cz. 2 - "Reusanth Na Corras"

101 9 1
                                    

Gdy wreszcie dotarli, zaczynał zapadać zmrok. Słońce zaczęło zachodzić za korony drzew, i tylko nieliczne jego promienie przedostawały się do środka, wpadały na namioty, na rozstawione dookoła obozu pułapki i muskały delikatnie twarze elfów, którym przypadła tego dnia warta na obrzeżach. Resztę światła dawało znajdujące się pośrodku ognisko. Dookoła niego siedziało kilkoro nielicznych, którzy nie zostali wybrani na zwiad, ani polowanie. Wieść o jeńcu z Niebieskich Pasów rozeszła się już po komandzie, dlatego też ich ust już nie zdobiły uśmiechu, a muzyka nie rozchodziła się echem po lesie. Umilkli, ucichli, zamknęli się w sobie. Byli świadomi zbliżającego się rychle zagrożenia. Byli świadomi co oznacza jeniec związany i zakneblowany w jednym z ich namiotów. Wiedzieli to, bo Yuviel to wiedziała. Wiedzieli to, bo słyszeli, jak mówiła Iorwethowi, żeby się przenieśli głębiej, dalej. Cierpliwie czekali na dalsze rozkazy, ale nie wychodzili poza obóz, jeżeli nie wybrano ich do zwiadu, jeżeli nie wybrano ich do polowania, trzymali się siebie. Watażka widział strach członków swojego komanda, widział obawy wypisane na ich twarzach. I w końcu rozważył propozycję Gvlach'ca'i na poważnie.

- Będziemy musieli o tym pomówić – powiedziała, patrząc mu głęboko w oczy. Wiedział o co chodzi, bo ona też widziała, co kryje się w grymasach elfów, które siedziały obok ogniska. Westchnął i przytaknął jej skinieniem głowy. – Pójdę obejrzeć rannych, zmienić im opatrunki i natychmiast zabieramy się za ważne sprawy, które trzeba natychmiast poruszyć. Pamiętaj Crevan, że partyzantka to nie zabawa. – Pamiętał, walczył przecież w niejednym wojsku, niejednym komandzie, niejednej grupie partyzanckiej. Nie lubił, gdy traktowała go jak głupie dziecko. Choć czasem sam się jak takie zachowywał. Ponownie przytaknął jej skinieniem głowy i zniknął w swoim namiocie. W miejscu, gdzie odbywały się wszystkie obrady, gdzie rozważano wszystkie propozycje, gdzie prowadziło się wszystkie dyskusje. A ona ruszyła w zupełnie przeciwnym kierunku, tam, gdzie obiecała, do ich szpitala polowego. Ostatnimi czasy nie miała dużo roboty, było względnie spokojnie, stąd właśnie wziął się ich brak ostrożności. Ale było kilka ciężkich przypadków jeszcze sprzed kilku tygodni. Nie łudziła się już, że wydobrzeją. Niektórzy nie mieli ręki, albo nogi, niektórzy byli nieprzytomni od wielu dni. Nie było ich dużo, ale była świadoma, że czeka ich śmierć. I to było jak kolec róży, który tkwił stale w jej rozszarpanym sercu. I to napędzało jej obawy, i to napędzało obawy innych. I wszyscy, mając świadomość dramatu, jaki rozgrywał się w namiocie medycznym, bali się nieco bardziej, bo bali się, że to oni wylądują na jednej z brudnych sieni. Zapomniani, bez nadziei ratunku i wydobrzenia. Trzeba było podjąć jakąś decyzję jak najszybciej, trzeba było coś zrobić.

Nachyliła się nad jednym z elfów. Pamiętała jego imię. Czasem zapominała, jak nazywali się ci, którzy leżeli tu dłużej, ale jego pamiętała. Bo on uratował życie innego. Bo był jednym z najmłodszych członków komanda. Aragorn. Jego imię w starszej mowie oznaczało odwagę godną króla. I wykazał się takową. A teraz leżał tutaj i nie odzyskał przytomności od wtedy, kiedy tu trafił. Jej nadzieja, że się obudzi powoli gasła. To był ostatni ranny, którego miała opatrzeć. Szybko zmieniła przesiąknięty ropą bandaż na jego udzie i wyszła. Musiała zrobić cokolwiek, żeby takich ofiar było mniej, żeby nie doszło do kolejnego rozlewu elfiej krwi.

Namiot Iorwetha różnił się od innych tylko dwoma rzeczami. Po pierwsze, wielkością, był o wiele przestronniejszy niż namioty masowe, dla członków komanda, które miały pomieścić jak najwięcej żołnierzy. A po drugie, po środku stał stół, żaden inny tymczasowy dom nie miał stołu. Na tym stole leżała stara mapa wszystkich królestw, oczywiście elfiej roboty, była jedną z bardziej dokładnych map, jakie powstały. Nie było tam krzeseł. Ani jednego. W kącie była tylko mała sień, na której leżał cienki koc, a obok znajdował się niewielki kufer, w którym przechowywał dodatkowe strzały i kilka koszul na zmianę. Niczego więcej nie potrzebował.

Ostatnie Dwa Płatki Śniegu || WiedźminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz