cz. 2 - "Begript Tearth"

50 4 0
                                    

Było już po wszystkim.

W chwilę później po prostu było już po wszystkim. Odwrót. Powrót do obozu. Uspokojenie serca, które biło coraz prędzej. Serca, które wybijało rytm zdenerwowania, gniewu, strachu i zawodu. Zawiodła się na nim. Na decyzji, jaką podjął. Mieli szczęście, że skończyło się tylko na nieudanym ostrzale. Mieli szczęście, że Roche nie trafił w żadnego z nich. Mieli tylko i wyłącznie szczęście. Gdyby nie ono, gdyby nie uśmiech od losu, mogliby mieć poważne kłopoty. W najgorszym wypadku konsekwencją byłaby śmierć któregoś z nich, lub też – obu.

Ale tak się nie stało. Bo mieli szczęście.

Spojrzenie jej wściekłych oczu niemal wierciło w nim dziurę. Jej wzrok palił, a emanująca od niej złość przylepiała mu się do ubrań. Czuł się prawie, jakby był oblepiony jakąś kleistą mazią, która opełzła go całego. Westchnął żałośnie. Doskonale wiedział, co powie dalej. I doskonale wiedział, że popełnił kolejny błąd. Przyznał się już przed sobą, ale teraz musiał jeszcze przed nią. To było o wiele trudniejsze.

- Co ci odwaliło, Crevan? – zapytała z wyrzutem, przekładając łuk przed ramię. Jej głos brzmiał dla niego obco. Poczuła, jak czerwienieją jej poliki ze złości. – Co to miało być? Wymykasz się, jak ja i Ciaran śpimy, zabierasz strzelców. Co ci do cholery odwaliło?!

- Yuviel, ja jestem two...

- Thaess aep! Zamknij kurwa mordę! – wrzasnęła, przerywając mu w półsłowa. Postąpiła krok w jego stronę. Widział, bardzo wyraźnie widział iskierki tańczące w jej oczach, niby płomienie tańczące na knocie świecy. W innym wypadku mógłby uznać, że ma to swój urok. Ale w tym nie uznał. Przymrużył oczy i założył ręce na piersi, jakby kurcząc się w sobie. Gdyby patrzył na nią dalej może zobaczyłby coś jeszcze. Zbłąkany płomyk żalu, zmartwienia. Ale nie patrzył. – Mam to kurwa w dupie! Mógłbyś być pierdolonym cesarzem Nilfgaardu, a moje zdanie na ten temat by się nie zmieniło. Mógłbyś być świętej pamięci Foltestem, a wypomniałabym ci to tak samo, jak teraz! – wykrzyczała jeszcze, odwracając się od niego. – Czy muszę mówić, co by się stało, gdyby on trafił którymś z tych noży? Albo gdyby wiedźma postanowiła wesprzeć go swoją magią? Czy muszę przypominać ci, że nie jesteś nieśmiertelny? – wypytywała. Założyła ręce na piersi i wbiła wzrok w jakiś martwy punkt przed sobą. Mimo że gniew zaciskał jej pięści, czerwienił poliki i podnosił ton jej głosu, czuła, jak jej oczy robią się z chwili na chwilę coraz bardziej wilgotne. Jak zbierają się w nich łzy. I zmrużyła je najmocniej jak potrafiła, żeby to ukryć. To nic nie dało. – Kocham cię, Crevan – wydusiła po chwili, przełykając gulę, która rosła jej na gardle. Przełykając szloch, który ugrzązł jej w krtani. Starał się być cierpliwy i słuchać dalej. Wiedział, że to jeszcze nie koniec. – Kocham cię, nie chcę, żebyś umarł... – Pierwsza mokra smuga na policzku. A za nią kolejna. I jeszcze jedna. Aż jej oczy lśniły odbijając promienie słońca. Aż twarz migotała od łez. Ale to nie był koniec. Jeszcze nie. Mówiła dalej. – Ale boję się, że tak będzie, bardzo się boję... - Chyba za bardzo się bał i był za bardzo zdziwiony, żeby do niej podejść. Chyba po prostu nie mógł. I chyba tego później żałował. A najbardziej chyba żałował, że się w ogóle potem nie odezwał. Ani słowem. Że patrzył, jak rzuca mu ostatnie, smutne, zapłakane spojrzenie przez ramię i powoli odchodzi w głąb lasu. W stronę zupełnie przeciwną do obozu. Przeciwną do niego.

I też uronił łzę. I kolejną. A potem jeszcze jedną. Aż policzek zaświecił się od wilgoci i zamigotał łaskotany promieniami słońca. Aż poczuł w sercu uciążliwy ciężar poczucia winy i pustkę samotności.

Chyba postąpił źle.

Chyba lepiej by było, gdyby tutaj w ogóle nie przychodził.

Chyba.

Ostatnie Dwa Płatki Śniegu || WiedźminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz