy o rozesłanie bloga znajomym.----------------------------------------------------------- Spoglądałem na upadające ciało Rewa, które runęło na ziemię, niczym drzewo ścięte przez drwala. Lokaj trafił go w tył głowy. Całość tortur oglądało się dosyć ciężko, ale słowa, które usłyszałem od niego przed śmiercią napawały optymizmem. Miałem zajść do jego pokoju i znaleźć materiały, które umieścił w skrytce pod łóżkiem. W świetle ostatnich odkryć zapiski kogoś takiego mogły sporo zmienić. Nie mogłem się doczekać aż wrócę do czytelni i zatopię się w lekturze. Wiedziałem jednak, że teraz nadchodziła cięższa przeprawa i dyskusja dotycząca tego, co się stało. Niespecjalnie lubiłem analizować procesy. Same sprawy rozwiązywało się przyjemnie i były wyzwaniem, ale nie rozumiałem konieczności zrozumienia tego, co dla mnie było oczywiste. Co prawda ten proces był nieco inny, ale nawet Rewolwerow zastanawiał się solidnie zanim przyznał się do winy. Oznaczało to, że rozpatrywał opcję ucieczki i poświęcenia grupy. Olivier był zdrajcą, co podejrzewałem, chociaż w moim gronie osób podejrzanych była jeszcze jedna osoba, która wciąż miała coś na sumienie, a przynajmniej tak mi się wydawało. Problemem grupy była teraz Julia. Próbowała zabić, więc była morderczynią. Byłem pewien, że mało kto będzie patrzył na nią pobłażliwie. Mi jednak nie przeszkadzała.- Nie spodziewałem się, że to będzie Rewolwerow – powiedział w końcu Jacob. Jego twarzy wyrażała głęboką zadumę, lubiłem to w nim. Zastanawiało mnie, dlaczego tak bardzo denerwował się podczas procesu? Czy to było dziecinne pokazanie, że nie radzi sobie z przegraną? Tak to wyglądało.- Nie mogę uwierzyć, że prawdziwa morderczyni żyje – Agatha wymownie spojrzała w stronę Julii, która miała głowę opuszczoną w dół. Patrzyła nieobecnym wzorkiem w podłogę. Wyglądała jakby naprawdę nie chciała tutaj być.- Lilio przestań, nie warto – upomniała ją Carmen, jak zwykle sięgając po porównanie związane z florystką.- Myślę, że... – zaczął Mycroft.- Nikt, nikogo nie zamknie – odezwał się Aaron.- Nie chcę żeby tak niebezpieczna osoba chodziła pomiędzy nami! Jak mam pójść gdziekolwiek sam, jeżeli wiem, że mogę być jej kolejną ofiarą? Mordercy się nie zmieniają, a to, że nie wyszło jej z Olivierem to ostrzeżenie dla nas...- Tak, bo gdziekolwiek chodzisz sam – parsknęła Sandra spoglądając na Wendy. Bardziej w oczy rzuciła mi się Lily, która wyglądała jeszcze gorzej niż Julia. Fryzjerka była cała blada i miała pusty wyraz twarzy.- Nie musicie się o mnie obawiać – Brzuchomówczyni brzmiała pewnie, choć manipulowanie barwą głosu na pewno nie sprawiało jej żadnych problemów – Nie będę wam wchodzić w drogę. Będę się pojawiała tylko na ogłoszeniach w czytelni i innych ważnych.- Nie wygłupiaj się – odezwała się Audrey, której twarz była zapuchnięta od płaczu. Przeżyła śmierć Rewa albo wyznanie Jacoba – Masz przychodzić na posiłki, albo sama ci będę je nosiła. Nikt nie będzie się głodził na mojej warcie.- Ja też nie chcę z nią jeść – dołączyła się Twórczyni Zabawek.- Będzie przychodziła przed lub po was – Audrey twardo trzymała się swojego. Jej upór i bezinteresowna troska były inspirujące. Szkoda, że nie na tyle, żeby pobudzić moje szare komórki i pozwolić mi znowu stworzyć coś, z czego będę dumny. Poczułem ukłucie, które zabolało moją dumę. Jak mnie to mogło zaboleć?- Czy możemy dać sobie już dzisiaj spokój? – zapytała Alice. Brzmiała jakby jedną nogą była już poza salą procesową.- Czy możemy się dowiedzieć ile trwał ten proces? – zapytałem, prawie zapominając jak brzmi mój głos. Często mi się to zdarzało, bo w myślach słyszałem go nieco inaczej.- Nie sądzę, żeby to była istotna kwestia Panie Kowalski, ale około trzech godzin, bo dochodzi godzina pierwsza – wytłumaczył rzeczowo Lokaj.- Czy to nie oznacza, że Agatha złamała zakaz? – zapytał Ethan.- Nie będziemy jej karać za udział w obowiązkowym procesie – rzuciła Neri.- Ale to wyjątkowa sytuacja – dokończył Bobru.- Mogę dowiedzieć się o czym mówiliście, mówiąc, że naprawicie swój błąd? – zapytała Cecily.- Nie. Nie teraz.Treściwie, pomyślałem. Ludzie wyglądali kiepsko, ale nie dziwiłem się. To była pora, w której zazwyczaj większość osób spała. Lubiłem o tej godzinie krążyć po hotelu niczym duch. Korytarze były puste i przez całe dwa tygodnie pobytu spotkałem kogoś może dwa czy trzy razy. Bardziej interesowały mnie słowa Porywaczy. Powiedzieli o dwóch tygodniach spokoju. Co to oznaczało? Dlaczego mieliśmy przez to brać jakieś leki? Porwanie i cała otoczka były beznadziejne, ale momentami niesamowicie ciekawe. Zakaz, który otrzymałem nie pozwalał mi na narzekanie, ale nie czułem konieczności. To było zaskakujące uczucie, kiedy mogłem znowu się na czymś porządnie skupić.- Pójdźmy już i spotkamy się jutro z rana. Nie mam siły myśleć o tej godzinie – powiedział Jacob.- O tej godzinie mam myśli jak Raphael – zażartował Samfu. Ci którzy mieli siłę rzucili mu złowrogie spojrzenia – Wracając do przerwanego wątku – od dzisiaj jestem twój. Zobaczysz partnerze, nie pożałujesz tej współpracy.Detektyw spojrzał na niego, ale nie zaszczycił go spojrzeniem na dłużej niż dwie sekundy. Pokręcił głową i ruszył w stronę wyjścia. Ruszyłem od razu za nim, a po chwili dobiegła do nas Audrey. Cała grupa podążyła naszym krokiem w stronę wyjścia.- Dziękuje – usłyszałem słowa Jacoba.- Nie ma za co. Zawsze w ciebie wierzyłam – odpowiedziała.- To była podpucha? – zapytałem zaciekawiony.- Jesteśmy kolegami Maks. Nie bawimy się w romanse, tylko próbujemy stąd wyjść – odpowiedział, wskazując na Audrey, która dziarsko przytaknęła.- To dobre podejście – powiedziałem i zwolniłem, bo wieczny ból w mojej nodze zdawał się znowu o sobie przypomnieć. Miałem wiele myśli do zebrania. Dwa tygodnie wywiadu, które należało w końcu zebrać w całość i przedstawić grupie. Spoglądając na osoby, widziałem większe zmęczenie niż podczas ostatniego procesu, ale nie widziałem tyle rozpaczy. Były osoby, które dostały emocjonalną armatą, ale większość wyglądała na po prostu zmęczonych. Samfu trzymał się po prawej stronie Jacoba i Audrey. Ten pierwszy nie zwracał na niego uwagi, a Kucharka miała jeszcze na tyle cierpliwości żeby z nim dyskutować. Yama szedł z rękami w kieszeni i nie zwracał na nic uwagi. Aaron, Carmen i Agatha trzymali się razem, chociaż Informatyk usilnie próbował był przynajmniej krok przed dziewczynami. Mycroft szedł z Wendy i o czymś razem gadali. Podczas procesu stanęli po dwóch stronach barykady, więc mogli wymieniać się poglądami, chociaż równie dobrze mogła to być rozmowa o niczym. Alan szedł obok Elizabeth, ale nie rozmawiali ze sobą. Ethan trzymał się blisko Cecily, która opowiadała mu coś gestykulując przy tym. Julia szła sama, nie patrząc na nikogo. Po prostu podążała przed siebie. Sandra szła wraz z Lily, która wyglądała równie kiepsko, jak po pierwszym procesie. Dziewczyna miała rozbitą psychikę. Przechodziłem już depresję oraz inne zaburzenia. Nie wyglądała na osobę, która jest w stanie sobie z tym poradzić. Dotarliśmy do windy i wsiedliśmy, aby w milczeniu pojechać na górę. Gdy tylko wysiedliśmy przy recepcji każdy chciał pójść w swoją stronę, ale Jacob zatrzymał wszystkich chrząknięciem.- Chciałbym żeby jak najwięcej osób przyszło jutro na śniadanie. Musimy ustalić fakty i pomyśleć co dalej.- Dostaniemy pewnie kolejne cztery karty dostępu – zauważył Aaron.- Ustalimy to jutro. Uważajcie na siebie i spotkamy się na śniadaniu – powtórzył czarnowłosy i po chwili wszyscy zaczęli schodzić w dół. Ja poczekałem przy recepcji analizując w głowie, to czego się ostatnio dowiedzieliśmy. Moją głowę odwiedzały czasami myśli abstrakcyjne. Jedna z nich pojawiła się teraz, kiedy pomyślałem o postaci Agathy. Jej zakaz został zdjęty na czas procesu. Jak wygodne musiało być dla niej zabicie kogoś. Zakaz mógł być użyty jako alibi, a ona mogła spokojnie kogoś zabić. Tym kimś mogłem być ja. Chociaż większość nocy spędzałem śpiąc poza swoim pokojem w czytelni to musiałem powoli zacząć uważać. Era przypadkowych zabójstw mogła się kończyć. Co sprytniejsi na pewno już to zauważyli i kolejne morderstwo może już nie być tak przypadkowe. Byłem przez to najbardziej prawdopodobną ofiarą razem z Lily, Agathą – przez ich postury oraz Jacobem przez jego talent. Ja z kolei wystawiałem się tym, że ktoś mógł mnie zabić podczas snu, ale wracanie do pokoju uważałem za niepraktyczne, a dodatkowo czytelnia była na tyle duża, że znalezienie mojej skrytki graniczyło z cudem. Sam, chociaż znałem rozkład nieźle, miałem problemy ze znalezieniem mojego miejsca, w którym czytałem. Dojście tam w celu zabicia mnie musiałoby cechować się ogromną ilością szczęścia. Przed czytelnią miałem jeszcze jeden przystanek. Ruszyłem schodami w dół, zakręcając i trafiając na piętro sypialniane. Pokoje osób martwych były otwarte cały czas. Rzadko kto tam zachodził, odwiedzanie pokojów, które aż kipiały aurą osób, których już nie było, nie należało do najprzyjemniejszych. Znalazłem drzwi do pokoju Rewa. Po otwarciu doznałem szoku. To był najdziwniejszy pokój jaki widziałem. Jedynym porządnym źródłem światła było nieduże ognisko, chociaż po chwili zauważyłem lampkę stojącą na biurku. Była ona jednak wyłączona. Obok ogniska, na małym pieńku, stał garnuszek oraz dwie musztardówki. Podłoga była miejscami ziemią. Ukucnąłem i wziąłem jej trochę do ręki. Prawdziwa ziemia, zdziwiłem się. W oczy rzuciła mi się szafa wypchana po brzegi mundurami. Na drzwiach miała lustro. W pokoju było tak ciemno, że trochę mi zajęło znalezienie łóżka. Stało one na podwyższeniu, ale było pogrążone w mroku. Cały pokój przypominał bardziej obóz w lesie, z drewnianymi elementami niż pokój w hotelu. Podszedłem do łóżka i siłowałem się z nim chwilę. Było trochę skromniejsze niż w moim pokoju, ale wciąż duże i ciężkie. Przesunąłem je w końcu. Nie czułem się na siłach do takich wysiłków, to nie było moje powołanie. Przysiadłem na deskach i zacząłem na oślep szukać skrytki, o której wspominał Rew. Nie było to łatwe, ale w końcu paznokcie zatrzymały się na wyżłobieniu. Podważyłem je ostrożnie i odłożyłem kawałek drewna na bok. Przed moimi oczami stanął wydrążony schowek głębokości parunastu centymetrów. Był pusty. Odłożyłem deskę na bok i zdjąłem kapelusz, żeby przeczesać włosy. Ktoś jeszcze znał rosyjski. Westchnąłem i wstałem. Straciłem okazję, a nie miałem pojęcia, kto mógł to wziąć. Czy mogli to być Porywacze? Mogłem zapytać. Lokaj stał w recepcji. Podniosłem się i nie przesuwając łóżko z powrotem, wyminąłem ognisko i wyszedłem. Ruszyłem w stronę schodów. Po chwili byłem przy recepcji. Lokaj zlustrował mnie spojrzeniem. Rzadko spotykał kogoś o tej porze, ale chociaż dochodziła druga to nie wyglądał na ani trochę zmęczonego. Nie wyglądał w ogóle jak człowiek, ale nie za bardzo wiedziałem, czym jeszcze może być. Być może był tresowanym niewolnikiem, który miał zupełnie inne limity niż każdy inny. Czytałem sporo o niewolnictwie na bliskim wschodzie oraz w Afryce i koloniach brytyjskich oraz francuskich. Niektórzy niewolnicy potrafili pracować przez dwadzieścia godzin i byli tak bardzo przyzwyczajeni do pracy, że cztery godziny na sen były dla nich wystarczające.- Mogę w czymś pomóc Panie Kowalski?- Chciałem się dowiedzieć, czy zabieraliście coś z pokoju Rewolwerowa po jego śmierci.- Nie. Nie zachodziliśmy jeszcze do jego pokoju.- Czyli jeżeli coś z niego zniknęło to raczej sprawka któregoś z gości? – wolałem się upewnić.- Dokładnie tak.- Dziękuje – odpowiedziałem i poszedłem w stronę czytelni. Nie miałem pojęcia, kto mógł wiedzieć o skrytce. Jedyne osoby, które były blisko Rewa to Yama oraz Alice, ale Komunista skierował wiadomość do mnie, utrzymywał wyraźny kontakt wzrokowy, więc to musiało być to. Wspiąłem się po schodach i przeszedłem przez dobrze mi znane drzwi. Minąłem fałszywe stanowisko, w którym pracowałem, chociaż najważniejsze odkrycia ukryłem gdzieś indziej. Mając wiedzę miałem zbroję, która chroniła mnie przed wieloma nieprzyjemnościami. Informacje to władza. Zawsze wyznawałem tą zasadę. Wszedłem pomiędzy labirynt książek. Tutaj było moje królestwo. Chociaż czytelnia nie była nie wiadomo jak duża to była zdecydowanie największym pomieszczeniem, które póki, co mieliśmy dostępne, przeważając nawet deptak. Półki tworzyły coś na kształt miasta, z ulicami, które potrafiły być zgubą dla niedoświadczonego wędrowca, który trafił na ich teren. Znałem rozkład czytelni jak własną kieszeń. Działy nie miały przede mną żadnych tajemnic. Bazę stworzyłem w zachodniej części, gdzie o dziwo dało się dojść tylko poprzez część wschodnią. Nikt z gości nie wiedział jak tam dojść. Czułem się bezpieczny. Podróż do mojej skrytki zajęła mi dziesięć minut. Gdy tylko dotarłem do ustawionego fotela, niedużego stolika, podręcznej półki i lampki oniemiałem. Siedział na nim Samfu, który chrapał, trzymając w ręku plik kartek. Notatki Rewa. Czyli to on znalazł je przede mną. To jednak nie było tak szokujące, jak to, że znalazł moją kryjówkę. Byłem ciekaw, po co tu przyszedł, bo pewnie nie bez powodu. Samfu był tajemniczym człowiekiem, który czasami siedział cicho, ale czasami mieszał i to bardziej niż dało się to zrozumieć. Pokazał to testując Jacoba w swojej dziwnej grze. Rozumiał zasady pobytu w hotelu bardziej niż ktokolwiek inny i to czyniło z niego naprawdę niebezpiecznego człowieka. Usłyszałem szelest kartek. Ledwo zdążyłem wybić się z toku myślowego, gdy plik, który trzymał Samfu uderzył mnie w udo i upadł na ziemię. Samfu nie spał. Patrzył na mnie szczerząc się i zakładając nogi na stolik. Lubiłem ten stolik, więc nie podobało mi się to ani trochę.- Kowalski analiza! – krzyknął śmiejąc się. Pokiwałem tylko głową schylając się i zbierając kartki. Niedbałe pismo rzuciło mi się w oczy. To musiały być te zapiski – Wybacz, nie mogłem się powstrzymać.- Jak znalazłeś to miejsce? – zapytałem.- Przecież to czytelnia. To nie jest jedno ze stoisk? – zdziwił się sztucznie.- To ty zabrałeś notatki Rewolwerowa – zauważyłem – Znasz rosyjski?- Eee – mruknął pokazując dwoma palcami, że trochę - To nic ciekawego. Chyba, że dla ciebie informacje o tym będą przełomowe. Chciałbym jednak wtedy o tym wiedzieć.- Szantażujesz mnie? – zapytałem podirytowany.- Niestety nie. Nie mogę. Taki mam zakaz – westchnął teatralnie – Ale powiedzmy, że to szansa, żebyśmy zostali partnerami, partnerze. Nie odpowiedziałem. Czekałem aż sam pociągnie swój teatralny monolog.- Ty mi będziesz przekazywał informacje zupełnie jak Olivierowi, jak biedaka nie spotkała jeszcze żelazna kurtyna.- Żelazna kurtyna wcale... - zacząłem, ale uciszył mnie gestem dłoni.- Ja za to nie powiem o tym miejscu nikomu i pomogę ci przetrwać. Co ty na to?- Jak pomożesz mi przetrwać? – zapytałem.- Staram się rozgryźć ten system i to miejsce rzeczywiście wydaje się być niezwykle bezpieczne. Sprawię, że staniesz się tutaj niewidzialny, a w zamian chcę tylko trochę informacji, które i tak przekażesz grupie, tylko ja będę pierwszy. Czy to zły układ? Może wolisz, żebyśmy jutro zjedli śniadanie całą grupą przy tym stole.Zacisnąłem zęby. Denerwował mnie.- Dobra. Dla świętego spokoju się zgadzam, ale całość przygotuje ci do jutra, dzisiaj muszę zebrać myśli. Dostaniesz to po południu.- Doskonale. Nie pożałujesz, ba obiecuje, że jak sam dowiem się czegoś ciekawego to ci to podrzucę. W geście dobrej woli – wstał powoli z fotela i przeciągnął się – Cholera, zapytałbym którędy do wyjścia, ale wyjdę na słabo doinformowanego partnerze – zaśmiał się. Wskazałem mu w milczeniu odpowiednią uliczkę i tak nie dało się lepiej tego określić. Samfu zniknął, a ja przez długi moment czekałem aż przestanę słyszeć jego kroki. W końcu usiadłem, chociaż nie czułem się tu już bezpieczny. Rozejrzałem się, jakbym bał się, że Samfu skądś wyskoczy i zrobi mi krzywdę. Miałem nadzieję, że jego słowa były cokolwiek warte. Spojrzałem na zapiski, które pozbierałem z podłogi. Miałem nadzieję, że niczego stąd nie zabrał. Przekartkowałem. Było tego zaledwie parę stron. Przeleciałem szybko wzrokiem. Nie mogłem zasnąć nie sprawdzając, co tutaj znalazłem. Ostateczne Peccatorum, przeczytałem nagłówek. Zobaczyłem parę słów o organizacji, o Porywaczach oraz o naszej grupie. To wcale nie musiało być mało istotne, jak założył wcześniej Samfu. Postanowiłem, że przebadam to i złożę wraz z resztą w całość. Poczułem zmęczenie. Nie dzisiaj, pomyślałem i ułożyłem się wygodnie, zasłaniając oczy fedorą. Zasnąłem wkrótce po tym.* Rano obudziłem się przed komunikatem, który zabrzmiał niecałe pięć minut po tym, jak otworzyłem oczy. Podniosłem się i poszedłem w stronę wyjścia. Notatki ukryłem w kieszeni spodni, tam gdzie miałem też swój notatnik. Od przybycia do hotelu zapisałem prawie pięćdziesiąt stron. Były to luźne przemyślenia, merytorycznie wskazałbym tam z dziesięć stron ważnych i istotnych przemyśleń. Wydostałem się z labiryntu i wyszedłem przez drzwi. Na korytarzu pomiędzy czytelnią, a salą zabaw nie widziałem nikogo. Rzadko kto tu bywał, bo odkąd otwarto pub i siłownię to do sali zabaw przychodzili tylko żeby się zrelaksować na masażu lub grając na konsolach. Zszedłem po schodkach i ruszyłem w stronę jadalni. Po drodze, przy recepcji wpadłem na Cecily. Dziewczyna darzyła mnie sympatią. Lubiłem ją, chociaż było w niej coś dziwnego, niespotykanego.- Hej Maks, od rana w czytelni? – zapytała.- Właściwie to tak – wolałem zmilczeć fakt, że tam spałem – Jak się trzymasz po wczoraj?- Dwie kolejne ofiary to straszna rzecz, ale przyznam szczerze, że ich śmierć bardzo mnie nie ruszyła. Jestem tutaj żeby przetrwać i uciec, a bez zdrajcy, który przekazuje wszystkie kroki Porywaczom, na pewno będzie to prostsze.- Mnie już trochę męczy ta nagonka. Dziwię się, bo nie jest to wyścig szczurów. Wszyscy moglibyśmy uciec, a skaczemy sobie do gardeł.- Wiesz, w pewnym momencie kończą się opcję. Nie dziwię się, że niektórzy wykorzystują moment.- Zbieram informacje...- Maks. Proszę cię. Zbierasz informacje, dowiemy się o tym miejscu, ale co to zmieni? Przecież to nie jest żadna gwarancja. Na pewno lepiej wiedzieć niż nie wiedzieć, ale to wciąż nie gwarantuje nam ucieczki. Ciężko utrzymać wszystko w ryzach – wyglądała jakby słowa ją denerwowały.- Ja jestem przekonany, że jak poznamy to miejsce to stąd uciekniemy – odpowiedziałem spokojnie. Poszliśmy razem do jadalni dyskutując o opcjach. Byłem całkowicie innym człowiekiem, który wierzył w to, że ucieknie. Ona patrzyła na to obiektywnie. Była ogólnie niesamowicie obiektywną osobą, która na każdym procesie szukała po prostu prawdy. Czasami czułem się nieco zagubiony w gronie osób, które od dwóch tygodni były moimi współlokatorami. Większość zdawała się mieć drugie dno. Samfu, Cecily, Jacob, Alice... Dałoby się wymieniać i wymieniać. Przed samymi drzwiami dogonił nas Yama oraz Ethan, którzy raczej byli zainteresowani Cecily niż mną. Przywitaliśmy się i weszliśmy do środka, gdzie po chwili zebrała się prawie cała grupa, oprócz Julii. Nałożyłem sobie jedzenie. Audrey wyglądała na pewną siebie jak zawsze. Przywitałem ją zdejmując kapelusz, a ta rzuciła wesołym przywitaniem.- Zjedz coś, marnie wyglądasz.- Nie omieszkam – odpowiedziałem i nałożyłem sobie trzy tosty z jajkiem i bekonem i świeże, ciepłe, ciastka z czekoladą. Miałem ochotę na nieco słodyczy. Chciałem spakować jedzenie i wyjść, ale Jacob przejął inicjatywę wstając, więc postanowiłem poczekać, żeby zobaczyć, o czym planuje mówić. Rozejrzałem się i rzucił mi się w oczy Aaron. Siedział obok Elizabeth, która coś mu mówiła. Miał obandażowane ręce. Coś się stało? Lily, która siedziała kawałek dalej też wyglądała kiepsko. Sandra próbowała ją pocieszać.- Wiem, że to może zaczyna się robić monotonne, ale powinniśmy zebrać fakty, co do wczorajszego procesu – zaczął Jacob, zagryzając kabanosa, którego trzymał w ręku.- To naprawdę robi się nudne – stwierdziła Alice – Zresztą jedyne, czego się dowiedzieliśmy dotyczyło Oliviera, ale nie wiem czy jest, o czym gadać.- Ustaliliśmy właściwie wszystko. Nie rozumiem tylko, dlaczego zgodził się na jedzenie tych rzeczy. Może był głuchy, ale nie wyglądał na kogoś tak łatwego do zmanipulowania – dodała Carmen.- Wydaje mi się, że to kwestia tego, że początkowe działanie tego specyfiku było obiecujące – odpowiedział Alan – Widziałem różnice Oliviera w pierwszych dniach, a w późniejszych.- Przestał żreć te kulki to od razu zginął – parsknął Samfu.- Z takim podejściem Duchy wybiją nas wszystkich – stwierdziła Wendy pociągając łyk herbaty.- To my się wybijamy. Nawzajem – skwitowała Agatha.- Postaram się zmienić to odpowiednią magią, myślę, że to zapewni nam spokój na jakiś czas – wykrzyknął Ethan i machnął peleryną, wypuszczając z jej głębi kłęby dymu.- Myślę, że powinniśmy przestać tak bardzo się wczuwać, bo im bardziej się staramy tym gorzej zaczyna być. Każdy powinien się zająć sobą. Symbioza rzadko kiedy działa w naturze – wytłumaczyła Carmen – Pamiętam, że jak podlewa się... Florystka mówiła coś dalej, ale ściszyła głos na tyle, że usłyszeć ją mogła tylko siedząca obok Agatha.- Olivier stał się ofiarą, ale Porywacze powiedzieli, że nam to wynagrodzą. Jestem ciekaw jak... – powiedział Mycroft.- Nie chodziło mi o Oliviera. Myślę, że jego historia się już skończyła, a ja bardziej chciałem zwrócić uwagę na egzekucję Rewa – poprawił myśl Jacob.- Co z nią nie tak? – zdziwiła się Audrey.- Była straszna... Nie lubiłam go i był potworem, ale nikt nie zasłużył na taką śmierć – Agatha wyraziła swoje zdenerwowanie.- Chodzi ci o miejsce? – błysnął Haker – Było inne, ale Rew nie spadał zapadnią.- Las by pasował do hotelu ukrytego od ludzi – zauważył Yama – Ale jakoś nie widzę takiego budynku w lesie.- Chyba, że jesteśmy pod ziemią – przypomniał Mycroft.- Jakoś do mnie nie przemawia ta teoria – dodałem.- Coś z tymi egzekucjami jest nie tak, ale nie wiem, co. Chciałbym wiedzieć, bo coś czuję, że to jak wyglądają, nie jest takie przypadkowe – podsumował Jacob.- Ten zakaz niszczenia ciała daje do myślenia – stwierdziła Elizabeth – Ale po co Duchy miałaby brać te ciała? Przecież nie urządzają im pogrzebu.- Może chcą na ich podstawie zrobić szczepionkę albo lekarstwo? Na to skażenie, o którym mówili? To które nas dotyczy – wypowiedź Sandry była mądra, ale nieco nieskładna.- Elizabeth, czy ta choroba jest jakkolwiek widoczna? Widzisz jakieś objawy? Bo ja naprawdę czuję się zdrowy – powiedział Mycroft.- Póki co ich nie widać, ale choroba dopiero się rozwija. Z tego, co mówiły nam duchy, może zaatakować dopiero później. To dopiero się zaczyna, a my możemy to zastopować. Jak zauważę objawy u siebie lub kogokolwiek to dam znać. Pilnuję sytuacji, a jak zauważycie coś dziwnego w swoim organizmie to przychodźcie do mnie. Cokolwiek by to nie było – poprosiła.- Wyskoczyło mi coś dziwnego na pe... - zaczął Samfu, ale Alan mu przerwał.- Może to kwestia emocjonalna i psychiczna. Nie uważacie, że ta cała gra bardzo mocno skupia się na emocjach? Mamy się bać, mamy się trzymać razem, walczyć o przetrwanie. Ludzie zachowują się inaczej i zmieniają.- Nie możemy tego na razie określić. Nie mam miejsca, gdzie mogłabym lepiej zbadać krew czy pobrać wyniki, które mogłyby nam coś powiedzieć. Niestety, ale póki, co jestem bezsilna. Liczę, że niedługo dostaniemy dostęp, do chociaż niedużego laboratorium.- Jeżeli to działa tak samo jak ostatnio to Lokaj powinien dać nam po dwie karty dostępu za Oliviera i Rewa – powiedział Yama.- Zgadza się – Lokaj pojawił się w jadalni w niewiadomym momencie. Większość ludzi się już nawet nie odwracała. Był tutaj i każdy akceptował to w pełni – Muszą się państwo stawić w południe w czytelni, tam przekażę państwu karty oraz ogłoszę coś jeszcze.- Nie mieliśmy mieć przypadkiem dwóch tygodni spokoju? – przypomniał Samfu.- To będzie dopełnienie formalności. Więcej dowiedzą się państwo na spotkaniu. Lokaj uciął rozmowę w dogodnym dla siebie momencie. Nie próbowaliśmy go dopytywać, bo rzadko kiedy to coś dawało. Wykorzystując przerwanie rozmowy, też wstałem i ruszyłem w stronę drzwi. Podczas rozmowy ledwo zacząłem jeść, więc pozostałe jedzenie zabrałem ze sobą. Nikt nie protestował, rzuciłem tylko, że pojawię się w czytelni i po chwili szedłem korytarzem. Musiałem zebrać myśli. Chociaż tematy, które poruszył Jacob były interesujące, to zrezygnowałem z dłuższej dyskusji. Ludzie byli żądni wiedzy, więc nadszedł czas żebym ją im przedstawił. Wszystko, co wyczytałem o instytucie Alberto Sora, o samym profesorze i organizacji. Miejsca nie próbowałem odgadywać, bo informacje, które znajdowałem dotyczyły raczej samych badań. Musiałem jeszcze lepiej zagłębić się w notatki Rewa, ale miejscami były one trudne do zrozumienia. Planowałem przegryźć je na ławce na deptaku. Ruszyłem do windy. Pojawiła się prawie natychmiast po wciśnięciu przycisku. Wsiadłem i pojechałem do jednego z ulubionych miejsc w hotelu. Na odpowiednim piętrze przeszedłem przez blaszane drzwi i przeniosłem się do innego świata. Dzisiaj był bardzo słoneczny dzień, chociaż na cyfrowym niebie widziałem parę chmur. Kamienie przyjemnie uciekały spod stóp pod ciężarem mojego ciała. Przeszedłem się dróżką i dotarłem do centrum, gdzie fontanna wybijała rytm całego pomieszczenia. Woda zdawała się hipnotyzować i kusić. Usiadłem i zerknąłem raz jeszcze na notatki Rewa. Pisał o naprawdę dziwnych rzeczach. Wspominał o nowym szarlataństwie i nowym odłamie. Czymś zupełnie nowym. Najbardziej zastanawiał schemat, który rozrysował na końcu. Miał siedem kółek. W trzech z nich były litery "N", "B" oraz "S". Czy mogło się to tyczyć naszych Porywaczy? W środku, pomiędzy kółkami, widniał napis Peccatorum. To było prawdopodobne. Pozostałe cztery nie mówiły mi nic. Literki "C", "M", "C" oraz ostatni okrąg, w którym był literka "X", chociaż postawiona pionowo, a nie na ukos. Czy warto było dopasować ich do gości? Literki C mogły pasować do Carmen, Cecily, Caumonta, Clarisse, a z kolei M, Mycrofta, Mayer i mnie. Tylko, czy to była odpowiednia logika? Wydawało mi się, że "C", "M" i "C" mogły oznaczać coś zupełnie innego. Tylko, co mógł oznaczać tajemniczy "X". Co oznaczało to wszystko? Zastanowiłem się patrząc w przód, pomiędzy drzewa. Nie mogłem, póki co, tego zrozumieć. Linijki o złamaniu konwencji... cała ideologia komunistyczna była dla mnie trochę zagmatwana, znałem tylko podstawowe założenia, ale zastanawiałem się skąd Rew to wszystko wiedział? Czy jego agencja go na to przygotowała? Czym było Ostateczne Peccatorum? Na pewno miało jakiś związek z hotelem i grzechami. Była to odmiana, w którymś z przypadków tego słowa po łacinie, nie pamiętałem aż tak dokładnie. Jak ten hotel i nasi porywacze łączyli się z motywem grzechu? Siedem okręgów mogło oznaczać siedem grzechów, ale nie znałem języka, w którym dane literki odpowiadałby grzechom, zresztą to nie byłoby wtedy aż tak przełomowe odkrycie. Ten schemat musiał ukrywać coś więcej, a ja dalej tego nie wiedziałem. O badaniu komórek nie wiedziałem póki, co za dużo. Sam instytut był projektem rządowym prowadzonym przez profesora Alberto Sora. Finansowało go wiele krajów i oficjalnie zajmował się badaniem nad odnową komórek, która miała przedłużać życie rasy ludzkiej. Coś się jednak musiało stać, nie do końca wiedziałem, co. Cały instytut zniknął z dokumentów i został uznany za zamknięty około trzydziestu lat temu. Jeżeli teraz w nim byliśmy, to znaczyło, że w międzyczasie został zamieniony w hotel. Zamiast masy naukowców mieliśmy dwójkę duchów oraz nieludzkiego Lokaja, który tylko z wyglądu przypominał zwyczajnego człowieka, bo poza tym zachowywał się w sposób trudny do wyjaśnienia. Czym był? Nie wiedziałem. To co jednak wiedzieliśmy, to to, że wszyscy byliśmy zarażeni. Każda osoba na ziemi została zarażona przez tajemniczego wirusa, który przechodził powoli do fazy ataku. Chociaż nie czułem się podlej niż przez ostatnie lata, w których nie mogłem pokonać swoich blokad twórczych, to według Porywaczy to był moment, w którym jak nie zaczniemy działać to całą ludzkość czekała powolna i bolesna zagłada. Hotel był budynkiem, który działał w nienaturalny sposób. Mieliśmy tajemnicze windy, które zdawały się nie ruszać, a tak naprawdę przenosiły nas na zupełnie inne piętra. Ogromne pomieszczenia, bogato wyposażone, a nawet takie, które imitowały świat zewnętrzny. Klatka schodowa działała normalnie tylko w kwadracie, w pozostałych częściach hotelu było tajemnicze pole, które mieszało w głowie i wyłączało świadomość, tak żebyśmy przez przypadek nie dotarli na nieodpowiednie piętro. Cały budynek, chociaż nie wiadomo gdzie dokładnie się znajdował, był otoczony dodatkowym polem elektromagnetycznym, które ukrywało nas skutecznie przed całym światem. Prawdopodobnie byliśmy w Europie, ale ta informacja nie była nawet specjalnie ważna. Tak naprawdę dużo nie zmieniała. Trochę załamywała mnie moja niemoc. Dalej brakowało informacji. Aaron w tym momencie szukał ich w pracowni informatycznej, ale oprócz tego nie mieliśmy niczego, czego można się chwycić. Wszystko, czego mogliśmy się dowiedzieć było filtrowane przez porywaczy. To oni dostosowywali tempo zdobywanej przez nas wiedzy. Jedynymi wyjątkami były wypadki. Julia i Alan dowiedzieli się całkiem sporo z faktury. Porywacze bywali bardzo nieuważni, zostawiali wskazówki, które wydawały się wymykać im spod kontroli. Śpieszyli się, ale co właściwie ich goniło? Rozpoczęli tą całą grę z jakiegoś konkretnego powodu. Może czas rzeczywiście się im kończył. Jak długo przygotowywali to miejsce? Czy był w nie zaangażowany ktoś jeszcze, czy przerobili cały budynek tylko przy pomocy dłoni Lokaja? Skąd Rewolwerow tyle wiedział? Czy choroba naprawdę istniała, czy była tylko wymówką? Złapałem się za głowę, czując nagły atak bólu. Za dużo myśli. Chociaż mogło to wydawać się śmieszne, to czułem się tak, kiedy chciałem przemyśleć zbyt wiele rzeczy na raz. Oparłem się i wsłuchałem w kapiącą wodę. Nie wiedziałem, na czym powinienem się skupić, ale zacząłem od przygotowania notatki, którą mogłem przeczytać reszcie. Wszystko było spisane. Zacząłem powoli przepisywać to samo na drugą kartkę, aby dać jedną kopię Samfu. Miałem z nim umowę i chociaż nie wiedziałem jak na tym wyjdę, postanowiłem mu zaufać. Miałem mało do stracenia. Przyjąłem stanowisko, ze jak zginę to nie będzie wcale tak źle. Dlatego podchodziłem do życia tak, jakbym nie miał nic do stracenia, co pozwoliło mi się skupić na pracy. Praca z kolei, sprawiała mi spory ból, ale się z nim zaprzyjaźniłem. Przepisanie drugiego egzemplarza zajęło mi dziesięć minut. Czas płynął dalej, a po chwili zobaczyłem, że dróżką, od strony windy nadchodzi Aaron. Już na śniadaniu rzuciły mi się w oczy jego bandaże. Gdy tylko podszedł do fontanny to usiadł na jej murku spoglądając w moją stronę. Kiwnął mi głową na przywitanie. Widziałem, że jest mocno zdenerwowany.- Nie pracujesz? – zagadałem.- Podobnie jak ty – odgryzł się.- Tu mnie masz... Mogłoby się wydawać, że ta krótka wymiana była całym dialogiem, ale po chwili Informatyk odezwał się ponownie:- Maks, powiesz mi, czy to moja wina?- Słucham?- Czy to przeze mnie ludzie giną?Przekręciłem oczami i spojrzałem na niego zaskoczony.- Co masz na myśli? Nie przez ciebie giną ludzie. Właściwie wydajesz się być jednym z tych, którzy naprawdę chcą pomóc nam stąd wyjść.- To, dlaczego to znowu się powtórzyło – jego dłonie zacisnęły się tak mocno, jakby miały zaraz pęknąć - Starałem się temu zapobiec, ale znowu mi się to nie udało. - Nie powinieneś się obwiniać – powiedziałem wstając – Jeżeli w tym hotelu byłyby trzy osoby, to mógłbyś mieć z tym problemy. Taka ilość, jaka jest teraz to proszenie się o katastrofę.- Robię wszystko, żebyśmy stąd uciekli, ale coś cały czas idzie nie tak... - był zły. Przez chwilę myślałem, że płacze, ale to była złość. Kipiała z niego negatywna energia, był niczym kocioł, z którego wrzało i się przelewało.- Robimy tyle ile da się robić. Nie możesz się całe życie obwiniać. Ja wracam do swoich obowiązków i tobie radziłbym to samo. Po co tu przyszedłeś? – zapytałem.- Chciałem zobaczyć to miejsce, bo on często tu przychodził. Szukałem jakiegoś... Urwał. Wiedziałem, co miał na myśli. Jego wyobraźnia tworzyła obraz, w którym coś, co było na tym piętrze sprawiało, że stał się ofiarą. Naprawdę się za to obwiniał, to było niesamowite.- Co ci się stało w ręce?- To nic takiego – uniknął odpowiedzi. Bandaże były założone profesjonalnie. Elizabeth na pewno wiedziała coś więcej.- Uważaj na siebie. Wróć do pracy. Będę miał sporo informacji, ty na pewno też się czegoś dowiedziałeś. Weź się w garść – powiedziałem i odszedłem. Nie byłem zbyt dobry w pocieszaniu, ani w uspokajaniu, więc nie było sensu dłużej tutaj siedzieć. Czułem wewnętrzną potrzebę działania. Nic mi nie sprawiało tak wielkiej frajdy jak to, od wielu, wielu lat. Ruszyłem w stronę windy. Myśli kołatały, ale zebrane na kartce nie uderzały aż tak mocno. Przeszedłem przez blaszane drzwi i doszedłem do windy. Ta czekała już na mnie. Nikt jej nie wołał, więc musiała tutaj być odkąd na piętrze pojawił się Aaron. Wsiadłem i wybrałem przycisk przenoszący windę do kwadratu. Chciałem już poczekać na spotkanie w samej czytelni. Wysiadłem i ruszyłem schodami na górę. Wtedy przypomniałem sobie o obietnicy, jaką złożyłem Samfu. Nie miałem zamiaru go szukać, więc zszedłem na chwilę na dół i składając kartkę na pół podszedłem do jego pokoju. Wsunąłem listę przez szparę na dole i zadowolony wróciłem do wcześniej wykonywanej czynności. Wspiąłem się po parunastu schodach, a następnie zakręciłem i powtórzyłem czynność dochodząc na najwyższe piętro kwadratu. Drzwi do czytelni, chociaż wyglądały masywnie, otworzyły się bez najmniejszego problemu. W środku wydawało mi się, ze jest pusto, słyszałem tylko i wyłącznie ciszę. Lubiłem ją. Przekroczyłem próg i minąłem swoje stanowisko, chcąc na chwilę zajść do skrytki i odłożyć niepotrzebne dodatki. Przemierzając półki i zakręty nagle coś usłyszałem. Chociaż byłem wysokim człowiekiem, to poruszałem się dosyć cicho. Zaciekawiony zajrzałem pomiędzy półki w dziale poświęconym przeróżnym poradnikom i zauważyłem dwie stojące tam postacie. Pierwszą była Agatha. Stała i trzyma w drobnych dłoniach niedużych rozmiarów figurkę, która nawet z daleka prezentowała się bardzo dobrze. Jej ręce delikatnie drżały. Obok niej stał Lokaj, który wyciągnął dłoń. Twórczyni Zabawek podała mu swoje dzieło, a ten uśmiechnął się i kiwnął głową. Porozmawiali chwilę o czymś, po czym Lokaj sięgnął po coś do kieszeni. Wyciągnął nieduże pudełko, które jej wręczył. Jej twarz płonęła czerwienią tak mocno, że mogłaby świecić w ciemnościach. Jeszcze parę dni temu pomyślałbym, że na moich oczach zdrajca porozumiewa się z porywaczami, ale to wyglądało bardziej na spotkanie... towarzyskie. Przyglądałem się jak jeszcze chwilę ze sobą rozmawiają. Lokaj w końcu ukłonił jej się nisko i zniknął w uliczce, która prowadziła, jak wiele innych, prosto do wyjścia. Agatha stała przez chwilę i przyglądała się pudełeczku. Otwórz je, skarciłem swoją ciekawość, ale byłem ciekaw, co tam było. Twórczyni jednak nie posłuchała moich myśli i schowała je do kieszeni. Odwróciła się na pięcie i zaczęła powoli iść w moją stronę. Wystraszony obróciłem się i schowałem w kolejne alejce, czekając aż Agatha mnie minie i sobie pójdzie. To było dziwne. Czego Lokaj od niej chciał? Spotkanie naprawdę wyglądało niewinnie, jakby dwójka dzieci, która bawiła się wspólnie w piaskownicy. Może nie było, po co się denerwować? Postanowiłem, że będę obserwować kroki Agathy i zobaczę, co będzie planowała. Nie wiedząc, co jeszcze mogę zrobić, ruszyłem dalej tam, gdzie planowałem. Dotarcie do kryjówki zajęło mi dobre kilka minut. Usiadłem na fotelu i postanowiłem, że zobaczę na wszystko informacje, jakie zebrałem jeszcze raz, poanalizuje zapiski Rewa i przeczekam tutaj aż do spotkania. Czas minął bardzo szybko. Ledwo poukładałem ostatnie zapiski i już musiałem wstawać. Zastanawiałem się, czy nie mógłbym poprosić Lokaja o to, żeby przestawił jedną z półek tak, żebym mógł wygodniej przechodzić z kryjówki do głównej części czytelni, ale zdawałem sobie sprawę, że to też mogło być dla mnie niebezpieczne. Przesunięcie półki bez jego pomocy było możliwe, ale ciężkie. Musiałbym wybrać jedną z mniejszych, bo te większe, nawet bez książek, miały parę metrów i sięgały prawie do sufitu. Zebrałem się i po chwili wróciłem do głównej części czytelni, gdzie czekał na mnie widok, prawie całej grupy. Zauważyłem Aarona, który dalej był czerwony ze złości, ale też Julię, która unikając tłumu stała oparta o ścianę, z dala od centrum akcji. Ze wszystkich brakowało jeszcze Alice, która jak na zawołanie weszła do czytelni i od razu rzuciła się w oczy. Zamiast swojego standardowego stroju, miała nałożone to, co przygotowywała Rewolwerowi. Prowizoryczny mundur leżał na niej dobrze, chociaż widać było, że szyty był na znacznie większego od niej mężczyznę.- Nie przesadzasz? – zapytała Carmen.- Obiecałam – odpowiedziała krótko i chociaż zabrzmiała poważnie to na jej twarzy gościł szyderczy uśmiech.- Ją akceptujemy – rzuciła Sandra – To mundur trupa też zaakceptujemy.- Moi drodzy – huknął głos Lokaja. Nie zauważyłem, kiedy wszedł. Czy był tutaj jeszcze od chwili, w której widziałem go z Twórczynią? Nie wykluczone – Nadszedł czas na dwa ważne ogłoszenia.- Ja chcę dołożyć trzecie, od razu po Lokaju – dodałem.- Co z dwoma tygodniami spokoju? – zapytał Samfu.- Obiecaliśmy wam dwa tygodnie spokoju i je dostaniecie.- Nie dostałam jeszcze mieszanki ziołowej, o której mówiliście wcześniej. Niczego nie weźmiemy, jeżeli tego nie dostanę i dokładnie nie zbadam. Chcielibyśmy dostać dodatkowo dostęp do laboratorium, chociaż na czas badania. To w moim pokoju nie wystarcza.- Będzie Pani zadowolona – powiedział spokojnym głosem wskazując teczkę z kartami dostępu. Znałem ją aż za dobrze – Co do mieszanki nie będzie potrzebna. Dowiecie się o czymś, co zastąpi wam ją skutecznie. Szkoda, bo zioła by na pewno was tak nie zabolały.- Co znowu? – zdenerwował się Mycroft – Miał być SPOKÓJ!- Proszę się nie denerwować. To nie moja decyzja, a pewnie gdybyście zgodzili się od razu na zioła to nie byłoby tego, co ogłoszę Państwu za parę dni.- Musisz być tak niepotrzebnie tajemniczy? – zapytała Wendy – Mamy dość rzeczy do zgadywania, twoje ogłoszenia powinny być zrozumiałe.- Takie mam wytyczne – uciął temat – Proszę, to karty dostępu na kolejne cztery piętra, które otrzymaliście za wygranie ostatniego procesu i śmierć Oliviera Naessa i Rewolwerowa Piotrowicza. Co do drugiego ogłoszenia... Tutaj zrobił chwilową pauzę i rozejrzał się po nas. Ostatnim razem, gdy tak się działo to ogłosił zdrajcę. Co teraz? Kolejny raz?- Za dwa dni pan Robertson oraz panna Mayer otrzymają oficjalną karę za złamanie swoich zakazów. Cała grupa wyruszy do specjalnej sali, gdzie dla przestrogi zobaczycie jak bardzo nie warto łamać zasad...

PeccatorumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz