Rozdział 37: Następca (Maksymilian Kowalski)

10 1 0
                                    

Rozdział 37, rozpoczynający akcję, na którą wszyscy czekaliście. Zaczyna się śledztwo w wyjątkowo tajemniczej sprawie - ofiara upadła w kałuży własnej krwi na oczach wszystkich. Jak to się mogło stać? Jak grupa poradzi sobie z badaniem ciała w tak nietypowym miejscu? Odpowiedzi na te oraz wiele innych pytań dostaniecie w poniższym rozdziale, ponownie z perspektywy znanego Kapelusznika! Zapraszamy do lektury, a po przeczytaniu prosimy o zostawienie po sobie śladu oraz rozesłanie bloga dalej!


Winda zatrzymała się, ale drzwi się nie otworzyły. Starałem się zachować spokój, ale nie było to łatwe. Wszyscy odsuwali się od rosnącej plamy czerwieni. Aaron, jako jedyny przytomny, podszedł do ciała, próbując coś zrobić. Rozbrzmiał komunikat:- Witajcie - rozbrzmiał głos Lokaja - W windzie właśnie zostało odkryte ciało jednego z gości. W tym momencie mają państwo dwie godziny na przeprowadzenie śledztwa i zebranie dowodów. Gdy czas się skończy wszyscy żywi goście muszą stawić się przy recepcji, skąd zabiorę Państwa na salę procesową. Przypominam o zasadach, a także o tym, że winda będzie teraz przez parę minut czynna, a następnie zostanie wyłączona. Powodzenia.Równo z końcem komunikatu winda ruszyła na górę i zatrzymała się przy recepcji. W mojej głowie pojawiła się myśl. Lokaj stał przy nas, a głos w komunikacie należał do niego. Przewidzieli tą śmierć? Może oznaczało to, ze „Lokajów" jest więcej? Musiałem to zapisać i przekazać Samfu, chociaż po śmierci Jacoba nie wyglądał na takiego, który jakkolwiek czekał na moje notatki. Nie wiedziałem czy ta umowa, którą wcześniej zawarliśmy go jeszcze jakkolwiek interesowała.- Mają państwo cztery minuty, po czym muszą państwo opuścić windę – powiedział, wychodząc ze spokojem na twarzy. W jego ślad poszła większość osób. W windzie zostałem ja, a także Elizabeth, Aaron, Sandra, Julia, Samfu oraz Cecily.- Sprawdźcie ciało, póki jeszcze możecie – stwierdziła chłodno Cecily. Aaron podniósł ją, chociaż nie było to proste. Wszędzie było pełno krwi. Zaczął przeszukiwać kieszenie. Elizabeth uklęknęła i zaczęła przyglądać się oczom, oraz ustom Fryzjerki. Jej ruchy były pewne, nawet odrobinę nie drżała.- Ech – puściła głowę Lily, która bezwładnie opadła do tyłu – To bez sensu. Przecież widać od razu, że to...- Klątwa Ethana! – przerwała z przerażeniem Sandra – Powiedziałeś mi to wtedy – wskazała na niego palcem. Iluzjonista odsunął się i schował za Alice, nie odpowiadając na jej słowa.- Co ci powiedział? – zdziwiła się Przyjaciółka.- Wtedy w pracowni! Powiedział, że zginę w kałuży krwi! To on to zrobił! – krzyknęła Sandra. Wyglądała na przerażoną, a patrząc po tym co mówiła – również zszokowaną. Patrzyła na Ethana, cała drżała i zrobiła się równie blada, jak leżąca obok Lily.- Ale przecież żyjesz, więc... - zaczęła Alice, ale Elizabeth weszła jej w słowo.- To działanie trucizny. Dokładnie tej, o której opowiadałam w przychodni, kiedy wpadliście tam przedwczoraj – skierowała te słowa w kierunku Wendy i Mycrofta, którzy wyglądali w tym momencie na przygaszonych. Bali się – Ktoś taką ostatnio wykradł zostawiając za sobą spory bałagan.- Możemy się teraz skupić na tej cholernej windzie? Za moment będziemy musieli z niej wyjść – przypomniał Samfu.- Mam coś – sapnął Aaron, wyciągając coś z kieszeni Fryzjerki – Jest całe we krwi...- Jak to się stało... - nie mogła uwierzyć Agatha.- Proszę Państwa, niestety, ale musicie opuścić windę. W zamian przekaże wam plik morderstwa – powiedział Lokaj.- Minęło już pięć minut? – zdziwiła się Julia.- Po prostu wyjdźcie z tej windy – poprosił. Dopiero, gdy wszyscy opuścili windę i zostawili ciało w środku. Drzwi się zamknęły a Lokaj wręczył mi niedużą teczkę.- Życzę powodzenia. Przyda się państwu – stwierdził tajemniczo i zniknął.Zapadła cisza. Mózgi pracowały na najwyższych obrotach. Potrafiłem to stwierdzić tylko patrząc na ich twarze.- To była najbardziej paskudna śmierć jaką widziałam – powiedziała po cichu Alice.- Nie widziałaś pubu, gdy znaleźliśmy tam Bez... - odpowiedziała jej Carmen, patrząc przed siebie, w dal.Rozwiązałem plik i odchrząknąłem. Po ilości tekstu wiedziałem jak mało miał zmienić.- Ofiarą czwartego morderstwa jest Lily Eucliffe, fryzjerka. Została zabita minutę po 21. Przyczyną śmierci było wykrwawienie. Na ciele nie widać żadnych śladów, chociaż wnętrze organizmu wygląda na mocno zniszczone.- Znowu mało informacji – westchnął Alan.- Od czego zaczynamy? – zapytała Carmen.- Dobra, zbierzmy fakty, żebyśmy wiedzieli za co się wziąć – przejąłem inicjatywę – Ostatnio mieliśmy problemy z trucizną, więc możemy śmiało założyć, że coś może być na rzeczy. Część osób powinna pójść od razu do przychodni i sprawdzić dokładnie to, czego tam brakuje. Elizabeth, nie możesz badać ciała, więc może ty się tym zajmiesz? – zaproponowałem.- Jasne – odpowiedziała – Jestem pewna, że to była jedna z brakujących trucizn, ale wciąż nie wiadomo, co się stało z drugą. Być może...- Co? – zapytał Mycroft.- Ktoś jeszcze jest otruty. Jak sprawca zaatakował jedną trucizną Lily, to mógł też uderzyć w kogoś jeszcze – słowa Elizabeth nie zrobiły na mnie wielkiego wrażenia, ale widziałem reakcje Agathy, Ethana czy Mycrofta i wiedziałem, że mogło to zabrzmieć groźnie. Czy to mogło oznaczać, że każdy z nas, mógł upaść w podobny sposób w każdej chwili?- Ethan powiedział mi dokładnie te słowa – powtórzyła się Sandra, tym razem nieco pewniej - Powiedział, że zginę w kałuży własnej krwi. Nie wiem co tu się stało, ale to jest chore!- Myślisz, że morderca naprawdę by ostrzegał przed zabiciem? – zdziwiła się Cecily – Raczej ktoś wykorzystał tą informację i próbuje wrobić Ethana.- Musimy zbadać pokój Lily. Tam na pewno znajdziemy jakieś wskazówki – stwierdziłem – Mogę przewodzić grupie, która tam pójdzie. Aaron, powiesz nam w końcu, co tam masz? Informatyk od dwóch minut siłował się z kopertą, która ociekała krwią. Sam był cały w czerwonej cieczy, więc nie robiło mu to już żadnej różnicy. Dostał najbardziej, Sandra miała jedynie małą plamę na spodniach, na którą nie zwracała uwagi, a Carmen na płaszczu. Czerwień na żółci wyglądała niepokojąco.- Nie wiem, co to było dokładnie... Prawie cała kartka jest zalana – zatopił wzrok w kartce. Trzymał ją za jeden z bardziej suchych kątów – „Moi drodzy... Przepraszam za to jak tchórzliwą drogę obrałam, ale nie mogłam już wytrzymać...", od tego zaczyna się list. Prawie cała reszta... Prawie cała reszta jest zalana. Na końcu widzę jeszcze jedno zdanie, a raczej jego fragment. Pff...- Co tam jest napisane? – zdenerwowała się Cecily.- „... i Mycroft, bez was nie dałabym rady. Dziękuję." Czemu mnie to nie dziwi? – spojrzał w stronę Hakera, który nie ukrywał zdziwienia.- Nie żartuj Aaron – zdenerwował się – To może oznaczać cokolwiek, a w tym przypadku oznacza po prostu tyle, że gadałem z nią wczoraj wieczorem.- O czym? – kontynuował natarcie.- O to zapytam już ja, podczas przesłuchań. Możemy póki co zająć się przeszukiwaniem? Możemy dowiedzieć się po drodze czegoś ciekawego, zanim zaczniemy pytać o te rzeczy podejrzane osoby – wtrąciłem.Rozdzielenie się na dwie grupy zajęło parę cennych minut. Ludzie byli widocznie zdezorientowani. Nie wiedzieli, co się dzieje. Byli zszokowani, a jedynie pojedyncze jednostki starały się utrzymać zdrowy rozsądek. W końcu, udało się nam dojść do porozumienia. Do pokoju Fryzjerki wybrałem się wspólnie z Cecily, Yamą, Alanem, Alice, Sandrą, Ethanem, Agathą oraz Carmen. Pozostali ruszyli do przychodni. Mieliśmy ułatwione zadanie, bo nie musieliśmy korzystać z klatki schodowej, przynajmniej na razie. Zeszliśmy na piętro sypialniane. Na przedzie szła Alice, która doprowadziła nas prosto do pokoju Lily. Drzwi były już otwarte, Lokaj nawet nie czekał na nasze pytania, wiedział dokładnie, że będziemy potrzebowali informacji, które mogliśmy tam znaleźć. Pokój nie należał do najnormalniejszych. Podobnie jak większość, wyróżniał się i był dopasowany do osoby zamieszkującej. Jedna z ścian przypominała wnętrze salonu fryzjerskiego, a wrażenie potęgował wiszący telewizor.- Wiemy czego właściwie szukamy? – zapytał Ethan.- Myślę, że warto poszukać jakichś śladów. Lily siedziała ostatnio dużo w pokoju, tak mi się przynajmniej wydaje – stwierdziła niepewnym głosem Agatha.- Tak. Poza pralnią nie wychodziła zbytnio z pokoju – potwierdziła Alice – Dało się to zauważyć, ale poza tym wyglądała w porządku.- Wyglądała w porządku od rozmowy z tobą – zauważył Yama.- Co to wnosi do rozmowy? – zdziwiła się.- Ciszej – poprosiłem – Nie zachowujcie się jak dzieci. Sprawdźcie, co tutaj jest, a ja w tym momencie zacznę przesłuchanie. Może tu podejść każdy, kto był dzisiaj z rana w jej pokoju? Cecily, Alan, Sandra i Carmen zaczęli się rozglądać, a ja, Yama, Alice, Ethan oraz Agatha odeszliśmy na bok.- Możecie mi powiedzieć jak wyglądało tamto spotkanie? – zapytałem.- Nie działo się nic nadzwyczajnego – stwierdził Yama.- Przekonywaliśmy małą żeby się ogarnęła i podjęła się szczepienia. Właściwie wokół tego kręciła się cała rozmowa. Podchodziliśmy ją na różne sposoby, i próbowaliśmy przekonać, ale ona uparcie i ze spokojem trzymała się swojego – stwierdziła Alice, chwytając się za podbródek.- No i Ethan miał wtedy jakiś problem z głową – dodała po chwili Agatha, kierując wzrok w stronę Iluzjonisty. Zaciekawiony, spojrzałem w jego stronę, ale nie zauważyłem niczego nowego – Ethan się bał, tak jak zawsze.- Jakie problemy? – zapytałem.- Zaczął coś do siebie gadać, po czym krzyknął. Nie wiem, czy pamięta cokolwiek z tej sytuacji – odpowiedziała.- Ethan?- Pamiętam, ja po prostu... Nieco się wyłączyłem – przyznał.- Ostatnio często ci się to zdarza – stwierdziła Agatha.- Lily nie chciała z nami wchodzić w dyskusję, wyglądała jakby unikała zagłębiania się w temat – przerwał Yama. Często manipulował rozmową w ten sposób. Myślał, że tego nie widać?- Lily przeszła ostatnio przez cały wachlarz emocji, od bycia wrakiem, do bycia oazą spokoju... To mocno zastanawia – powiedziałem – Na pewno warto zwrócić na to uwagę przy szukaniu sprawcy. No dobrze... Mam do was nieco trudniejsze pytanie. Czy ktoś zachowywał się podejrzanie? Nie mówię teraz o Lily. Zasiałem ziarno niepewności. Zebranie spojrzeli się po sobie, jakby spodziewali się odpowiedzi na twarzy jednego z uczestników. Niczego nie zauważyli, co ani trochę mnie nie dziwiło. Odpowiedź nigdy nie była taka prosta. Najgorsze jednak było to, że nikomu nie ufałem w tej grupie na tyle, żeby wziąć jego zeznania na poważnie. Yama wyglądał na wiarogodnego, Samfu mógł powiedzieć mi prawdę, ale równie dobrze oszukać, a pozostałe osoby miały swoje za uszami. Nie mogłem wziąć ich do końca na poważnie.- Ja niczego dziwnego nie widziałam. Cała sytuacja była dziwna, ale nic poza tym – pierwsza odpowiedziała Agatha.- Myślisz, że ktoś wtedy mógł dolać gdzieś truciznę? – zapytał Yama.- Nie wykluczam takiej opcji – stwierdziłem – Muszę jeszcze wiedzieć jak działała trucizna, ale Lily od jakiegoś czasu pijała herbatę. To brzmi aż nazbyt wygodnie, dla potencjalnego truciciela.- Masz rację – Ethan spojrzał na dzbanek z herbatą, który był właśnie badany przez Cecily.- A Samfu? Nie ma go tutaj, więc możecie swobodnie się o nim wypowiadać – zastanawiałem się jak szybko zareagują na taką przynętę. Mieli okazję zwalić winę na kogoś innego.- Nie wydaje mi się żeby to był on – powiedział Alice – Kiepsko wyglądał.- Może gra? Mógł mieć w głowie taki plan i chciał żebyśmy wszyscy myśleli, że jest w żałobie po Jacobie... - zaczęła Agatha.- Za dużo „gdyby" – uciąłem – Dokończymy ten temat na procesie. Dziękuje, że odpowiedzieliście na moje pytanie. Wróciliśmy do głównej części pokoju. Cecily podeszła do naszej grupy pierwsza, ale po chwili zebraliśmy się wszyscy. Zacząłem od streszczenia tego, czego się dowiedziałem.- Nie sądzisz, że przesłuchiwanie w pojedynkę jest mało miarodajne? Jeżeli jesteś sprawcą to możesz łatwo manipulować faktami – zauważył Alan.- To prawda, ale to była raczej wspólna rozmowa. Każdy z tej grupy może powtórzyć jej treść. Kolejne osoby przesłucham z Cecily – obiecałem, zdając sobie sprawę, że podczas śledztw i procesów, rzeczywiście mało kto był ufny.- Coś znaleźliście? – zapytała Alice. Również byłem ciekaw.- Dzbanek – zaczęła Aktorka – Mamy tutaj resztki herbaty. Myślę, że tutaj sprawca dosypał trucizny. Jeżeli nikt nie pił z tych filiżanek to pasuje idealnie, bo Fryzjerka korzystała z niego od wczoraj.- W ten sposób sprawca mógł być pewien, że ja dorwie. Ale skąd wiedział, że nikt inny się nie napije? – zdziwiła się Agatha.- Może sprawca dosypał to tuż przed śmiercią. Albo... nie... to głupie – Alan miał coś w głowie. Jego pomysły były zaskakująco dobre.- Śmiało Alan – zachęciłem go.- Nie, bo... Po prostu zastanawiałem się, czy to nie mogło być samobójstwo.- Chyba sobie jaja robisz – rzuciła Sandra. Ludzie wyglądali na zaskoczonych, ale Alan myślał dobrze.- Nie wykluczymy niczego, póki nie zrobimy tego na procesie – stwierdziłem twardo. Sandra prychnęła, ale nie dodawała już nic więcej.- Ja znalazłem coś ciekawszego – rzucił Alan – Spójrzcie na to. Wygląda jak... listy.- Może to jest to samo, co Lily miała przy sobie? Pamiętacie ten zwitek, którego Aaron nie był w stanie rozczytać?- Mamy tutaj dwie koperty. Jedna jest zaadresowana do Sandry, a jedna do... nas wszystkich – przeczytał powoli Pechowiec.- Może tamta trzecia koperta była skierowana do Mycrofta i kogoś? Mycrofta i Wendy? – myślała na głos Alice.- Tylko dlaczego jeden z nich wzięła ze sobą, a pozostałe zostawiła pod łóżkiem w pokoju? – zastanowił się Alan.- Coraz bardziej śmierdzi mi to samobójstwem – stwierdził Yama.- Albo ktoś bardzo chciał, żeby to tak wyglądało – powiedziałem – Będziemy musieli przeczytać te listy przed wejściem na salę procesową.- Nie chcę żebyście czytali listu do mnie – głos Sandry był niepewny, jakby nie wiedziała, czy chciała powiedzieć to, czy coś innego.- To twój list, ale zastanów się. Jeżeli chcesz dowiedzieć się, kto zabił Lily, to każdy dowód może być istotny – zauważyła słusznie Cecily.- Otworzymy ten do nas? – zapytała nieśmiało Agatha.- Myślę, że jak jest do całej grupy to przeczytamy go właśnie wtedy – włączyła się Carmen – Nie powinniśmy teraz tracić czasu. Proces jest coraz bliżej...- Carmen ma rację – przytaknąłem – Coś jeszcze?- Widzę tutaj leki usypiające – stwierdził Alan – O nie pytała mnie Lily.- To może oznaczać, że to ona się wkradła po leki. Ale to ustalimy później, musimy dowiedzieć się, co znaleźli w przychodni – stwierdziła Cecily.- Nie ma nic więcej? – zapytałem. Zapadła cisza. Mało, pomyślałem. Byłem pewien, że przeszukanie pokoju Fryzjerki dostarczy nam więcej odpowiedzi, a póki co wzrosła jedynie liczba pytań. Ta sprawa wyglądała podejrzanie. Druga trucizna była w obiegu. O ile dobrze pamiętałem wywoływała zawał serca, ale w tym momencie nie zapowiadało się żeby ktokolwiek był otruty. Nie wiedziałem tylko o jednym – jak długi był czas działania i przyswajalności trucizny. Byłem pewien, że Fryzjerka musiała zostać otruta przynajmniej piętnaście minut przed tym jak upadła w windzie. Gdy przyszła do grupy wydawała się być zdenerwowana. Czy już wtedy wiedziała, że ktoś ją otruł? Może się z kimś kłóciła, ale jeżeli tak to z kim? Każdy pojawił się przy recepcji w podobnym czasie, tak mi się przynajmniej wydawało. Wyszliśmy z pokoju Fryzjerki zamykając za sobą drzwi. Skierowaliśmy nasze kroki w kierunku przychodni. Nie mieliśmy wyboru i musieliśmy skorzystać z klatki schodowej. Wiązało się to z tajemniczym szumem w głowie i chwilową utratą świadomości. Byłem bardzo ciekawy, co działo się z nami, gdy byliśmy na schodach. Pozostawało to jednak tajemnicą, tak wielką jak wiele innych. W przychodni panował spory chaos. Każdy coś robił, było dużo ruchu i wejście kolejnych osób ani trochę w tym nie pomagało. Spojrzałem po reszcie. Grupa zwróciła uwagę na mikroskop, który znaleźliśmy wraz z Julią oraz Elizabeth dzisiejszego ranka. Alan tłumaczył, że ktoś się włamał i on zawiódł. Jeżeli morderca wykradał wtedy truciznę do zabicia Lily to dlaczego nie uderzył w łatwiejsze cele? Nieprzytomny Alan czy Carmen aż kusili do stania się ofiarami tej sceny. Czy sprawca już wcześniej wybrał sobie cel? Elizabeth, Julia, Samfu oraz Aaron zebrali się przy gablocie. Podszedłem do nich wraz z Cecily, gdy reszta zaczęła wymieniać się faktami. Ja również przedstawiłem informacje, które skomentował w pierwszej kolejności Aaron:- Dwa kolejne listy? Chyba naprawdę musimy zacząć myśleć o samobójstwie – stwierdził.- Jeżeli to planowała to tłumaczyłoby jej stoicki spokój odnośnie kary i szczepienia – teoretyzował Samfu.- Zanim odczytamy ten list, chciałbym zadać ci pytanie Elizabeth – przerwałem.- Tak Maks?- Powiesz mi proszę jak dokładnie działały leki i trucizny, które zostały wykradzione, kto wcześniej usłyszał te informacje i jaki był czas działania? – postanowiłem zadać pytanie najdokładniej jak potrafiłem.- To ważne, masz rację – stwierdziła – Może zbierzemy się w grupę. Tutaj i tak nie ma już niczego do badania, a jak sprawdziliście jej pokój to możemy zebrać fakty. Została nam niecała godzina, więc może ułożymy w jakiś sposób ten chaos. Posłuchaliśmy się jej i po chwili zebraliśmy się wszyscy w głównej części pomieszczenia, tu gdzie spędziliśmy ostatnie dni na przeglądaniu kartotek medycznych. W końcu złapaliśmy trop, byłem pewien, że Elizabeth zrozumiała to o wiele lepiej od nas:- Pierwszym i jedynym ukradzionym lekiem jest Battel. Tak jak wspominałam, kiedy przychodnię odwiedzała Sandra, Lily, Aaron, Mycroft i Wendy – uśmiechnąłem się, gdy tylko przypomniała, kto wtedy był w przychodni – wytłumaczyłam dokładnie na czym polega lek i trucizna. Powtarzając jednak, Battel jest ogłupiaczem. Oddziałuje na różne obszary mózgu i sprawia, że osoba, która go zażyje będzie niesamowicie rozluźniona. Pozwala on na poukładanie trochę w głowie, wzmacnia procesy regeneracyjne organizmu i wspomaga jego ogólne działanie. Zazwyczaj wiąże się ze sporą sennością. Carmen przespała prawie całe jego działanie, być może nawet teraz jest pod jego wpływem, a przynajmniej końcowymi efektami. Muszę przyznać, że dałam jej naprawdę końską dawkę.- Alan, nie wypiłeś go przypadkiem wczoraj wieczorem? – zapytała Cecily – Może pociągnąłeś z kubka Carmen?- Nie wydaje mi się... Piłem tylko swoją kawę – odpowiedział.- Jak już przy tym jesteśmy – stwierdziłem – Masz pojęcie, gdzie lub kiedy zgubiłeś kluczyk? Dalej go nie znaleźliśmy.- Wydaje mi się, że zgubiłem go wczoraj, jak wracałem do pokoju. Mógł mi wypaść wszędzie... Mało kogo spotykałem po drodze, jedynie Samfu przy recepcji, Alice niedaleko mojego pokoju i Aarona w tym samym miejscu.- Czyli podnieść mógł go każdy... - powiedziała Julia – To ślepy zaułek.- Przynajmniej na razie – wyszeptałem.- Drugą substancją jest Karmazino. Powoduje masywne krwawienie z każdego otworu w ciele. Nie mam żadnych wątpliwości, że to trucizna, która przyczyniła się do zabicia Lily. Jest dobrze rozpuszczalna w wodzie, ale ma jeden spory minus. Krótki zapalnik. Uderza po trzech godzinach, co jak na truciznę jest krótkim czasem. Nie mówię tutaj oczywiście o truciznach, które zabijają natychmiast, a o tak zwanych „bombach zegarowych". Takie zazwyczaj mają parę, nawet paręnaście godzin zapłonu. Zresztą taką jest Łabędzi Lotos, czyli druga wykradziona trucizna. Wywołuje rozległy atak serca. Jej czas działania to dwanaście godzin i również jest dobrze przyswajalna w płynach. Nie zdziwiłabym się gdyby się okazało, że sprawca zaatakował kogoś jeszcze, ale antidotum i tak nie istnieje, także niczego to nie zmieni. Natłok informacji sprawił, że cała grupa na moment zamilkła, jakby nabierała oddech przed kolejnym zanurkowaniem.- Powinniśmy wylać te wszystkie trucizny. Ich obecność doprowadziła do tej chorej sytuacji – powiedziała Wendy.- Mieliśmy rzekomo sobie ufać – żachnął się Samfu. Jego język powoli odzyskiwał dawną ostrość, a przynajmniej tak to wyglądało.- Widać ktoś wykorzystał to zaufanie. Nie mogę uwierzyć, że trzy dni temu żegnaliśmy Audrey... Pięć dni temu zginął Jacob – głos Agathy drżał.- Witamy w jebanym hotelu Peccatorum – podsumował to Samfu. Byliśmy tutaj ponad miesiąc. Przetrwaliśmy i nauczyliśmy się żyć z zakazami. Daliśmy radę z wieloma, chorymi gierkami Porywaczy, ale hotel dalej walczył i nas pokonywał, na każdym froncie. Nagle, usłyszeliśmy brzdęk szkła i krzyk. Obejrzeliśmy się w stronę Sandry, która stała przy biurku, na którym znajdowała się przewrócona filiżanka kawy.- Kurwa mać – skwitowała.- Wybacz, to moja kawa. Nie tamta, świeża – sprecyzował Alan, po tym jak zobaczył jak zareagowaliśmy na tą informację.- Właśnie czuję – powiedziała. Do plamy krwi Lily doszła druga, z kawy, znacznie większa.- Chyba nie planujesz się tutaj przebierać – odezwała się Striptizerka.- Odwal się – fuknęła Uwodzicielka, rozpinając pasek od spodni – Zawsze się musisz wtrącić. Lily nie żyje! Chociaż raz... mogłabyś... mogłabyś...Uwodzicielka upadła. Osunęła się, uderzając głową w blat, a pod jej ciałem zaczęła rosnąć plama krwi. Usłyszałem krzyki. Zarówno męskie jak i damskie. Nie mogłem pojąć, co się działo. Patrzyłem na rosnący, czerwony okrąg oniemiały. Ktoś na tyłach zwymiotował. Usłyszeliśmy kolejny komunikat, który wydawał się być tak nienaturalnym i dziwnym dźwiękiem, że nie mogłem w to uwierzyć:- Witam państwa ponownie - powiedział Lokaj - W przychodni właśnie zostało odkryte ciało jednego z gości. W tym momencie mają państwo trzydzieści minut na przeprowadzenie śledztwa i zebranie dowodów. Gdy czas się skończy wszyscy żywi goście, bez wyjątku muszą stawić się przy recepcji, skąd zabiorę Państwa na salę procesową. Przypominam o zasadach, a także o tym, że winda jest już nieczynna. Powodzenia.Cisza. Wszystko ucichło. Powoli do moich uszu zaczęły docierać dźwięki – głośne, przyspieszone oddechy i kakofonia głosów.- Co się stało?- To klątwa Ethana!- Ona... nie żyje? – głos Carmen był pierwszym, który rozpoznałem w całym chaosie. Elizabeth podbiegła do ciała.- Pół godziny? To kpina! – syknął Aaron.- Naprawdę nie dziwi cię to jak nagle upadła? – spytał zaskoczony Mycroft.- Nie wierzę w takie rzeczy, ale to naprawdę wyglądało jakby zabiła ją jakaś klątwa... - stwierdziła Carmen.- Albo trucizna – stwierdziła chłodno Cecily – Elizabeth?- Na pewno nie żadna z brakujących, a sprawca nie miał kiedy odnieść innego egzemplarza do gabloty. Leży w plamie krwi, ale nie widzę u niej żadnych... wycieków. Po prostu ma ranę gdzieś w okolicach brzucha... Podbrzusze, tuż nad wzgórkiem łonowym.- Ranę? – zapytał Alan.- Tak. Jedną, prostą – odpowiedziała.- Mam pół godziny na cholerne śledztwo... - Yama wyglądał na zdenerwowanego – Gdzie jest kolejny plik?- Przepraszam Państwa – Lokaj pojawił się jak na zawołanie – Tutaj jest plik morderstwa. Podał mi kolejne zawiniątko.- Dlaczego mamy tylko pół godziny? – zapytała Carmen. Agatha, która stała tuż obok niej, wyglądała jakby wypompowało się z niej całe powietrze.- Panie Samfu, mógłbym pan to wytłumaczyć swoim kolegom i koleżankom? Mam naprawdę dużo do zrobienia – powiedział.- Zasady mówią, że mamy dwie godziny na śledztwo licząc do pierwszego ciała jakie znajdziemy. Jeżeli morderca zabiłby minutę przed końcem tego czasu drugą osobę, to mielibyśmy minutę na zbadanie drugiego ciała. Sami chyba rozumiecie, że nie byłoby to proste, bo pod koniec wszyscy trzymają się razem – wytłumaczył Król Dram. Lokaj w tym czasie zniknął.- Jak widać tutaj to nie pomogło – Cecily wskazała na leżącą Sandrę. Jej twarz była wygięta w grymasie zaskoczenia.- Zaraz się upewnimy – powiedziałem otwierając plik - Drugą ofiarą czwartego morderstwa jest Sandra Evans, uwodzicielka. Została zabita o godzinie 22:29. Przyczyną śmierci była rana kłuta brzucha, która spowodowała uszkodzenie organów wewnętrznych, które ostatecznie spowodowało śmierć. Dodatkowo organizm ofiary był wycieńczony przez brak snu.- Ktoś ją dźgnął? Tutaj?! Przy nas wszystkich? – Mycroft był zszokowany, ale ta informacja zdziwiła nawet mnie. Byłem pewien, że w grę wchodziła trucizna, ale plik morderstwa to wykluczył.- To niemożliwe – stwierdziła Julia – Stałam przy niej. Nie patrzyłam dokładnie, ale chyba bym zauważyła jak ktoś wysuwa ostrze i zadaje cios. Nie ma tu skrytobójców, którzy zrobiliby to w profesjonalny sposób.- Dwie ofiary – Agatha z niedowierzaniem kiwała głową – Jak do tego doszło?- Upadły w ten sam sposób – Ethan cały się trząsł.- Ale zostały zabite w inny sposób – Elizabeth sprowadziła go twardo na ziemię – Zastanówcie się lepiej, co możemy jeszcze zbadać.- Przy ciele nic nie ma? – zainteresował się Aaron.- Zaraz sprawdzę... - powiedziała Farmaceutka, sprawdzając strój Uwodzicielki.- Ciekawe czemu plik zaznaczył to ze snem – zastanowiła się Carmen – Ja też mało sypiam, ale czy to jest istotne?- Jak jest w pliku to pewnie tak – powiedziała Wendy.- Mam coś – Elizabeth sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła nieduży przedmiot. Podniosła go w naszą stronę – To ciekawe...- Czy to...? – zaczęła Alice.- Klucz do gabloty – Alan złapał się za głowę – To ona go znalazła?- Znalazła albo ukradła – stwierdził Aaron.- Teraz już kompletnie niczego nie rozumiem – Alice nie ukrywała zdziwienia.- Wygląda na to, że mamy naszą trucicielkę – Samfu zbliżył się do Sandry – Przyznam, że to dosyć poetyckie.- Nie mogła być... - zaczął Yama.- Może powinniśmy zbadać magazyn? Sprawca mógł wykorzystać coś z tamtego miejsca – zauważyła Alice.- Przecież mamy spis i Carmen z Agatha, które pilnują wszystkiego – przypomniał Mycroft.- Myślę, że magazyn może nie być głupią opcją. Sprawa jest skomplikowana i morderca lub mordercy mogli wziąć coś z magazynu – wstawiłem się za pomysłem Przyjaciółki.- Ja bym zbadała jej pokój – stwierdziła Carmen – Może znajdziemy coś równie przydatnego jak w pokoju Dzwonka.- Mamy mało czasu, więc przyspieszmy trochę... - przypomniała Julia. Rozdzieliliśmy się na dwie grupy. Większość skierowała się do pokoju Sandry, ale ja wraz z Alice, Yamą, Cecily, Agathą oraz Alanem poszliśmy do magazynu. Nie wiedziałem, co dokładnie mogło nas nakierować na trop sprawcy. Spis przedmiotów mógł pokazać, co ostatnio zniknęło. To była spora przewaga. Przemierzyliśmy ponownie klatkę schodową i trafiliśmy do magazynu. Zdążyłem przyjrzeć się całości wcześniej, ale piętro było zwyczajnie za duże, żeby przeszukać je dokładnie, szczególnie, że zostało nam tak mało czasu. Podeszliśmy całą grupą do spisu przedmiotów i zerknęliśmy na ostatnie pozycje:- Co właściwie chcemy sprawdzić? Dużo osób wynosi stąd rzeczy – stwierdziła Agatha – Od otwarcia piętra byli tutaj prawie wszyscy.- Sprawca mógł tutaj być. Od wczoraj wieczorem do dzisiejszego ranka miał wolną rękę – powiedziałem.- Jak to? – zdziwiła się Agatha.- Nikt nie pilnował magazynu. O ile się nie mylę to wieczorną wartę miałaś ty, ale poszłaś spać, przez swój zakaz. Na twoje miejsce powinna przyjść Carmen, ale spędziła całą noc w przychodni. Kto w takim razie pilnował magazynu? – zapytałem ostro.- To... Masz rację – przyznała – Rzeczywiście magazyn stał pusty, każdy mógł tu przyjść.- Dlatego spis przedmiotów może nam teraz bardzo pomóc – stwierdziła Cecily.- Da się tutaj ustawić datę? – zapytał Yama.- Ostatnie 24 godziny powinny wystarczyć – powiedziałem. Dostosowaliśmy urządzenie i rozwinęła się lista przedmiotów, które zniknęły w ciągu ostatniej doby. Większość nie rzucała się w oczy, poza jedną pozycją:- Ktoś zabrał coś z rzeczy Rewolwerowa – zauważyła Alice – Czemu nie jest napisane co to było?- Rzeczy pozostałych uczestników są traktowane jako zbiory, stąd brak konkretnej informacji – odpowiedziałem.- No to możliwe, że ktoś znalazł coś, co mu w jakiś sposób pomogło. Reszta rzeczy nie wygląda jakby miała jakikolwiek związek ze sprawa.Widać tam było suszarkę, baterie, akwarium, paczkę gwoździ oraz termiczny kubek. Tylko zniknięcie czegoś z rzeczy Komunisty mogło jakkolwiek oznaczać powiązanie ze sprawą, chociaż wciąż niekoniecznie.- Mamy dziesięć minut – stwierdził Alan – Musimy powoli zbierać się przy recepcji.- Alan ma rację – kiwnęła głową Aktorka – Resztę musimy ustalić na procesie. Faktów jest za dużo żeby budować teraz teorie. Ruszyliśmy w kierunku wyjścia. Miałem w głowie tyle teorii i tropów, których nie miałem czasu sprawdzić. Miałem nadzieję, że przy samej recepcji zdążę jeszcze zadać kilka pytań Samfu, którego nie przesłuchałem jako jedynego z delegacji, która była u Lily w dzień jej śmierci.- Jesteś taki jak on powinien być – głos Cecily sprowadził mnie na ziemię. Skierowałem spojrzenie w jej kierunku.- Przepraszam?- Zachowujesz się jak Jacob. Tylko nie masz niecnych planów, po prostu robisz swoje i dążysz do prawdy. To się naprawdę ceni – pochwaliła mnie. Taka pochwała w jej ustach naprawdę dużo znaczyła.- Nie powiedziałbym żebym go przypominał. Wręcz jestem jego kompletnym przeciwieństwem, bo zamiast mącić w każdej możliwej chwili, wolę nie zmieniać biegu wydarzeń. Jestem biernym obserwatorem, który daje sytuacji naturalnie się rozwijać.- A moim zdaniem jesteś dobrym następcą. Nie zmieniaj tego, ta grupa potrzebuje teraz przywódcy, przynajmniej w takich chwilach jak ta.Jej słowa dały mi do myślenia. Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo Aktorka poszła na przód i stanęła obok Yamy. Było mi jej szkoda, bo wiedziałem, że nawet nie dążę do zajęcia roli Jacoba, jako dowódcy. Mogłem tylko pomagać, stanie w pierwszym rzędzie nie było dla mnie. Przy recepcji czekała na nas reszta grupy. Niektórzy niepokojąco patrzyli w stronę windy, inni nerwowo rozglądali się na boki, jakby toczyli w głowach batalie. Nie dziwiłem się, że się nad tym tak zastanawiali, sam nie miałem większych tropów. To mógł zrobić każdy. Sprawa wyglądała nawet jakby miała element samobójstwa, ale nie potrafiłem go jeszcze odpowiednio dopasować do całości układanki. Podszedłem do Samfu, który trzymał się na boku. Spojrzał na mnie, ale po chwili odwrócił wzrok.- Czego chcesz Maks? – zapytał.- Pytałem już każdego, kto był w pokoju Lily, ale zostałeś ty – jak przebiegła ta wizyta? Czy ktoś zachowywał się dziwnie, albo w jakiś sposób nienormalnie?- Ethanowi znowu odwaliło. Coś dziwnego się z nim dzieje. Poza tym wszystko wyglądało w miarę stabilnie. Lily była spokojna, ale może przeczuwała nadchodzący koniec. Była słaba i wysunięta, nic dziwnego, że ktoś w końcu wybrał ją na ofiarę. Ja w życiu bym tego nie zrobił, bo wiem na jak dużej granicy szaleństwa się poruszała.- Czyli nie widziałeś nic podejrzanego? Związanego z nią lub z Sandrą?- Dzisiaj nie, ale wczoraj... - zastanowił się – Widziałem ją wieczorem przy magazynie. Lily. Wychodziła z niego, ale wyglądała całkiem normalnie. Nie niosła nic w rękach.- Podejrzewasz, że ona mogła próbować kogoś zabić?- To by mogło wytłumaczyć, dlaczego była taka spokojna – stwierdził.- Hmm – zamyśliłem się, zastanawiając się nad jego słowami – Dzięki za rozmowę Samfu.- Ta... Nie ma sprawy Maks. Pokuśtykałem na bok. Oparłem się o ścianę i zastanowiłem. Nie porównałem czasu działania trucizn z alibi poszczególnych osób. Właściwie niczego nie porównałem. Przy Sandrze nie miałem nawet zbytnio czasu. Wszystko stało się tak szybko, ze nie mieliśmy nawet podstawowych fundamentów. Pierwszy proces bez Jacoba wydawał się być trudny, ale ten? Stawiał nas przed zupełnie innym wyzwaniem. Morale wydawały się być niskie. Bardzo niskie. Obraz wypisany na twarzach nie stawiał pozytywnej prognozy. Nie miałem podejrzeń, tylko całą masę pytań. Rozbrzmiał komunikat. Podskoczyłem. Byłem mocno zamyślony:- Czas na śledztwo minął. Proszę wszystkich żyjących gości o zebranie się przy recepcji, skąd wyruszymy na salę procesową.Pojawił się w korytarzu po chwili, jak zwykle wyprostowany i gotowy na poprowadzenie nas prosto do miejsca, gdzie mieliśmy spędzić najbliższe godziny. Procesy były tak niesamowitym przeżyciem, żałowałem, że wiązały się z nimi takie nieprzyjemności. To jak pracował umysł, jak każdy uruchamiał wewnętrzny instynkt przetrwania – to była niesamowita historia.- Wiem, że to wszystko wydaje się być skomplikowane, ale pozbieracie fakty i zwyciężycie – pocieszył nas Lokaj – Zapraszam.- Nie mieliśmy na nic czasu – narzekał Mycroft – Ale i tak wygramy!- Nie wiem skąd takie pozytywne nastawienie – westchnęła Julia. Przed otwarciem windy poczułem delikatną obawę. Widziałem, że większość osób odwróciła wzrok, a Lokaj zachowywał się jakby to wyczuł:- Spokojnie drodzy Państwo. Ciało zostało już uprzątnięte razem z całą windą – uspokoił nas.- Pierwszego ciała nie mogliśmy zbadać, a na drugie mieliśmy mniej czasu – podsumował Alan – Twoi Pracodawcy chyba naprawdę nas nie lubią.- Niestety, ale takie są zasady – wytłumaczył. Weszliśmy do środka. Lokaj przesunął specjalną kartę aktywującą salę procesową. Winda ruszyła.

PeccatorumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz