Zgodnie z wcześniejszym postanowieniem – następnego dnia obudzili się w innym miejscu. Co prawda, w tym samym lesie, w tym samym królestwie, nieopodal tego samego, brudnego miasta, ale w innym miejscu. W innym obozie.
Coś się kończy, coś się zaczyna.
Zakończyli jeden etap swojego życia, a zaczęli drugi. Akcja szpiegowska dobiegła końca, a na jej miejsce miało wejść coś innego, coś bardziej rozbudowanego, skomplikowanego niż dotychczas. Coś, co pozwoli im w końcu przybliżyć się do tego, co chcą osiągnąć. Coś, co ruszy ich z miejsca. Wyrwie z martwego punktu.
Gdy wzeszło słońce, gdy jego promienie wpełzły mozolnie na skórzane namioty, wyczołgały się spomiędzy koron drzew i osiadły na kroplach porannej rosy – Yuviel dalej była nieprzytomna. Żywa, ale jakby bez życia. Oddychała, ale jej klatka piersiowa nie poruszała się wyraźnie. Opuchlizna, jaką sprawili jej żołnierze Niebieskich pasów, wydawała się przybrać na sile. Jej twarz wydawała się być cała sina, obrzęknięta. A złamany nos, przekrzywiony lekko na jedną stronę ozdabiany był przez zaschniętą skorupę krwi. Najprawdopodobniej, gdy złamane kości się zrosną, on zostanie oszpecony, krzywy. Ale nie to przejmowało siedzącego obok Iorwetha. Tylko to, czy przeżyje następny dzień, następną noc, następną godzinę. Ciągle spała, nie ruszała się, leżała sztywno, w pozycji, w której ją ułożył, gdy ją przynieśli do obozu. I tak trwała następną dobę. I kolejną. I jeszcze kilka. Wciąż nieprzytomna, sama wśród namiotu watażki. Bo on dalej był dowódcą, bo on dalej musiał podjąć decyzję co dalej.
Wyszedł powolnym krokiem ze swojej samotni. Lawina myśli nie opuszczała go na krok. Wydawało się nawet, że powietrze dookoła niego jest gęstsze i przysnuwa je coś, jakby mgła. I chmury. Deszczowe i burzowe, które szczelnym puchem otulały jego umysł. Westchnął. Gdzieś pomiędzy grupką siedzących przy ognisku elfów zamajaczył mu Ciaran. Ruszył w jego stronę.
- Ceadmil, aep Easnillien – pozdrowił go, zakładając ręce na piersi. Młodszy skinął głową w odpowiedzi i spojrzał nań wyczekująco. Oczy miał pokryte czymś w stylu błony, a skórę miał zmatowioną. Był zmęczony. Nie sypiał dobrze. Jego też dręczyły natrętne myśli. Dopóki rzeczy były w swoim poprzednim porządku wszystko było jakieś łatwiejsze. Nie mieli wtedy planu, co stanie się po odkryciu ich przykrywki, wtedy nie widzieli potrzeby zaplanowania tego. Teraz jednak okazało się, że był to dużo błąd. Błąd, który został spłodzony przez ich brak odpowiedzialności i opuszczenie gardy. Nie mogli sobie na to pozwolić drugi raz, od teraz wszystko musiało już być dopięte na ostatni guzik. Trzeba było jak najszybciej coś wymyślić. Problemem jednak zdawało się być to, że stali w martwym punkcie, nie wiedzieli, co mogą zrobić dalej. – Są jakieś wieści z Flotsam? Albo Bindugi? – zapytał, przenosząc wzrok w dół, na muskającą jego nogi trawę. Ciaran odmruknął mu zaprzeczenie. Watażka westchnął ciężko.
- Odkąd zdemaskowali Gvalch'cę, przykrywka Cedrica też się sypnęła, nie mamy żadnego szpicla w mieście, ani na wsi, ani nigdzie, nie mamy żadnej wiedzy odnośnie tego, co się tam dzieje – odpowiedział po chwili głosem, od którego wręcz kipiało zniechęcenie, zirytowanie nawet. – Nie mamy nic – skwitował jeszcze. Iorweth zaklął siarczyście.
- A Aedirn? A mo...
- Nic, Crevan. Żadnego listu z Vergen, żadnego listu od kogokolwiek – odparł, ucinając watażce w pół słowa. – Musimy wymyślić coś bez tego, sami zadecydować co dalej, byle szybko, nie możemy tak tkwić w jednym miejscu, to nas naraża – dodał, podniesionym lekko tonem. Lis puszczy zmarszczył gniewnie brwi w odpowiedzi.
- Naraża? Na co? – spytał pretensjonalnie. Ciaran pokiwał głową w dezaprobacie. – Jakby cała nasza misja i wszystkie akcje komanda nie narażały nas na niebezpieczeństwo! – uniósł się. Nie zauważył nawet zwiadu, który wracał ze swojej misji i zbliżał się w jego stronę. Nie usłyszał kroków, nie dojrzał ich założonych przez ramię łuków, lśniących od potu twarzy. Dopiero, gdy jeden z elfów odezwał się do niego wyrwał się ze swojego gniewu i zirytowania. Jakby wyrywał się z gęstej mgły i koszmaru, które zabrały mu sposobność widzenia. Wzdrygnął się bowiem na pierwsze wypowiedziane przez nich słowo.
![](https://img.wattpad.com/cover/316296339-288-k725747.jpg)
CZYTASZ
Ostatnie Dwa Płatki Śniegu || Wiedźmin
FanfictionNadchodzi czas wielkiej śnieżycy. Wilczej zamieci. Elfy, które kiedyś były rasą panów, królowały nad tym światem - dzisiaj są ciemiężone i wieszane na szafotach. Ale ich waleczność przetrwała, Iorweth zrobi wszystko, by era, w której elfy pozbywa si...