Rozdział 18: Samosąd (Jacob Robertson)

14 3 0
                                    

Witajcie w osiemnastym rozdziale Peccatorum. Spotykamy się dzisiaj ponownie podczas śledztwa, tym razem w drugim procesie. Po raz pierwszy powtarza się perspektywa, ponieważ akcję zobaczymy tym razem z oczu Jacoba Robertsona. Poprowadzi on śledztwo oraz przeanalizuję wyjątkowo skomplikowaną i złożoną zbrodnię. Mamy nadzieję, że rozdział się Wam spodoba i zachęci Was do przeczytania procesu, który pojawi się za cztery dni. Życzymy miłej lektury, a po przeczytaniu zapraszamy do sekcji komentarzy, a także na Discorda!------------------------------------------- Witajcie - rozbrzmiał głos Lokaja - W pubie właśnie zostało odkryte ciało jednego z gości. W tym momencie mają Państwo dwie godziny na przeprowadzenie śledztwa i zebranie dowodów. Gdy czas się skończy wszyscy, bez wyjątku muszą stawić się przy recepcji, skąd zabiorę Państwa na salę procesową. Przypominam o zasadach, a także o tym, że winda będzie teraz przez parę minut czynna, a następnie zostanie wyłączona. Powodzenia. Byłem sobą zawiedziony. Podejrzewałem, że zdrajca będzie w grupie z pubu lub lodowiska, a mimo to zostałem zaskoczony. Ktoś wykorzystał moją pułapkę i obrócił całość na swoją korzyść. W kręgu podejrzanych automatycznie znalazła się Audrey, Julia oraz Yama. Oni wiedzieli o moim planie, ale tak naprawdę sprawcą mógł być każdy. Olivier był na miejscu spotkania i widocznie musiał pojawić się również Lokaj, skoro sprawca zaatakował. Nie wiedziałem, czy to oznaczało, że jest zdrajcą, czy zdrajca okazał się być sprytniejszy i wprowadził w moją pułapkę niewinną osobę, ale i tak było mi niesamowicie głupio. Gdy zobaczyłem wychodzącą z pubu grupę i moje spojrzenie spotkało spojrzenie Audrey to wewnętrznie umarłem. Wyglądała na całkowicie zawiedzioną. Nie dziwiłem się. Obiecywałem im złote góry, a skończyło się na tym, że mieliśmy kolejną ofiarę. Dodatkowym problemem było to, że przez przypadek złamałem swój zakaz. Od pierwszego śledztwa został on nieco obostrzony, o czym Lokaj poinformował mnie jeszcze tego samego dnia, w którym zginęli Raphael i Dismas. Wcześniej nie mogłem patrzeć na zwłoki podczas śledztwa, ale Porywacze sami zauważyli, że to trochę zbyt mało ogólne i zamienili mój zakaz na „Zakaz patrzenia na ciało ofiary i miejsce zbrodni". Poprzednim razem byłem prawie pewien, że sprawcą jest Raphael, więc nawet nie próbowałem obejść starego zakazu, co nie byłoby trudne. Wystarczy, że ktoś zasłoniłby płachtą ciało Dismasa, a bez problemu mógłbym wejść na miejsce zbrodni. Teraz sprawa się skomplikowała, a ja doskonale wiedziałem o wcześniejszej zmianie. Nie przewidziałem jednak opcji, że ktoś będzie próbował wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę. Jak mogłem przewidzieć samosąd? Gdy wszedłem do pubu było trzydzieści minut po dwudziestej. Sam nie wiem, dlaczego przyszedłem tutaj dopiero teraz, jak podejrzewałem, że coś mogło się tu stać. Gdy zobaczyłem wiszące ciało zakląłem pod nosem. Miałem nadzieję, że kara nie jest zbyt surowa, ale tak naprawdę miałem w głowie najgorsze scenariusze. Wiedząc, że zakaz został przeze mnie złamany obejrzałem pokrótce ciało. Teraz mogłem zadziałać inaczej niż przy pierwszej sprawie - przecież nie mogłem bardziej złamać zakazu. Zbadałem miejsce przed sceną. Tutaj musiało się wszystko zacząć, bo widziałem, że Olivier rozłożył się i malował. Jego obraz, przedstawiający cztery postaci na koniach stał na sztaludze. Wiedziałem, że malował krwią, ale na środku płótna zauważyłem nową, świeżą plamę, która musiała powstać niedawno. Na pewno nie była dziełem pędzla, wyglądała raczej na powstałą w skutek uderzenia. Kałuża na podłodze ciągnęła się od miejsca, w którym stałem aż do tyłów sceny, gdzie wisiało ciało. Ktoś bardzo pospiesznie i niesamowicie niedbale starał się ją zetrzeć, ale widocznie coś lub ktoś go spłoszyło, bo nie dokończył roboty i zamienił okrągłą plamę w ponury zygzak. Przy sztaludze nie znalazłem też pędzla, chociaż wszystkie pozostałe przybory tam były. Leżał on kawałek dalej, już na scenie. Podszedłem do niego ostrożnie i zauważyłem, że jego włosie było całe czerwone. Inaczej wyglądał trzon – pokryty krwią tylko z jednej strony. Musiał wypaść z ręki Artysty podczas ataku. Tylko, co robił tak daleko od sztalugi? Spojrzałem na ciało i otaczającą je scenerie. Na podeście widać było brak jednej rury. Właściwie to nie ciężko było ją znaleźć, bo została w jakiś sposób przełamana na pół i użyta do przybicia ciała Oliviera. Podszedłem na tyły i zobaczyłem, że dwa kawałki metalu bez problemu przeszły i wbiły się w worki, które zostały ułożone do stworzenia scenerii pokazu magicznego. Nie miałem pomysłu jak sprawca wymontował rurę i zdołał ją przemienić w dwa ostre kolce, ale nie było wątpliwości, że były to narzędzia zbrodni - najprawdopodobniej nie jedyne, ale mocno rzucające się w oczy. Ciało było w naprawdę kiepskim stanie. Zastanawiałem się, czy takie zniszczenia nie łamały jednej z zasad i czy jeżeli tak było, to sprawca miał tak podświetloną bransoletkę jak ja. Gdy tylko złamałem zakaz pojawił się czerwony napis, który mnie o tym informował. Nie miałem opcji żeby go ukryć, poza tym był dla mnie poniekąd alibi. Mój zakaz nie pozwalał na patrzenie na miejsce zbrodni, oczywiście nie wykluczało to możliwości żebym zabił, ale przy odpowiedniej argumentacji i tak powinien wystarczyć. Olivier był przybity w dwóch miejscach - kawałek pod lewym barkiem oraz przy prawym udzie. Oba punkty były przesiąknięte czerwienią, która zaznaczała się na ubraniach Artysty. Tak bardzo lubił tworzyć w ten sposób, a teraz wypuścił z siebie masę życiodajnego materiału, który doprowadził do jego śmierci. Zastanawiała mnie jednak trzecia dziura, która znajdowała się kawałek pod klatką piersiową, odrobinę nad pępkiem. Przechodziła na wylot. Gdzie był trzeci fragment rury? Może cios został zadany jednym z pozostałych ostrzy, które teraz niczym gwoździe trzymały ten potworny obraz? Najstraszniejsze było gardło Oliviera. W połowie długości szyi ziała spora dziura, przez którą ktoś przeciągnął język. Widziałem wiele miejsc zbrodni, ale ten widok budził we mnie naprawdę nieprzyjemne odczucia. Znałem to zagranie, które najpopularniejsze było w Ameryce Południowej - Kolumbijski Krawat. Ostatnia rana prawdopodobnie była ostateczną przyczyną śmierci, ale tak naprawdę mógł zginąć wcześniej, bo trzy poprzednie były również poważne. Musiałem poczekać aż zdejmiemy ciało i wyjmiemy rury, żeby lepiej obejrzeć miejsca, w których przebito ciało. Dokładniejszą analizą musiała zająć się Elizabeth, która znała się na tym lepiej niż ja i na pewno miała więcej swobody. Korzystałem teraz z okazji i z tego, że nie było komunikatu, co oznaczało, że licznik czasu jeszcze nie wystartował. Mogłem zbadać więcej, zanim przekażę informację reszcie grupy. Nadszedł jednak czas żebym znalazł pozostałych. Gdyby ktoś teraz wszedł do pubu to bardzo ciężko byłoby mi się obronić przed zarzutami. Z drugiej strony żałowałem, bo wiedziałem, że jak opuszczę to pomieszczenie, to zakaz prawdopodobnie się zrestartuje i nie będę mógł zrobić nic poza przesłuchaniem osób.* W ten oto sposób zbadałem tyle ile mogłem i pogrążony w myślach czekałem na przybycie pozostałych gości. Ci, których sprowadziłem z jadalni stali niedowierzając. Ciężko było opisać, kto wyglądał najgorzej z całej grupy. Audrey była załamana, ale wiedziałem jak bardzo zależało jej na tym, żeby nikomu nic się nie stało. Ethan nie był zbytnio odważny i widać było, że zjada go panika. Samfu spoglądał w moją stronę, ale nie wyglądał na zmartwionego. Spojrzałem zdziwiony, ale on tylko delikatnie się uśmiechnął. Carmen miała zamknięte oczy i szeptała coś do siebie pod nosem.- Musimy poczekać aż przyjdzie reszta, wtedy ustalimy plan działania - uspokoiłem grupę, chociaż wiedziałem, że tym razem było inaczej. Morderstwo było w miarę spontaniczne, ale z pewnością zaplanowane. Po prostu zabójca miał mało czasu, stąd niezatarte ślady. Rura musiała być przygotowana wcześniej. W przypadku Raphaela obstawiłem go prawie od samego początku. Podejrzana dwójka została wystawiona na środek razem z Elizabeth i okazało się, że tym odpowiedzialnym za śmierć Dismasa był de Caumont. Tym razem mógł to być ktoś, komu przedstawiłem swój plan, Rewolwerow, Samfu, a nawet ktokolwiek inny. Sprawa rozegrała się w taki sposób, że nawet ja mogłem być podejrzany. Nawet ja mogłem to zrobić... Nie minęło pięć minut jak na korytarz trafiła większość gości. Ostatni doszedł Alan, który zziajany i zasmarkany przybiegł chwilę po reszcie.- Kto? - zapytał Yama. Na jego twarzy widziałem dziwny grymas. Był zły?- Olivier – odpowiedziałem krótko i konkretnie. Byłem zadowolony z efektów pierwszego procesu, bo wiedziałem, że jak stąd odejdę to będą ludzie, którzy będą mogli poprowadzić grę dalej. Przy dobrych wiatrach nawet wygrać. Musiałem dać z siebie wszystko. Dostałem drugą szansę, chociaż równie dobrze mogłem nie mieć żadnej.- To ohydne – stwierdził z odrazą Aaron – Jak ktoś mógł zaatakować głuchoniemego...- Mamy wejść? Minęło już dobre dziesięć minut, nie powinniśmy zaczynać? – zapytała Cecily.Nie zamierzałem zdradzać tego, co wiem. To był dobry moment, żeby sprawdzić jak działają inni, czy mówią mi wszystko i czy nie pomijają czegoś, co ja bym uznał za ważne.- Tak jak ostatnio ja zajmę się przesłuchaniami, a ty z resztą sprawdzicie miejsce zbrodni. Dacie mi później streszczenie. Tylko ostrzegam – tym razem miejsce zbrodni to prawdziwa rzeź... Ci którzy słabiej znoszą widok krwi powinni sobie dać spokój.- Zostanę tutaj z Lily – Alice spojrzała na przerażoną i bladą Fryzjerkę. Sandra stanęła obok:- To zupełnie jak ja.- Właściwie to muszę was przesłuchać – uśmiechnąłem się pod nosem widząc jak miny im rzędną.- Nie zrobiłam tego! – fioletowo-włosa oburzyła się.- A ja chcę tylko zobaczyć, co wiesz. Tak samo prosiłbym żeby została tutaj Julia, Audrey, Yama oraz Rewolwerow i Samfu. Nim poszczególne osoby ruszyły w moją stronę, na korytarzu pojawił się Lokaj. Spojrzał na nas wzrokiem pełnym zawodu i smutku.