Witamy Was w kolejnym rozdziale Peccatorum! Jest to bardzo osobisty i personalny rozdział z perspektywy Oliviera, który od dawna boryka się ze swoimi problemami. Mieliśmy krótką przerwę, ale chcemy dać Wam trochę więcej czasu na nadrobienie i ogarnięcie rozdziałów. Prace trwają i widzimy już na horyzoncie koniec. Historia jeszcze trochę potrwa, ale wiemy, że nie zostało tego dużo. No, ale to nie miejsce na takie przemyślenia - zapraszamy do lektury i jak zwykle prosimy o zostawienie po sobie śladu :)
Spoglądaliśmy na wiszący na jednej z półek plan. Wiedzieliśmy dokładnie jak wygląda cały hotel. Nowy zarys budynku nie różnił się aż tak bardzo od starego. Jeżeli wierzyć temu, co tu widzieliśmy zostały nam cztery piętra, żeby poznać wszystkie zakamarki. Byłem prawie pewien, że można było do tego doliczyć sekretne przejścia, których prawdopodobnie nigdy nie odkryjemy, ale poza tym udało się nam osiągnąć naprawdę dużo. W czasie gdy grupa przeszukiwała mechaniczne zoo, gdzie znaleźli sposób na wyłączenie filtru percepcji, poszedłem z Julią po obiad. Zapakowaliśmy wszystkie porcje na wózek i zanim zdążyliśmy wyjść z pomieszczenia gastronomicznego to zaczepił nas Bobru. Wspomniał nam o tym, że przez nieobecność Lokaja będziemy musieli sobie sami podgrzewać jedzenie i pokazał nam całe góry mrożonych produktów. Korzystając z ostatniego ciepłego i porządnego dania, jakie mogliśmy zjeść w najbliższych dniach, czekałem z niecierpliwością aż pójdziemy do jadalni. Chęć zjedzenia czegoś ciepłego miała jeszcze drugie podłoże. Dochodziła godzina 18:00. Wiedziałem, że dzisiejszy dzień może zakończyć się jedynie w jeden sposób – moją śmiercią. Chociaż myśl o nadchodzącym końcu była odwiecznym towarzyszem pobytu w tym miejscu, to odkąd wróciłem z drugiej strony, coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że nie powinno mnie tu być. Nie czułem się sobą. Nie potrafiłem się odnaleźć, a wieczne docinki sprawiały, że moje samopoczucie pikowało w dół. Nie byłem Olivierem, stałem się za to marionetką, pokazem umiejętności Bobra i Neri. Ta myśl nie przychodziła mi oczywiście z łatwością, ale podjąłem decyzję. Wolałem sam wybrać drogę, niż krążyć po ciemnym labiryncie. Byłem pewien, że grupa zauważyła, że dzisiaj nie miałem ochoty na rozmowę, ale byli do tego tak przyzwyczajeni, że nie licząc Julii, nikt nie zwrócił mi uwagi. Miałem spokój i mogłem dzisiaj to wszystko skończyć. Gdy dotarliśmy do jadalni, brakowało tylko Elizabeth i Alana. To co się z nim stało było kolejnym dowodem tego, że źle się dzieję. Zastanawiałem się tylko, czy to rzeczywiście był jego pech, czy ktoś go zaatakował. Poznaliśmy Alana jako pechowca, chociaż jego akta nie pokazywały jego prawdziwego talentu. Równie dobrze mógł być oszustem i kolejną osobą, która pracuję z Duchami. Nie zapomniałem, że pośród nas mógł być jeszcze drugi zdrajca. Gdy przekazywałem informacje, nie miałem pojęcia, że ktoś jeszcze może robić to samo, co ja, ale teraz ta opcja pojawiała się w mojej głowie. To nie twój problem, powtórzyłem sobie w głowie. Kolejną rzeczą, która mnie dobijała był brak weny. Chciałem stworzyć obraz, ale mogłem jedynie patrzeć na płótno. Kształty nie były takie same. Kolory wyglądały inaczej. Ręka nie słuchała się tak, jak kiedyś. Odrestaurowany wrak Naess. Zacisnąłem pięści. Nie musiałem się denerwować, to wszystko miało się niebawem skończyć. Usiadłem przed talerzem z daniem, którego w życiu nie jadłem. Przypominał makaron, który był okraszony niedużymi fragmentami bliżej nieznanej rośliny. Była ona chrupiąca i smakiem przypominała mi bardzo delikatne mięso. Wszystko było zalane słodko-kwaśnym sosem. To był mój ostatni posiłek. Bolał mnie brzuch, ale nie przejmowałem się tym, w końcu za parę godzin będę trupem. Zastanawiałem się jak chcę to zrobić i wybrałem najłatwiej dostępny sposób. Chciałem się powiesić. Wczorajszej nocy, tuż przed pójściem spać napisałem list. W planach miał być długi i wszystko tłumaczyć, ale ostatecznie skróciłem go do dwóch zdań, gdzie stwierdzam, że się zabijam oraz żegnam z całą grupą. Czy komuś było potrzebne więcej? Planowałem zostawić otwarte drzwi i nie kombinować ponad miarę. To, że miałem odejść z tego świata, nie oznaczało, że powinienem mieszać.- Brak filtru percepcji da nam zupełnie nowe opcje – zauważyła Julia – Szkoda, że nie możemy wejść na pozostałe piętra. Warto też poszukać dodatkowych przejść. Duchy muszą gdzieś mieć swoją kwaterę. To, co widzieliśmy u Lokaja to tylko wierzchołek góry lodowej.- A kiedy włączymy go z powrotem? – zapytała Agatha.- To znaczy? – Julia spojrzała na nią zdziwiona.- Nie włączymy go z powrotem? Julia zrobiła minę jakby usłyszała wyjątkowo dziwne słowo w obcym języku.- Filtr miał parę innych przydatnych funkcji. Przede wszystkim stabilizację, która pozwalała przenosić różne przedmioty nawet po schodach. Poza tym to ułatwia poruszanie się, pomyślcie co by się stało jakby ktoś kogoś załat...- Przestań Aaron – Mycroft pokręcił głową – Nikt nie potrzebuję twojego straszenia.- Straszenia? – Aaron spojrzał na niego z niedowierzaniem – Naprawdę jesteś aż tak beznadziejnie beztroski?- Mnie na przykład – Julia przerwała wiszącą kłótnię – zastanawia co z filtrem percepcji, który był nałożony na las na deptaku. Pamiętacie?- Byłam tam, mówiłam już wam, że znalazłam tam dziewczynkę... - zaczęła Carmen – Możecie mnie posłuchać?- Carmen niby coś widziała, ale warto to sprawdzić. Nie wiadomo jak to wtedy... - zaczęła Wendy, ale przerwało jej donośne uderzenie w stół, które sprawiło, że cała sala zamilkła. Spojrzeliśmy na Carmen.- Czy możecie chociaż raz w życiu mnie do cholery posłuchać? – w jej głosie słychać było zdenerwowanie, którego nie słyszałem nigdy wcześniej. Blada skóra nabrała kolorów, a jej oczy wręcz zapłonęły. Poczułem niepokój, bo zachowywała się zupełnie inaczej. Zawsze była cicha i ciepła, a teraz przypominała kogoś innego – Byłam tam i wiem, co widziałam! Mam dość tego, że traktujecie mnie cały czas jak powietrze. Mamy ten sam cel, a mam wrażenie, że traktujecie mnie jak dziecko!- Carmen? – Agatha spojrzała na nią przerażona. Obserwowałem moją niedużą przyjaciółkę z uwagą. Co mogła czuć po tym, jak Lokaj zniknął? Teraz jej najlepsza i jedyna przyjaciółka zachowywała się dziwnie. Przez to wszystko zacząłem się poważnie martwić.- Uspokój się Carmen i usiądź – poprosiła Wendy. Carmen spojrzała na nią i podeszła w jej stronę.- Hej! – krzyknął Mycroft, podrywając się z ławki, ale zanim Carmen zdążyła cokolwiek zrobić złapał ją Aaron.- Idziemy do Elizabeth – warknął.- Odczep się ode mnie! – powiedziała i próbowała mu się wyrwać, ale ten nie dawał za wygraną i siłą wyprowadził ją z jadalni. Westchnąłem. Sytuacja była napięta, ale ja się tym nie przejmowałem. Było mi po prostu przykro.- Co w nią wstąpiło? – zapytała Wendy – Nigdy się tak nie zachowywała.- Może ma dość tego, że każdy traktuje ją jak powietrze? – spytała Alice. Zaśmiałem się pod nosem. Przezabawne.- To do niej niepodobne – powiedziała Agatha – Pójdę z nimi, może będzie potrzebowała mojej obecności...- Popatrz na zegarek, nie masz dużo czasu – przypomniał jej Mycroft, uśmiechając się. Agatha wypadła z jadalni niczym burza. Alice wstała.- Przykro mi się patrzy jak moi przyjaciele popadają w taką rozpacz! Gdzie się podziała wasza wola walki?- Alice. Daj sobie spokój – Julia powiedziała to tak zwyczajnie... Mycroft parsknął śmiechem.- Mówię poważnie. Jak tak dalej pójdzie powtórzy się sytuacja z wtedy, jak mieliśmy dwa tygodnie spokoju. Chcecie zacząć wyglądać jak Carmen? Dziewczynie się poprzestawiało w główce.- Taka z ciebie przyjaciółka, że nie umiesz jej pomóc? Mam wrażenie, że ostatnio jesteś w stanie tylko krytykować – stwierdził Mycroft, zakładając ramię na ramię.- Mycroft i ty przeciwko mnie? – widocznie posmutniała – Wszyscy jesteśmy zmęczeni, może chodźmy się przespać. Jeszcze niektórzy będą chcieli wykorzystać tą sytuację do własnych celów – spojrzała na mnie. Nie odwróciłem wzroku, była mi teraz równie obojętna jak wszystko inne.- Chodź Mycroft, szkoda marnować na to czas – poprosiła Wendy, łapiąc go za rękę.- Proszę was – w jej głosie słychać było przerażenie – Nie kłóćmy się. Nie chciałam tak zabrzmieć...Nie miałem ochoty z nimi siedzieć. Wstałem i poszedłem do wyjścia.- Olivier... - Julia chciała mnie zatrzymać, ale nie miałem ochoty z nią rozmawiać. Ruszyłem korytarzem, mijając opustoszałą recepcję. Czułem zamęt w głowie, myśli nie umiały się ułożyć. Jeżeli mój umysł był naczyniem to z pewnością miał w sobie niejedną dziurę. To był mój ostatni spacer po tym miejscu. Gdzie mogłem pójść? Nogi same zaniosły mnie w kierunku pracowni malarskiej. Do galerii nie czułem żadnego przywiązania, było to najmniej lubiane przeze mnie pomieszczenie. Kojarzyło mi się z czasami, kiedy wróciłem do życia i spędziłem tam parę dni zbierając siły i układając sobie wszystko w głowie. Pracownia z kolei kojarzyło mi się ze zdradą, ale lubiłem to miejsce. Usiadłem przed obrazem przedstawiającym zachód słońca. Poza mną nie było tutaj nikogo. Rozwiązałem plecak i wyciągnąłem z niego soczek w kartonie. Miałem na niego ogromną ochotę. W tym miejscu wisiało też kilka moich prac. Obserwowałem je z błyskiem w oczach. Zdawało mi się jakbym był w stanie tworzyć cudowne dzieła, najlepsze prace w moim życiu, ale ten okres już minął. Po prostu zniknął. Czy tak czuł się Maks? Czy jego życie polegało na ponownym dążeniu do ideału, którego nie był w stanie osiągnąć? Wszystko wydawało się nie mieć sensu. Wypalenie artystyczne było dla artysty gorsze od śmierci. Marzyłem, żeby wrócić do tworzenia. Może warto było dać sobie szansę? Wtedy coś usłyszałem, prawdopodobnie rury i to mnie tak zdenerwowało. Dismas, Raphael, Rew, Jacob, Audrey, Sandra, Lily, Samfu, Yama, Maks, Ethan i Cecily. Czemu ja byłem w tym cholernym miejscu, kiedy to mogli być oni? Czemu wraz z powrotem do życia straciłem do niego chęć? Na tym miejscu mógł siedzieć Jacob, który po zrozumieniu swoich błędów pomógłby grupie się stąd wydostać. Może byłaby to Lily, która wpadłaby na jakiś pomysł i powstrzymywała kolejne zbrodnie? Musiałem to być ja. Przeklęty nieudacznik, który nawet nie potrafił dobrze zginąć. Wstałem i zacząłem krążyć wokół kolumn. W końcu wyszedłem i z pracowni malarskiej udałem się do pralni. Tam, gdzie to wszystko się zaczęło. Podszedłem do rogu. Pralki pracowały, Alice musiała je wcześniej wstawić. Przypomniałem sobie czerwień i oparte ciało Dismasa. Minęło półtorej miesiąca, ale w takich sytuacjach czas leciał inaczej. Wydawał się dłużyć, trwać prawie nieskończoność. Dźwięk pracujących maszyn również mnie denerwował. Dlaczego je słyszałem? Krzyknąłem. Nie powinienem był, w końcu straciłem możliwość mówienia. Cholerna pomyłka. Kopnąłem w jedną z pralek. Nie wiedziałem po co to zrobiłem, ale odrobinę mi ulżyło. Wtedy miałem przebłysk. Zobaczyłem pociągnięcie, ślad i czerwień, która po chwili zamieniła się w wiele innych kolorów. Upadłem na pośladki, rażony tą wizją. Zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Przez jakiś czas kręciłem się jeszcze po hotelu, starając się dojrzeć jakikolwiek znak. Wycieczkę skończyłem w magazynie, skąd wziąłem dwumetrowy zwój liny. Nie znałem się specjalnie na kręceniu sznura, ale to nie mogło być takie ciężkie. Wróciłem do swojego pokoju i spokojnie wziąłem kąpiel. Byłem spokojny, co mnie wewnętrznie zaskoczyło. Byłem pewien, że ktoś taki jak ja będzie czuł stres, panikował, a ja byłem co najwyżej zdenerwowany. Po kąpieli wysuszyłem się i przystąpiłem do montażu mojej szubienicy. Z łóżka udało mi się dosięgnąć do specjalnego uchwytu na światło zawieszonego pod sufitem. Przerzuciłem parokrotnie linę i zawiązałem ją najmocniej jak potrafiłem. Dla próby, łapiąc się jej, zawisłem trzymając się rękoma. Zarówno rampa jak i lina wytrzymały mój ciężar bez większego problemu. Przystąpiłem do zrobienia pętli. To było trudniejsze, bo pierwsze próby skończyły się poluzowaniem, na które nie mogłem sobie pozwolić. W końcu udało mi się uzyskać upragniony efekt. Supeł trzymał mocno, a sznur pasował jak ulał do mojej szyi. Zadowolony z efektu swojej pracy podszedłem do biurka i z szuflady wyciągnąłem list. Spojrzałem jeszcze raz na puste płótno i z żalem w sercu położyłem kopertę na blacie. To by było na tyle. Wspiąłem się na łóżko i dopiero teraz zacząłem czuć coś więcej. Serce biło mi szybciej, a także poczułem kręcenie w głowie, jakby mój organizm reagował na to, co się działo. Nie czułem strachu ani obaw. Byłem pewien tego, co chcę zrobić. Stanąłem na metalowej framudze i z niemałym trudem złapałem linę. Jeżeli dobrze obliczyłem, powinienem mieć około pół metra do podłogi. Zaśmiałem się. Czy to robiło jakąś różnicę? W razie problemu spróbuję jeszcze raz. Przeszedł mnie dreszcz. Żegnaj świecie, pomyślałem i drżącą dłonią zacisnąłem pętlę na szyi. Otaczał mnie bardzo ciasno. W pewnym momencie noga ześlizgnęła mi się delikatnie z poręczy, przez co prawie poleciałem do przodu. Ilość krwi, która przepłynęła przez moje ciało, kiedy to się stało, mnie zamroczyła. Zadrżałem i czując jeszcze większy przypływ adrenaliny, po prostu poleciałem do przodu. Poczułem ogromny nacisk na szyję oraz kręgosłup. Nie mogłem złapać powietrza. Zacharczałem i odruchowo starałem się poluzować linę, ale nie dałem rady. Poczułem jak łapią mnie skurcze. Wtedy usłyszałem pukanie. Stuk. Stuk. Stuk. Dusiłem się. Straciłem przytomność.* Otworzyłem oczy. Zobaczyłem sufit. Przychodnia. Rozejrzałem się, nie wiedząc czego się spodziewać. Na stołku obok mnie siedziała Elizabeth. Patrzyła na mnie wzrokiem, który wyrażał wiele emocji. Jakim cudem się tutaj znalazłem? Która była godzina? Kto mnie uratował? Chciałem się zapytać, ale zachrypiałem. Nie byłem w stanie nic powiedzieć. Sięgnąłem dłonią w kierunku szyi. Była owinięta bandażem i obudowana stabilizatorem. Czułem się bardzo słaby, zmęczony.- Czemu to zrobiłeś? – zapytała Farmaceutka – Ledwo cię odratowaliśmy.Nie musieliście, pomyślałem.- Słuchaj Olivier nie będę ci prawić kazania, bo ani nie jestem taką osobą, ani ty nie masz zapewne ochoty tego słuchać. Powiem ci o czymś innym. Opowiem ci o ostatnich piętnastu godzinach, bo tyle byłeś nieprzytomny. Kiedy zdecydowałeś się samolubnie odebrać sobie życie do twojego pokoju przyszła Julia. Ta sama, która ma poważne obrażenia mięśni brzucha. Podbiegła do ciebie, nie patrząc na to, że nie powinna się przeciążać i złapała cię za nogi. Ty oczywiście tego nie pamiętasz, bo byłeś już nieprzytomny. Przez chwilę próbowała znaleźć sposób żeby cię odczepić, ale już wtedy poczuła ogromny ból. Zdała sobie sprawę, że sama w życiu cię nie zdejmie, więc stworzyła z siebie podporę, którą cię trzymała. Zaczęła wołać o pomoc, bo całe szczęście nie zamknęła za sobą drzwi, inaczej prawdopodobnie by się nie doczekała. Mimo to, stała z twoim ciałem przez parę godzin, nie dając ci odejść i walcząc, pomimo bólu. Nikt nie przychodził. Wtedy wpadła na inny pomysł. Zawołała o pomoc używając nie swojego głosu. Właściwie to nie jest aż takie istotne czyjego głosu użyła, liczy się tylko fakt, że nie był to żeński głos. Dostaliśmy komunikat, który wyrwał nas ze snu w środku nocy. Wyszliśmy na korytarz i wtedy usłyszeliśmy wołanie o pomoc. Pierwszy zareagował Aaron, to on pomógł cię zdjąć. Jak tam dobiegłam to nie wiedziałam kto wyglądał gorzej – ty, czy Julia. Pobiegłam po apteczkę i zaczęłam cię opatrywać. Reszta grupy oczywiście to widziała, szczególnie, że tuż po przeniesieniu ciebie tutaj przenieśliśmy się do sali tortur, w końcu Mayer złamała zakaz. Kara nie była wymyślna, była wielokrotnie rażona prądem o średnim napięciu. W kilku miejscach ma poparzenia drugiego stopnia, które oczywiście opatrzyłam. Jest w swoim pokoju. Co myślisz Olivier? Opłacało się? Łzy same napłynęły mi do oczu. Zrobiło mi się strasznie głupio. Nie dałem rady spojrzeć na Elizabeth. Pociągnąłem kilka razy nosem. Żałowałem.- Co do twoich obrażeń, o ironio, uszkodziłeś sobie struny głosowe. Nie straciłeś głosu całkowicie, ale zanim moje maści zaczną działać powinieneś odzywać się zdecydowanie mniej. Mam też dla ciebie propozycje nie do odrzucenia.Spojrzałem na nią, ocierając rękawem twarz. Elizabeth wyciągnęła z kieszeni nieduże opakowanie. Schowała mi je do kieszeni.- To są tabletki zrobione z trującego zioła. Nie wchodzę w szczegóły, bo to nie twoja sprawa, ale jak będziesz chciał to powtórzyć to zrób to w ten sposób. Wierzę, że nie oddasz im komuś innemu. Ty masz zakaz zabijania innych uczestników, więc mam nadzieję, że mogę ci zaufać. Weź obie i odejdziesz szybko i bezboleśnie. Nie odwalaj takiej fuszerki i nie narażaj innych na niebezpieczeństwo...Pokiwałem głową i uspokoiłem oddech. Było mi tak bardzo głupio. Szczególnie przez to, że naraziłem ją na niebezpieczeństwo.- Idź teraz spać. Potrzebujesz tego. Wieczorem cię wybudzę i będziesz czuł się znacznie lepiej. Odpoczywaj Olivier.Przed zamknięciem oczu zauważyłem tylko, że sąsiednie łóżka były puste. Nie było tu ani Alana ani Carmen. Poczuli się lepiej. Zasnąłem.* Po obudzeniu się Elizabeth dała mi ciepły napój. Alan, który jej pomagał wyglądał zdrowo, chociaż miał na głowie bandaż.- Jak się czujesz Olivier? – zapytał mnie.- Lepiej – wychrypiałem.- Alan, daj mu 46-tkę wersję B. Na gardło – dodała po tym jak zauważyła moje spojrzenie.- Już, już – powiedział, podchodząc do szuflady i wyciągając niedużą butelkę – Dolej sobie do wody, herbaty czy czegokolwiek i przepłucz gardło.- Dzięki... - odpowiedziałem zbierając buteleczkę i chowając ją do kieszeni. Upewniłem się przy okazji, że tabletki, które mi dała dalej tam były. Nie chciałem ich użyć, ale wolałem je mieć. Elizabeth sporo mi uświadomiła. Wyszedłem z przychodni i idąc w kierunku windy zacząłem się zastanawiać. Czy to był znak? Musiałem jeszcze raz spróbować. Nie mogłem ze sobą tak po prostu skończyć, po tym jak tyle osób ucierpiało. Szczególnie Julia. Nadszedł czas żeby rozpocząć moją pokutę. Ruszyłem prosto do jej pokoju. Zapukałem. Otworzyła po chwili i wpuściła mnie bez słowa. Widziałem z jakim trudem się poruszała i poczułem jak policzki mi płoną ze wstydu.- Przepraszam – powiedziałem.Usiadła powoli i podniosła głowę. Wyglądała na zmęczoną.- Nic się nie stało Olivier. W sumie to trochę cię rozumiem – stwierdziła – Ale mimo to chciałbym żebyś mi odpowiedział na jedno pytanie. Dlaczego? Wiem, że nie możesz nadużywać gardła, ale możesz napisać. Przynajmniej na tyle zasłużyłam, niczego więcej nie chcę. No może oprócz tego, że nie chcę żebyś znowu sobie coś zrobił.- Napiszę – powiedziałem, wiedząc, że nie będę w stanie jej wszystkiego powiedzieć. Nie dość, że było mi potwornie głupio, to jeszcze bolało mnie gardło. Pisałem przez parę minut, kreśląc i zmieniając słowa parokrotnie. Nie wiedziałem jak jej to przekazać. Gdy w końcu skończyłem, podałem jej go i czekałem. Chciałem zobaczyć cokolwiek na jej twarzy, ale czytała moją wiadomość bez emocji. Napisałem jej co czułem, jak bardzo zagubiony byłem i jak bardzo przepraszam za to, co musiała przeze mnie wycierpieć. Moja morderczyni i moja przyjaciółka. Potrzebowałem jej aprobaty. Od tego zależało jak wiele mi się powiedzie. Podniosła głowę i spojrzała na mnie. W jej oczach widać było coś smutnego, jakby właśnie wewnętrznie zgasła.- Nie powiedziałeś mi o tym nic. Nie wiedziałam, że przechodzisz przez... coś takiego.- Nie chciałem cię tym męczyć...- Przestań. Nie o to chodzi Olivier. Nie rozumiem, dlaczego czujesz się odsunięty. Przejmujesz się tym, co oni mówią? Zasługujesz na życie. Przeżyłeś, bo tak miało być i na twoim miejscu nie mógł się znaleźć nikt inny. Czemu dajesz sobie wmówić, że jest inaczej?Opuściłem głowę. Ciężko było znieść jej słowa. Uderzały w czułe punkty i zdawały się odsłaniać moją duszę. Była niezwykle inteligentną dziewczyną. Nie odpowiedziałem. Julia podniosła się i natychmiast złapała w okolicach brzucha. Odruchowo chciałem ja chwycić i jej pomóc.- Dziękuję – zaznaczyła ostro – Olivier. Naprawdę mi na tobie zależy. Nazwij to hipokryzją, ale tak bardzo jak chciałam twojej śmierci, teraz marzę o tym, żebyś przeżył. Wyznaczyłam sobie taki cel, nieważne... Nie chcesz o tym mówić?Pokiwałem głową.- Dobra. Nie będę naciskała. Siadaj Olivier, nie jestem gadułą, ale chociaż raz ja pogadam. Przedstawię ci trochę inny punkt widzenia.Posłusznie usiadłem. Zacisnęła pięść i delikatnie wgniotła posłanie. Stresowała się?- Opowiedziałeś mi o tym zagubieniu i powiem ci, że rozumiem twój problem Olivier. Może ci się to wydać nieprawdopodobne, wydaje mi się, że patrzysz na mnie jak na kogoś twardego, ale ja taka nie jestem. Chyba nigdy nie byłam... Całe życie nie umiałam usiedzieć w jednym miejscu, a to wszystko przez to, że bałam się większego zaangażowania emocjonalnego. Bałam się tego, wiesz Olivier? Potrafiłam zamknąć się w jednym z wielu mieszkań, które miałem w życiu i mieć różne myśli. Mroczne myśli. Starałam się kurczowo trzymać życia. To może wydawać się błahe. Mój talent. Brzuchomówstwo. Wiesz jak wiele osób mogło się poczuć lepiej dzięki temu, że poruszałam swoimi mięśniami i zmieniłam głos? Najgorsza super-moc na świecie – uśmiechnęła się delikatnie, jakby sama myśl sprawiła jej przyjemność. Słuchałem jej z uwagą. To akurat polubiłem w nowej umiejętności. Czytanie wiadomości zapisanych przez innych było tym, za czym tęskniłem, ale w takich rozmowach lubiłem poczuć te emocje towarzyszące głosowi. Przekazywały naprawdę dużo, szczególnie w ustach kogoś tak utalentowanego jak Julia.- W tym miejscu miałam wolę walki. Chociaż nie odnalazłam się w grupie, to chciałam pomóc. Wtedy zginął Dismas i zaczęłam w siebie wątpić. Coraz bardziej oddzielałam się od grupy, aż w końcu znowu wpadłam w to samo mentalne bagno, co wcześniej. Wystraszona marzyłam o tym, żeby stąd wyjść. Mój wewnętrzny kodeks pozwolił mi na uwolnienie się od poczucia winy, gdy na celowniku pojawił się zdrajca. Byłeś nim ty. Prawie cię zabiłam, wierząc, że wyjdę stąd, bo tutaj zaczynałam się czuć jeszcze gorzej niż na wolności. Nie zrozum mnie źle, ludzie tam mnie lubili. Nie wiem jak to się działo, byłam dosyć odpychająca, a jednak przyciągałam ich do siebie. Rewolwerow się poświęcił, a ja zamknęłam się w sobie. Musiał trochę minąć, żebym to zrozumiała i wtedy zaczęła się moja pokuta. Teraz wiem, że albo stąd wyjdę w normalny sposób, albo zginę, bo na pewno nikogo nie zabiję. Popełniłam ten błąd o jeden raz za dużo.Zrobiła pauzę i przez moment w pokoju zawisła cisza. Nie przerywałem jej, nie wydawało mi się to mądre. Nie miałem za bardzo odwagi podnieść na nią wzroku, ale przełamałem się. Ona też na mnie nie patrzyła. Wydawała się być myślami gdzieś daleko.- Olivier nie pożałujesz tej walki. Z czasem przestaniesz się czuć źle. Najgorsze jest to, że takie sytuacje pozostawiają głębokie ślady w mózgu. Nie mówiłam tego nikomu, ale mam problem. Przez to, co stało się z moim brzuchem mam problemy z manipulowaniem głosem. Nie licząc najprostszych zmian, czuję blokadę. Wiesz jakie to uczucie?- Nie mogę przełamać blokady malarskiej – wycharczałem z trudem. Nasze spojrzenia się spotkały.- Nie malujesz? Od kiedy? – zdziwiła się. Nie musiałem odpowiedzieć, wystarczyło spojrzenie – Naprawdę nie mogłeś do tego wrócić? Brak weny?Pokiwałem głową. Julia wstała i złapała mnie za ręce.- Olivier mam dla nas zadanie. Wrócimy do formy. Ja będę znowu zmieniała głosy, a ty wrócisz do malowania i odnajdziesz siebie. Co ty na to?Pokiwałem głową. Bardzo tego chciałem, ale w głębi nie miałem zbyt wielkich nadziei. Na pewno chciałem pomóc jej. Potrzebowała wrócić do formy, a ja chciałem jej w tym pomóc. Miałem do tego ogromną motywację, a kiedy usiadłem i zacząłem słuchać jak manipuluje dźwiękiem. Mogła używać tylko kobiecych głosów. Nie wiedziałem jak jej to wychodziło wcześniej, ale nawet teraz to robiło wrażenie. Ona jednak nie była zadowolona. Chciała więcej. Spędziliśmy tak cały wieczór. Dopiero po komunikacie zapowiadającym ciszę nocną, w którym usłyszeliśmy Bobra zamiast Lokaja, zacząłem się żegnać. Powiedziałem, że to zmęczenie, ale potrzebowałem samotności.- Odprowadzę cię – obiecała Julia, nakładając bluzę – Nie próbuj się wykręcać.Posłusznie wyszedłem z nią z jej pokoju. Nie chciałem jej powiedzieć, że dalej czułem się kiepsko. Nie na tyle, żeby coś sobie zrobić, ale wyczuwalnie. Pocieszało mnie to, że zacząłem łatać czyjąś lukę. To było świetne uczucie.- Zastanawiam się jak możemy pomóc tobie...- Daj spokój... - zacząłem.- Nie Olivier. Wymyślę coś, obiecuję. Nie było sensu się z nią kłócić. Dałem się odprowadzić, po drodze minęliśmy Alice, która obserwowała nas w milczeniu z drugiego końca korytarza. Pożegnaliśmy się nie przejmując jej obecnością. Zamknąłem za sobą drzwi i zostałem sam. Spojrzałem na miejsce, w którym prawie odebrałem sobie życie. Ktoś tutaj posprzątał, nie wiedziałem, kto to mógł być, ale w głębi mi ulżyło. Trochę się bałem zobaczyć ten wiszący sznur, który prawie odebrał mi życie. Wziąłem parę głębokich wdechów i wydechów, po czym ruszyłem do łazienki, żeby się wykąpać. Starałem się zrelaksować jak normalni ludzie, ale nie uspakajały mnie za bardzo takie czynności. Mimo wszystko wyciszyłem się i wycierając się podszedłem do jednego z krzeseł. Usiadłem naprzeciwko pustego płótna i zacząłem je obserwować. Chciałem dojrzeć drogę, którą widziałem wcześniej. Machnąłem parę razy rękoma, symulując ruchy pędzlem. Spędziłem tak parę minut, ale nic mi to nie dało. Zrezygnowany położyłem się spać, biorąc przed tym lek, który dała mi Farmaceutka i upewniając się, że koło zapasowe, które mi zostawiła, jest na swoim miejscu. Dużym plusem tego, co zrobiłem było to, że bardzo szybko po tym zasnąłem.* Po obudzeniu z rana czekałem na to, aż przyjdzie po mnie Julia. Mieliśmy przynieść jedzenie do jadalni. Nie musiałem długo na nią czekać.- Mogę na chwilę wejść? – zapytała. Gardło dalej mnie bolało, więc tylko kiwnąłem głową. Nie miałem nic do stracenia – Znalazłam rozwiązanie twojego problemu. Nie jestem pewien, czy ci pomoże, ale to tak dziwny pomysł, że może nawet zadziałać.Przez chwilę grzebała w kieszeni, po czym wyciągnęła nieduże opakowanie. Podała mi je, a ja bez wahania je otworzyłem. Było nieduże, mieściło mi się w dłoni. W środku były stopery do uszu. Spojrzałem na nią, nie do końca rozumiejąc.- Mówisz, że nie możesz odnaleźć dawnego siebie, więc pomyślałam, że jak wrócisz do czasów, gdzie nic nie słyszałeś, to... Wiem, że to głupie, ale czasami takie rozwiązania są najlepsze. Spróbuj Olivier, proszę.Pomysł wcale nie był taki głupi, to naprawdę mogło zadziałać. Podziękowałem jej i razem wyszliśmy z pokoju. Zamierzałem potem je przetestować. Wyszliśmy i ruszyliśmy w kierunku sali gastronomicznej. Zajęliśmy się przygotowaniem śniadania. Zapakowanie tego wszystkiego na wózek zajęło nam piętnaście minut. Zawieźliśmy wszystko do jadalni i postawiliśmy za ladą, a następnie wróciliśmy jeszcze na chwilę na dół, na piętro sypialniane.- Nie wierzę! – usłyszeliśmy zza pleców. Obróciłem się i zauważyłem, że drzwi do jednego z pokojów są otwarte, a ze środka było słychać podniesione głosy. Podbiegliśmy wraz z Julią, żeby zobaczyć, co się stało. Stanęliśmy w progu i zauważyliśmy stojących w środku Mycrofta oraz Wendy. Wyglądali na wystraszonych, rozglądali się dookoła.- Co się stało? – zapytała Julia.Zanim usłyszeliśmy odpowiedź spojrzałem na drzwi. Zamek, który miał chronić przed jakimkolwiek włamaniem wyglądał na roztrzaskany. Ktoś był w stanie go pokonać.
CZYTASZ
Peccatorum
Mystery / Thriller22 osób zostaje uprowadzonych i staje przed wielkim wyzwaniem - zabójczą grą. Trafiają do Hotelu Peccatorum, w którym zostają uwięzieni - a na wyjście jest tylko jeden sposób. Należy zabić inną osobę tak, żeby reszta żywych uczestników nie była w st...