- Drodzy Państwo – zaczął ciężkim głosem – Przykro mi, że znowu spotykamy się w takich okolicznościach, ale chciałem wam przekazać raport morderstwa, który został przygotowany po tym, co się stało. Przypominam, że winda została właśnie wyłączona, a za niecałe dwie godziny widzimy się przy recepcji. W razie pytań możecie tam do mnie podejść. Życzę powodzenia!Skórzana teczka powędrowała, tak jak ostatnio, w ręce Pisarza, który czule ją objął. Ostatnio informacje tam zawarte były kluczowe, więc liczyłem, że i teraz nam pomogą:- Ofiarą drugiego morderstwa jest Olivier Naess, artysta. Został zabity trzydzieści minut po osiemnastej. Na jego ciele znaleziono wiele rodzajów obrażeń, ale śmiercionośnymi okazała się być rana gardła oraz idące za nią wyrwanie języka. Stracił też olbrzymie ilości krwi przez przebicie dwoma metalowymi rurami przechodzącymi przez jego bark i udo, które prawie przyczyniły się do jego śmierci – odczytał ponurym głosem – Wygląda na to, że mamy wśród nas psychopatę...- Tak jest tam napisane? – zdziwił się Mycroft.- To było raczej stwierdzenie faktu. To nie jest zwykłe zabójstwo. To brutalne morderstwo.- Do roboty ludzie, nie mamy czasu! – ponagliłem. Grupa się rozdzieliła dosyć standardowo na trzy odłamy. Cecily, Maks, Aaron, Alan i Elizabeth jako jedyni weszli do pubu. Mycroft, Wendy, Lily, Ethan, Carmen i Agatha woleli nie patrzeć na miejsce zbrodni, co mnie ani trochę nie dziwiło. Lepiej było omijać wzorkiem takie miejsca. To było niebezpieczne dla psychiki. Ci, których miałem przesłuchać zebrali się po boku korytarza, obok odnogi. Ta też był ciekawą opcją, która mogła odegrać jakąś rolę w procesie. W końcu z pubu były dwa wyjścia, a to mogło być naprawdę ważne. Sztaluga Oliviera była ustawiona bokiem do drzwi wejściowych, ale tyłem do zaplecza. Jeżeli ktoś rzeczywiście go zaskoczył mógł to zrobić właśnie tamtędy. Nie mogłem odrzucać takich opcji. Przesłuchania zacząłem od Samfu, który sam wyszedł przed szereg. Nie miałem mu nic konkretnego do zarzucenia, chociaż na pewno był zdolny zajść kogoś od tyłu i potem dobić, nawet dla własnej zabawy. Na jego twarzy gościł wyjątkowo paskudny uśmiech. Nie miałem pojęcia z czego się tak cieszył.- Aresztujesz mnie panie detektywie? – zażartował na start.- Samfu ogarnij się – powiedziałem opierając się o ścianę – Muszę po prostu wiedzieć, co robiłeś po osiemnastej.- Najpierw poszedłem na umówione miejsce spotkania, na którym cię nie było – przewrócił oczami – A niedługo potem poszedłem do kuchni. Byłem tam z dwadzieścia minut przed dziewiętnastą – wytłumaczył.- Dobra, a jak on zginął – wskazałem dłonią pub – Gdzie wtedy byłeś?- Pewnie w drodze ze swojego pokoju do kuchni? Nie wiem, nie zerkam na zegarek, co pięć minut. Może jakbym wiedział, że jakiś sadysta będzie chciał kogoś w taki sposób zamordować to bym się gdzieś meldował, ale skąd miałem wiedzieć? – nawet nie próbowałem czytać jego mimiki, bo wiedziałem, że umiał nią manipulować lepiej niż doskonale.- A co z twoim polowaniem na zdrajcę? Bo wygląda na to, że Olivier został wzięty za zdrajcę i jakiś łowca zdrajców wziął go na celownik.- To był żart – spojrzał na mnie jakbym powiedział coś głupiego – Nawet Audrey potwierdzi, że byłem w pokoju w dzień. Po prostu chciałem trochę namieszać, przecież mnie znasz – uśmiechnął się paskudnie – Powinieneś lepiej przepytać Rewolwerowa, on się wczuł w szukanie zdrajcy.- Na pewno zapytam. Póki, co, to tyle – odpowiedziałem. Nie podejrzewałem żeby on za tym stał, szczególnie jak miał alibi i z siłowni i z kuchni. Jeżeli sprawca zabił Oliviera i pospiesznie uciekł zostawiając tak duży bałagan to na pewno musiał po drodze umyć się i zmienić ubrania. Nie wierzyłem, żeby ktoś mógł zabić z taką ilością krwi i się przy tym nie pobrudzić. W głowie pojawiło mi się inne pytanie. Dlaczego sprawca w ogóle się spieszył? Czy aż tak bardzo bał się przyłapania, że zostawił tyle krwi? Może i jej starcie dużo by nie zmieniło, ale ewidentnie zaczął to robić, a po chwili przerwał. Ktoś go zaskoczył? Jeżeli tak, czy oznaczało, że w sprawie było dwóch wspólników? To nie miało sensu. Zauważyłem, że rękaw, na którym miałem bransoletkę mi się nieco odwinął, więc podwinąłem go. Samfu wydawał się jakby tego nie zauważył. Całkiem ciekawa była też sprawa Rewolwerowa. Jego rządza krwi i spojrzenie na świat pasowało do mordercy, ale wykluczał go jeden fakt – nie wyglądał na kogoś, kto mógł podejść ofiarę i to taką jak Olivier od tyłu. Wszystko wskazywało, że sprawca zaskoczył ofiarę. Nie wierzyłem żeby Artysta nawet nie próbował się bronić. Nie ufał nikomu na tyle żeby dać się tak podejść, a tak dużej broni nie można było schować w kieszeni. Tak wiele niewiadomych sprawiało, że robiłem się nerwowy.- Właściwie to ja mam ci coś do powiedzenia – zauważyłem, że Samfu dalej stoi tuż obok mnie i czeka, aż skończę swój proces myślowy.- Hmm? – zdziwiłem się.- Mam dla ciebie małą próbę detektywie – jego głos był tajemniczy, chociaż ciężko mi było go traktować poważnie. Widząc moje milczenie ciągnął dalej – Podczas tego procesu sprawdzę to jak sobie radzisz. Jeżeli spełnisz moje oczekiwania to po procesie będziesz miał we mnie sojusznika, jak nie... - zakończył śmiechem. Spojrzałem zaintrygowany. Moje wewnętrzne ja kazało mi podjąć wyzwanie.- Z chęcią podejmę wyzwanie – powiedziałem i uścisnąłem jego dłoń – Cokolwiek to znaczy.- Po prostu zaczyna mnie nudzić to, co się tu dzieje, a widzę, że ludzie wolą się zabijać niż spróbować coś zmienić, dlatego ja się zmienię – powiedział odchodząc na bok. Zaciekawił mnie. Kolejna w kolejce była Audrey. Wyglądała na przejętą, ale widziałem w jej oczach determinację i zapał. Chciała pomóc złapać mordercę:- Audrey, powiedz mi gdzie byłaś jak zginął Olivier? – zapytałem.- Gotowałam. Cały czas od obiadu, aż do teraz byłam w kuchni – odpowiedziała.- Ktoś może to potwierdzić? – zaciekawiłem się, chociaż wiedziałem, że jest niewinna. Bardziej liczyłem, że nakieruje mnie na jakiś pomysł.- Tak, od około w pół do siódmej zbierali się tam ludzie. Pierwsza przyszła Carmen, a po niej Samfu, Ethan, Lily i na końcu Alice. Ona spóźniła się trochę, ale mówiła, że źle się czuła i rzeczywiście wyglądała kiepsko.- I byliście tam bez przerwy aż do mojego przyjścia przed dwudziestą pierwszą?- Tak. Chociaż Samfu na chwilę wychodził, ale nie było go maksymalnie dziesięć minut. Było to jakoś około dwudziestej trzydzieści – zastanowiła się.- Okej. Samfu powiedział, że odwiedzałaś go w dzień i był w pokoju, to prawda? – chciałem przy okazji sprawdzić prawdziwość zeznań Króla Dram.- Tak. Przecież sam kazałeś nam przekazać twój plan reszcie – sprowadziła ton głosu do szeptu i spojrzała na mnie z wyrzutem – Nie pamiętasz?- Wolałem się upewnić – odpowiedziałem. Póki, co za dużo nie wiedziałem, ale sporo osób miało alibi. Jeżeli rzeczywiście ludzie zaczęli się zbierać w kuchni o podanej przez Kucharkę godzinie, to oznaczało, że wypadli z kręgu podejrzeń, bo nie mogli zadać ostatecznego ciosu i wrócić na czas do reszty. Przebranie się, dojście z baru do pokoju i z pokoju do kuchni, uprzątnięcie miejsca zbrodni w mniej niż pół godziny? Wydawało się to mało realne. Wciąż czekałem na to, czego dowie się grupa Cecily, bo byłem pewien, że mogłem przeoczyć coś ważnego. Byłem detektywem, ale to nie zmieniało tego, że muszę mieć czas i spokój do przeszukiwań, inaczej sam wiele nie mogłem zdziałać.- To wszystko?- Chyba tak, chociaż jestem ciekaw, czy widziałaś gdzieś Rewolwerowa, Julię lub Yamę? Oczywiście po obiedzie – zapytałem. Chociaż część osób właśnie odpadła z grona podejrzanych to byłem ciekaw jak z resztą. Gdy przeglądałem pomieszczenia, w których umawiałem się z poszczególnymi osobami, to nigdzie nikogo nie znalazłem. Podejrzewałem, że to kwestia tego, że ludzie bali się całego planu i gdy nie pojawiłem się o umówionej godzinie po prostu się ulatniali. Widocznie inaczej pomyślał Olivier, który postanowił pomalować czekając aż coś zacznie się dziać. Żałowałem, że tak skupiłem się na obserwowaniu Lokaja, że ostatecznie nie sprawdziłem Pubu. To był mój największy błąd, który kosztował Oliviera oraz potencjalnego sprawcę lub całą grupę życie.- Nie widziałam nikogo z nich – odpowiedziała.- Przypomnisz mi jeszcze raz, z kim gadałaś o moim planie? – do głowy wpadł mi pewien pomysł.- Z Elizabeth, Samfu, Mycroftem, Wendy i Rewem – odpowiedziała.- Dobra, dzięki Audrey – stwierdziłem, czekając na kolejną osobę. Byłem ciekaw, czy przez przypadek, ktoś nie przejrzał mojej zasadzki. Mogło się tak stać, jak parę osób powiedziało jednej osobie o moim planie. Najgorzej gdyby tym kimś mógł okazać się zdrajca, który zwęszył podstęp i odpowiedział atakiem na atak. Istniała też szansa, że dowiedział się ktoś inny, kto namieszał w sprawie na swój sposób. Podeszła do mnie kolejna osoba. Był to Rewolwerow. Widać, że nie miał zbytnio humoru, bo na przypominającej kozią twarzy, widać było zniesmaczenie.- Rew. Powiesz mi jak poszło twoje polowanie na zdrajcę? – wypaliłem prosto z mostu.- Jak widzicie kiepsko – powiedział.- Właśnie nie widzę, dlatego pytam.- Ktoś mnie uprzedził. Zresztą jak to ja bym dorwał go pierwszy to na pewno bym go oszczędził. Nie podniósłbym ręki na taką miernotę – wytłumaczył. Nie wiedziałem, czy mogę mu wierzyć. Rozsądek podpowiadał, że nie, ale z drugiej strony Rewolwerow wyglądał na osobę, która miała swój dziwny kodeks. Czy w tym kodeksie było coś o zabijaniu małych, zdradzieckich chłopców?- Skąd wiesz, że on jest zdrajcą? – zapytałem. Chociaż wydawało się to oczywiste, nie miałem potwierdzenia, a bez dowodu była to jedynie spekulacja.- Od jakiegoś czasu go podejrzewałem – stwierdził – Teraz, gdy rozpoczęliście polowanie na zdrajcę Towarzyszu, a on zginął fakty wydają się być oczywiste.- Masz rację... Dobra, co robiłeś kiedy miała miejsce zbrodnia?- Do osiemnastej indokt... rozmawiałem z Towarzyszem Yamarają. Potem troszkę spacerowałem i szukałem, ale ostatecznie niczego nie znalazłem – stwierdził.- Czyli po osiemnastej nie masz żadnego alibi? A z Yamą byłeś od której?- Chyba od siedemnastej dziesięć. Może siedemnastej piętnaście, nie patrzyłem za bardzo na zegarek.- I nie byłeś zamoczyć mordy w pubie nawet na chwilę? – zapytałem.- Nie byłem Towarzyszu. Jak pracuje to staram się być trzeźwy, chyba że praca wymaga pewnego upojenia – odpowiedział.- Nie wiesz czy ktoś inny mógł być? Może ktoś ci się chwalił?- Towarzyszka Alice wspominała, że chce napić się wódki z pieprzem jak wychodziliśmy z obiadu. Znaczy ona chciała pić jakieś pierdoły to jej doradziłem jak się leczyć, bo się przeziębiła.- Czyli Alice poszła do pubu po obiedzie? Czyli po siedemnastej?- Tego, czy poszła to nie wiem, wiem, że planowała – odpowiedział mi i pociągnął nosem – I chyba mnie czymś zaraziła.- To tyle. Dzięki za zeznania Rew. Komunista odszedł na bok i wysmarkał się w bluzkę, którą nosił. Zaklął pod nosem. Jego zeznania raczej trzymały się kupy, chociaż wiedziałem, że mogę sprawdzić ich prawdziwość przesłuchując Yamę, a także poniekąd Alice. Pierwszy podszedł do mnie Pokerzysta. Tak jak zauważyłem wcześniej, wydawał się być na coś zły.- Coś cię gryzie Yama? – zapytałem.- Wkurza mnie ta cała sytuacja. Chodzi o... po prostu mnie denerwuje, okej? – widać, że był roztrzęsiony. Podejrzewałem, że chodziło o kolejną ofiarę, ale z nim nigdy nie było nic wiadomo. Spojrzałem odruchowo na zegarek i zauważyłem, że została jeszcze trochę ponad godzina czasu.- Powiedz mi, czy to prawda, że po obiedzie kręciłeś się z Rewem? – zacząłem od tego pytania, ponieważ z niego mogłem wnioskować kolejne rzeczy.- Tak, kręciłem się – odpowiedział – Ale nie gadał o niczym konkretnym, chociaż podpytywał mnie o to, co się dzieje w hotelu i opowiedział, że Audrey mówiła mu o spotkaniu, ale nie chciał na nie iść i chyba nie poszedł.- I do której chodziliście razem?- Jakoś około osiemnastej poszedł w swoją stronę. Może jednak dał się namówić...- Nie masz potem żadnego alibi, prawda? – nie owijałem w bawełnę.- Przyznaję, że nie mam – odpowiedział – Ale nie zrobiłem tego Jacob. Nie jestem mordercą, a nawet jak Olivier był zdrajcą, to nie mam mu tego specjalnie za złe.Ta informacja nieco mnie zdziwiła, ale postanowiłem nie komentować.- Dobra, a byłeś dzisiaj w pubie?- Oprócz teraz to nie. Wróciłem do swojego pokoju, bo jakoś wolałem się temu wszystkiemu nie przyglądać.- A nikt ci się nie chwalił, że chce tam pójść? Może ktoś tam jechał przy tobie? – zadawałem grad pytań.- Raczej nikt. Rewolwerow nic o tym nie wspominał, a po obiedzie widziałem się tylko z nim i z Cecily.- Gdzie spotkałeś Cecily?- Trochę po osiemnastej, jak wracałem ze spotkania z Rewem. Mówiła, że idzie do pracowni informatycznej, ale nie szedłem za nią, więc nie wiem czy mówiła prawdę.- Okej, powiesz mi jeszcze, kogo udało ci się zaprosić na wieczorne spotkanie?- Hmm... - Yama w zastanowieniu zamyślił się – Powiedziałem Aaronowi, Carmen, Agathcie, Cecily i Ethanowi. W mojej głowie zapaliło się czerwone światło. Ethan usłyszał o spotkaniu i od Julii i od Yamy. Ethan może nie był osobą, która mogła wykorzystać taką wiedzę, ale trzymał się blisko Cecily i Alice, a któraś z nich mogła się dowiedzieć o tym, że coś tu nie gra. Wtedy moja pułapka zamieniała się w pole do popisu dla ewentualnego mordercy. Nie wiem dlaczego, ale założyłem, że Yama, Julia oraz Audrey uderzą w zupełnie inne grupy. Skarciłem się w myślach za to, że znowu zadziałałem za szybko, przez co często płaciłem za swoją głupotę.- Dziękuję Yama – odpowiedziałem.- Zrobiłem coś nie tak? – zdziwił się.- Nie, to ja mogłem dać ciała, ale za wcześnie na werdykty. Jak coś to zgłoszę się o pomoc.Pokerzysta spojrzał na mnie i westchnął. Odszedł na bok bez komentarza. Na jego miejsce przyszła Julia. Rozglądała się podejrzliwie, ale nic nie mówiła. Nawet się nie przywitała. Po prostu stanęła obok i zatrzymała wzrok na mnie.- Gdzie byłaś, gdy zabijano Oliviera? – zapytałem prosto z mostu, widząc, że nie ma sensu z nią zbytnio przedłużać dialogu. Była osobą konkretną, od której liczyłem na celne i sprawne odpowiedzi.- Nie mam alibi Jacob – wypaliła – Po obiedzie przeszłam się po hotelu, a następnie wróciłam do siebie. Nie interesują mnie te gierki, a wolałam uniknąć tego, co się stało.- Hmm... to ciekawe, bo słyszałem coś zupełnie innego – postanowiłem, że podejdę ją sposobem. Jeżeli miała coś na sumieniu to nie dała po sobie poznać.- Niby co?- Nie byłaś przypadkiem z Audrey w kuchni? – zapytałem, wiedząc, że nie ma sensu ciągnąć kłamstwa, jeżeli rybka nie połknęła haczyka.- Musiałeś źle zrozumieć.- Dobra, powiesz mi dla spokoju, kogo zaprosiłaś na spotkania o osiemnastej? – cała trójka już przedstawiała mi swoje listy, ale dopiero teraz zauważyłem, że Ethan został poinformowany przez dwie osoby. Cieszyłem się, że mogłem przesłuchać, chociaż Alice, ale wydawało mi się, że to Cecily miała większy wpływ na Iluzjonistę.- Alice, Lily, Sandrę, Ethana, Maksa i Oliviera – odpowiedziała – I nie, to nie oznacza, że go zabiłam.- Nikt tak nie mówi – odpowiedziałem wybity z rytmu. Podczas pobytu w hotelu, szczególnie dzięki Elizabeth i Cecily, zdołałem nieco otworzyć się na kobiety. Nie wstydziłem się ich aż tak bardzo jak na początku, chociaż nigdy nie miałem aż tak dużego problemu – Byłaś dzisiaj w pubie?- Byłam tam na moment jak szukałam osób przed obiadem, ale nikogo tam nie spotkałam – odpowiedziała i spojrzała na mnie zdenerwowana - Coś jeszcze?- Nie, to wszystko – nie rozumiałem jej bojowego nastawienia. Odeszła nie czekając, pogwizdując pod nosem pewną melodię. Zostały dwie wisienki na torcie. Pierwsza podeszła Alice, która znowu była wplątana w sprawę i odegrała jakąś znaczącą rolę. Dużo mi w niej nie pasowało i nie wiedziałem, od czego zacząć. Spojrzałem na nią i zauważyłem, że rzeczywiście wyglądała kiepsko. Miała czerwony nos, którym pociągała co chwilę, była dosyć blada na pozostałej części twarzy, a jej głos był nieco zachrypnięty:- Co tym razem chcesz wiedzieć?- Zacznijmy od początku – czy byłaś na spotkaniu?- Mówisz o tym w pubie? Nie byłam, bo źle się czułam. Musiałam się trochę przespać, bo myślałam, że padnę na miejscu.- Jest jakiś powód tej senności? – zapytałem.- Nie wiem, może stres, może choroba... Nie ja to kontroluje.- Dobra, a co robiłaś, kiedy zginął Olivier. W pół do siódmej.- Byłam w pokoju – odpowiedziała – Wróciłam tam krótko przed osiemnastą, bo po prostu nie dałam rady wysiedzieć w pubie. Wyszłam z pokoju dopiero około dziewiętnastej i poszłam prosto do kuchni. To zgadzało się z wersją Audrey, ale wciąż nie mówiło mi zbyt wiele. Postanowiłem sięgnąć głębiej.- Powiedziałaś, że nie dałaś rady wysiedzieć w pubie, to znaczy, że byłaś tam?- Tak – odpowiedziała po chwili – Czekałam na spotkanie. Przyszłam jakoś w pół do osiemnastej, a wyszłam przed osiemnastą.To mi przypomniało o czymś, co widziałem na miejscu zbrodni.- Czy zwróciłaś może wtedy uwagę jak wyglądał pub? Czy coś się w nim zmieniło?Spojrzała na mnie, zastanawiając się nad odpowiedzią. Odezwała się dopiero po chwili:- Z tego, co pamiętam to posprzątano prawie całą scenę, ale oprócz tego ktoś wymontował jedną z rur, na których tańczyła Wendy – odpowiedziała. Otworzyłem delikatnie usta. To była kluczowa informacja. Byłem ciekaw, czy mogłem ją jeszcze trochę dokładniej określić. Jeżeli rury nie było już przed osiemnastą, to oznaczało, że sprawca musiał ją przyszykować wcześniej. Pytanie brzmiało – kiedy zniknęła z pubu. Miałem nadzieję, że znajdę jeszcze kogoś, kto mi odpowie na to pytanie. Nadzieję pokładałem w Sandrze, która mogła być w pubie wcześniej.- To wszystko? – upewniłem się – Nie widziałaś na miejscu Oliviera?- Nie... - odpowiedziała – W sumie to nie skupiałam się na tym bardziej. Scena rzuciła się mi w oczy, bo sama pomagałam ją budować, a nie wiem, kiedy ktoś ją rozmontował. Oprócz tego, nie zwracałam na to za bardzo uwagi.- Dobra, czyli nie widziałaś nic innego, nie spotkałaś nikogo i nikt nie zapowiadał, że będzie szedł do pubu?- Nie – odpowiedziała.- Czy gadałaś dzisiaj z Ethanem? – wypaliłem z zupełnie innej rury.- Co? – pytanie ją zdziwiło, ale wyglądało to raczej na naturalne zaskoczenie zmianą tematu, niż na zdziwienie spowodowane ukrywaniem jakiejś ważnej informacji.- Ethan. Rozmawiałaś z nim dzisiaj?- Nie... chyba nie, nie pamiętam. Może na obiedzie zamieniłam z nim parę słów, ale nie było to nic konkretnego. Dlaczego pytasz?- Zbieram informację – odpowiedziałem tajemniczo.- Podejrzewasz go? – zapytała.- Nie – spojrzałem na Ethana, który stał drżący z boku. Mycroft rozmawiał z nim i Wendy, a Carmen, Agatha i Lily stały roztrzęsione w jednym miejscu. Widocznie rozmawiały o Olivierze. Lily przeżywała teraz kolejne ciężkie chwile, wiedziałem, że nie do końca się jeszcze zregenerowała po ostatnim razie, ale Agatha i Carmen po prostu zdążyły się przywiązać do Artysty. Pomagały mu codziennie i powstała między nimi więź. Agatha na pewno obwiniała się za to, że zdradziła sekret Oliviera. Ja się cieszyłem, bo miałem nieco lepszy obraz jego jako osoby. Miał dziwny układ z jednym z porywaczy. Być może wymieniał materiały za informacje o nas - Możesz już iść Alice. Spojrzała na mnie nieco zdziwiona, ale nie drążyła. Ostatnią do przesłuchania była Sandra. Podeszła z pewnością wymalowaną na twarzy.- Gdzie byłaś jak zabijano Oliviera?- Na lodowisku. Z Mycroftem, Wendy, Maksem i Agathą - odpowiedziała to z taką pewnością, że prawie jej uwierzyłem.- I będą mogli mi to potwierdzić?- Na pewno.- Byłaś na spotkaniu w pubie?- Nie. Według mnie to była jakaś zasadzka i jak widać Olivier stał się jej ofiarą... To ty go tam zaprosiłeś? Wygodnie - na jej twarzy widać było pogardę. Nic nie szkodzi, ja też cię nie szanuję, pomyślałem.- Czyli dzisiaj nie byłaś w pubie? - zapytałem, postanawiając zachować profesjonalizm.- A to inna sprawa. Byłam.- O której? - zaczynała mnie denerwować ta rozmowa.- Po siedemnastej. Przed wpół do na pewno wyszłam.- Zwróciłaś może uwagę na to, czy na scenie były wszystkie rury? Te do tańca?- Chyba były... To dziwne pytanie - stwierdziła. Czy takie zeznanie mi wystarczało? Średnio, ale nie miałem nic lepszego. Jeżeli słowa Sandry były prawdziwe, to oznaczało, że sprawca zabrał rurę pomiędzy tym, jak z pubu wyszła Sandra, a przyszła Alice. To musiało być około siedemnastej trzydzieści. Być może sprawca już wtedy czekał tylko na to, aż będzie mógł przygotować tą dziwną broń. Tylko dlaczego rura? Nie łatwiej było wziąć nóż z kuchni? Z drugiej strony sprawca nie musiał nawet wychodzić z pubu. Zbrodnia wyglądała jakby całkowicie miała miejsce na tym piętrze, może nie licząc dowodów, które sprawca mógł zabrać ze sobą. Nie zauważyłem na miejscu chociażby szmaty lub mopa, którym starto plamę krwi.- Czyli nie jesteś pewna?- Raczej były... Rzuciłoby mi się w oczy gdyby coś było inaczej, bo trochę się bałam tego spotkania.- Dobra, to chyba tyle. Sandra umknęła równie szybko jak się pojawiła. Mogłem jej zadać jeszcze jakieś pytania, ale nie mogłem kontrolować tego, co zaczęło się dziać w mojej głowie. To była jedna z moich największych wad. Kiedy nie znałem odpowiedzi, a pojawiała się taka lawina faktów to musiałem się zastanowić. Ten proces znacznie się różnił od tego Dismasa. Tutaj nie wiedziałem wielu rzeczy, nic nie było tak oczywiste. Ta sprawa była wyzwaniem nawet dla mnie. Morderca wiedział o moim planie i wykorzystał tą wiedzę. Przygotował broń w pubie i wybrał tak dziwne narzędzie zbrodni jak rura. Dlaczego nie skorzystał z czegokolwiek innego? Miał do wyboru setki butelek stojących za barem, które bez większego problemu można przemienić w śmiercionośne, szklane sztylety, kolce do lodu i wiele innych, a mimo wszystko wybrał rurę. Czy to miało nas zmylić? Zbrodnia musiała być, chociaż trochę przemyślana, patrząc, że rura została wymontowana około godzinę przed zabójstwem. Tylko, dlaczego sprawca uciekł zostawiając za sobą taki bałagan? Najbardziej prawdopodobna była panika, ale nie wydawało mi się, żeby ktoś, kto zaplanował takie morderstwo nagle spanikował. Z drugiej strony, nie było tutaj zawodowych morderców. Po śmierci Dismasa, który o dziwo był ofiarą, to ja byłem najbardziej doświadczonym, chociaż nigdy nikogo nie zabiłem. Nie kręciło mnie to, ale tutaj nie byłoby to takie trudne. Skup się, skarciłem się w myślach. Drugą opcją, chyba najbardziej logiczną, było to, że ktoś nakrył sprawcę na gorącym uczynku. Znając system nie uaktywniłoby to powiadomienia i pasowało do sprawy, ale co to mogło oznaczać? Ktoś nakrył sprawcę i nic z tym nie zrobił? Ta opcja pasowała trochę do Samfu. Może ktoś nie zauważył ani sprawcy, ani ciała? Może ktoś chciał iść do pubu, ale zrezygnował, a spłoszyło to sprawcę? Nie wierzyłem, że ktokolwiek widząc mordercę pozwoliłby mu odejść. Chyba, że... Spojrzałem w odnogę korytarza.- Jacob! – z rozmyślań wyrwał mnie krzyk Cecily.- Hmm? – spojrzałem na nią nieobecnym spojrzeniem.- Zostało pół godziny, a my sprawdziliśmy wszystko – zauważyłem, że zebrali się wokół mnie praktycznie wszyscy. Obserwowali mnie, jakby spodziewali się, że przemówię i rozwiążę wszystkie problemy – Jedyne, co warto jeszcze sprawdzić to pokój Oliviera.- Byłem tam ostatnio. Lepiej powiedzcie mi, co znaleźliście – rana, z której upuściłem krew zaswędziała, jakby chciała o sobie przypomnieć.- Oliviera zabito tuż przed sceną, stoi tam jego sztaluga i obraz. Był ustawiony plecami do zaplecza i bokiem do wejścia – zaczęła Cecily. Zgadza się, pomyślałem.- Pierwszy cios został zadany prawdopodobnie przy tej sztaludze, bo tam zaczyna się krew. Poplamiła też jego obraz. Obok znaleźliśmy smugę, którą ktoś pospiesznie zaczął ścierać. W sumie wyglądało to śmiesznie. Prowadziło prosto do ciała – do zeznań dołączył Maks.- Olivier wisi przybity do tła dwoma naostrzonymi kawałkami rur. Wygląda na to, że ktoś je wymontował ze sceny – powiedział Aaron.- Co do stanu ciała to większość to powtórka z pliku, który dostaliśmy od Lokaja. Ciało zostało przebite trzy razy – dwa razy podczas przybijania do tła i raz wcześniej w okolicach brzucha. Język został wyciągnięty przez dziurę w gardle zrobioną prawdopodobnie czymś ostrym. Nie znalazłam innych obrażeń, ale podczas badania ciała odkryłam coś bardzo ciekawego, ale pozostawię to, póki co, dla siebie.- Będziesz zatajała fakty?- zaśmiał się Samfu – Moja krew.- Po prostu nie wiem jeszcze, co to oznacza, a nie chcę rozsiewać nieprawdziwych informacji. Obiecuję, że jak zrozumiem czy dobrze zbadałam ciało to wam to powiem.- Nie jestem fanem takiego czegoś, ale okej, jak uważasz – postanowiłem nie naciskać, chociaż podekscytowała mnie wizja nowej informacji – Co jeszcze?- Brakuje kawałka rury, którym zadano pierwszy cios – powiedział Alan.- No i nie wiemy, czym zrobiono dziurę w gardle – dodał Aaron.- Znaleźliśmy jeszcze pędzel, którym malował, był prawie cały we krwi, ale nie ubrudzono go równomiernie, więc nie jestem pewna, do czego został użyty i czy odegrał jakąś rolę – podsumowała Cecily. Cieszyłem się, że widziałem to na żywo, bo taki opis mocno by mi nie pomógł, a w głowie tworzył się coraz lepszy obraz całości – No i notes. W notesie znaleźliśmy ostateczny dowód na to, że... Nim dokończyła w pobliżu pojawiła się znikąd Neri. Spojrzała na nas, a w jej oczach dało się dostrzec złość. Lokaj pojawił się obok.- Drodzy państwo będę teraz zajęty, ale otworzyłem wam już pokój Oliviera. Jeżeli chcecie możecie go przeszukać. My musimy się teraz czymś zająć.- Co wy robicie? – zapytała Carmen.- Zabieramy ciało – rzuciła agresywnie Neri.- Dokąd? – zapytała Julia.- Z daleka od was potwory.Wyglądała przerażająco poważnie. Ciało Dismasa leżało aż do końca, a Oliviera zabierali już teraz. Dlaczego? To samo pytanie, tylko na głos, zadał Aaron.- Olivier był niesamowitą osobą, dlatego zasługuje na specjalne traktowanie. Jestem artystką i taki muszę mu oddać hołd, jako drugiemu artyście.Nie zdążyliśmy zadać kolejnych pytań bo Neri i Lokaj zniknęli za drzwiami do pubu.- Olivier to zdrajca, o którym mówił Lokaj – powiedział Maks. Spodziewałem się tego, więc nie byłem zaskoczony. Niektórzy jednak wyglądali na zszokowanych.- Olivier? Jesteście pewni? – zapytał zdziwiony Mycroft.- W życiu bym się nie spodziewała – Agatha wyglądała na zszokowaną, chociaż widziałem na jej twarzy też dziwną ulgę – Ale cieszę się, że nie będzie już nam rzucał kłód pod nogi. Szkoda, że musiał zostać zabity.- Czyli rzeczywiście ktoś dorwał zdrajcę. Znaleźliście jakiś dowód w notesie? – zapytałem.- Zobaczysz przed procesem – uspokoiła mnie Cecily.- Musimy iść, jeżeli chcemy przeszukać pokój Oliviera – przypomniał Yama – Zostało nam trzynaście minut. Czas podczas tego śledzatwa minął bardzo szybko. Wydawało mi się, że wiem o wiele za mało.- Czy to wszystko? – wolałem się upewnić.- Sprawdziliśmy jeszcze zaplecze – przypomniał Alan – Znaleźliśmy tam jakieś dziwne wióry, jakby ktoś próbował przebić się przez ścianę. Ciężko powiedzieć skąd się tam wzięły...- Wióry? – zastanowiłem się.- Wygląda jakby ktoś temperował coś bardzo dużego – potwierdził Aaron.- I to chyba tyle. Szczerze – nie mam pojęcia co się tam stało – powiedziała Cecily.- Tym razem proces będzie znacznie trudniejszy – westchnął Yama.- Damy sobie radę – powiedziała Alice – Nie możemy się poddawać, zbierzemy fakty i zobaczymy, co z tego wyjdzie.- Albo morderca nas wygrzmoci na sucho – zażartowała Sandra.- Możesz przestać żartować w takim momencie? – poprosiła Julia.- Możecie nie zaczynać kłótni? Walczymy tu o nasze życia – przekrzyczał ich Aaron.- Chodźmy po prostu do pokoju Artysty – zaproponowałem i ruszyłem. Działanie zawsze było najlepszą motywacją. Grupa poszła za mną.- Jacob – przed dojściem do windy dogoniła mnie Alice – Wiem, że może i mi nie ufasz, ale nie sądzisz, że powinniśmy sprawdzić pralnię? Jeżeli sprawca się tak poplamił to może znajdziemy tam jakieś wskazówki.Pomysł był dobry.- To świetna myśl. Weź dwie osoby i sprawdźcie to – powiedziałem i poczekałem aż zabierze ze sobą Yamę oraz Lily. Gdy doszliśmy do schodów to ci poszli w górę, kiedy my poszliśmy w dół. Dotarliśmy na miejsce przechodząc przez dziwną aurę, która jak zwykle przyprawiła o ból głowy. Po dotarciu do głównej klatki schodowej zeszliśmy w dół. Zostało tylko parę minut, więc przyspieszyliśmy. Pokój Artysty rzeczywiście był otwarty. Byłem tu już wcześniej, więc chaos i bałagan mnie nie zdziwiły, ale widziałem, że niektórzy obserwują je ze zdziwieniem. Zaczęliśmy rozglądać się pomiędzy płótnami i różnymi materiałami.- Czy to są worki z krwią? – zapytał Mycroft. Agatha odwróciła się i wyszła z pokoju, cała blada na twarzy. Trauma wracała.- Tak, Olivier malował krwią.- Co? – moja odpowiedź go zaskoczyła.- To nie jest teraz ważne. Szukamy kolejnych dowodów.Przeszukiwanie trwało, a ja nie mogłem znaleźć prawie nic ciekawego. Jedynym, co przykuło moją uwagę była zawartość kosza na śmieci. Zauważyłem tam dziwne sreberka, które od razu rzuciły mi się w oczy. Na jednym z nich zobaczyłem jakąś dziwną, żółtawą masę. Zawołałem Elizabeth, która podeszła do mnie.- Co to jest? – zapytałem podając jej sreberko z zawartością. Powąchała to zdejmując maskę, dotknęła palcem, a na koniec polizała.- Wygląda na papkę z różnych ziół... Wydaje mi się, że ten zapach pochodzi od trującej rośliny. Jest charakterystyczny, metaliczny, jak krew, tylko smakuje zupełnie inaczej, jest strasznie kwaśne. Kwiatek nazywa się o ile dobrze pamiętam jaszczurzym korzeniem. Nazwy łacińskiej niestety nie pamiętam...- Ktoś go... - zastanowiłem się. Czy to oznaczało, że ktoś go otruł? Ale tych sreberek było tutaj sześć. Czy on próbował się zabić powoli się zatruwając? Coraz więcej pytań, a odpowiedzi się nie pojawiały. Najgorsze było to, że gdy tylko odłożyłem sreberka do woreczka rozbrzmiał dobrze nam znany dźwięk.- Czas na śledztwo minął. Proszę wszystkich żyjących gości o zebranie się przy recepcji, skąd wyruszymy na salę procesową – głos Lokaja przebił się przez bicie serca. Swoją drogą doceniałem dobór dźwięków. Życiodajny organ potrafił wprowadzić w solidny niepokój. Grupa nie wyglądała na przekonaną. Poza szczerzącym się Samfu i uśmiechniętą Sandrą nie widziałem zalążków nadziei. Wszyscy wyglądali na podbitych i niepewnych. Musiałem znowu walczyć o to, żeby uwierzyli w siebie i połączyli początek sznurka z jego końcem. Zebraliśmy się przed windą przy recepcji, gdzie czekał na nas Lokaj. Wyglądał na zamyślonego. Dosłownie po chwili doszła Alice i reszta, którzy przeszukiwali pralnię.- Nie udało się nam nic znaleźć – powiedziała do mnie szeptem na przywitanie.- Nie szkodzi – odpowiedziałem.- Mam nadzieję, że śledztwo się wam udało i znajdziecie sprawcę tak jak ostatnio – Lokaj przerwał naszą rozmowę – Cieszę się, że wszyscy się pojawili.- Co się stało z Olivierem? – zapytała Agatha.- Został zabrany tam gdzie reszta, po prostu moja Pracodawczyni chciała się upewnić, że ciało nie będzie już dłużej bezczeszczone – widać, że mówił to z pewnym trudem – Jesteście Państwo gotowi? Nie byłem gotowy. Mimo to wypiąłem się i wyprostowałem. Chciałem emanować siłą i pewnością siebie, która była potrzebna teraz całej grupie. Nie wiedziałem kto zabił. Nie wiedziałem jak Olivier zginął i co oznaczały poszczególne poszlaki. Elizabeth wiedziała coś więcej. Byłem skołowany, ale byłem pewny, ze wspólną analizą dotrzemy do celu. Wystarczyło tylko przebić bańkę niepewności, która nas otoczyła. Lokaj przywołał windę i wsiedliśmy do środka. Krata zamknęła się, a ja wypuściłem oddech. Winda ruszyła. Zostało nas dziewiętnastu. Już trzy osoby odpadły z grupy, a zaraz mogła dołączyć do nich kolejna. Albo wszyscy pozostali, wyszeptał mój wewnętrzny głos. Nie mogłem na to pozwolić. Zamierzałem rozwikłać tą sprawę i odnaleźć mordercę Oliviera. Winda się zatrzymała, a my wysiedliśmy, prosto na salę procesową. Walczyć o nasze życia.

PeccatorumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz