- Yuviel.
Nie zareagowała. Nie drgnęła nawet. Martwe spojrzenie oczu utkwione miała gdzieś zupełnie daleko, w punkt, który zdawała się widzieć jedynie ona. W coś, co wychwytywał jedynie jej beznamiętny wzrok. Po chwili jednak zacisnęła wargi, a wraz z nimi też powieki. Nie chciała odpowiadać, zaczynać rozmowy, dalej słuchać tego spokojnego nieco jednak szorstkiego, przesiąkniętego aksamitem głosu. Głosu, który próbował usilnie zwrócić na siebie jej uwagę. Ale wiedziała, że głos nie odpuści. Odepchnęła się od burty i obróciła do niej plecami, tak, by twarzą stać naprzeciw rozmówcy. By móc w końcu dojrzeć burzę rozwianych, kasztanowych włosów. Szybko jednak spuściła wzrok na drewniane podłoże pokładu.
- Wiesz, jakie to uczucie być pobitym niemal na śmierć? Dławić się własną krwią? – zapytała nagle zakładając ręce na piersi. Jej twarz była dla czarodziejki nieodgadniona, zupełnie nieznana z wyrazu. Zmarszczyła brwi i pokiwała głową zachęcając elfkę do kontynuowania. – Spokojnie. Nie czujesz nic poza narastającym w tobie bólem, którym eksploduje każda najmniejsza część twojego ciała, ale tego bólu już nie ma, to nawet nie jest ból, to po prostu jedyne uczucie, które daje ci znać, że jeszcze żyjesz. – Jej głos też był dziwnie beznamiętny, bez wyrazu, ciężki do odczytania. Triss rozchyliła już wargi, by się odezwać, ale Yuviel zrobiła to jako pierwsza. – W głębi siebie liczę, że on też czuł ten wszechogarniający spokój, że nie do końca to wszystko rozumiał... - Między nimi narodziła się chwila ciszy. I była ona chyba nawet potrzebna. Niektóre ze słów potrzebowały czasu, żeby odpowiednio wybrzmieć. W tym czasie dookoła rozszedł się dźwięk miękkich, delikatnych kroków czarodziejki. Stanęła zaraz obok elfki, także opierając się o burtę. Były tak blisko siebie, że Gvalch'ca poczuła bijące od niej ciepło. I zapach. Wypuściła powoli powietrze z ust.
- Ja też straciłam kogoś, kto był dla mnie bardzo ważny – powiedziała w końcu po chwili. Ta śmieszna maniera, która wcześniej wybrzmiewała w jej głosie zupełnie zniknęła. Nie było po niej najmniejszego śladu. Elfka parsknęła złośliwie.
- To ma mnie pocieszyć? – spytała kpiąco. Po chwili jednak opanowała falę narastającego gniewu i zagryzła wargi. – Każdy kogoś stracił... Toczyły się wojny, rozgrywały bitwy, dokonywały pucze, zamachy, królobójstwa... - odparła z dziwną, niebezpieczną szorstkością w głosie. Ale ciężko było rudowłosej wyłapać czy była to maniera przesączona zimną złośliwością, czy po prostu chwilowe wspomnienia przeszłości.
- Straciłam tę osobę, jak jeszcze żyła. – Yuviel zmarszczyła brwi. Cisza wybrzmiała po raz kolejny. Elfka odwróciła się z powrotem w kierunku krajobrazu i oparła głowę o łokieć. Straciła ochotę na to, by odpowiedzieć coś złośliwego. Była ciekawa kierunku, w którym toczyła się rozmowa. – Przez to... co zrobiłam straciłam ją najpierw... Bardziej w przenośni, ale potem ona umarła naprawdę, a ja nigdy nie byłam w stanie przeprosić. I... Pożegnać się. Nie pożegnałam się, jak należy – wyznała w końcu. A elfka słuchała. Bez kąśliwych uwag. Bez komentarzy podszytych sarkazmem nawet. Triss wbiła wzrok w jakiś martwy punkt przed nią i zamyśliła się. Twarz jej nie zdradzała nic, choć powinna co najmniej smutek, czy żal, a może i nawet jakieś części najmniejsze chociaż rozpaczy. Zamiast tego, skamieniała jakby, oziębła zupełnie. Ale tylko na chwilę. Potem w jej oczach narodziło się coś, co Yuviel poznała od razu. Widziała to nieraz w oczach Iorwetha. Widziała to w swoim odbiciu w tafli wody. To była tęsknota.
- To... Yennefer, prawda?
- I Ciri. Skrzywdziłam je obie na równi.
Znowu, cisza. Ale tym razem była ona krótsza, i mniej przeszywająca, była jakby kojąca, lecząca może.
- Triss – zaczęła wzdychając. Głos miała zupełnie już spokojny, pozbawiony tej odrobimy kpiny, którą ociekał poprzednio. – Musisz mu o niej powiedzieć. W pewnym sensie jesteś jej to winna, wiesz... - Zawahała się na chwilę. Nie miała już szczerej ochoty, by robić jej na złość i powiedzieć Geraltowi o tym sama. Powinien wiedzieć to od czarodziejki. Przede wszystkim, powinien znać w końcu prawdę o sobie. Ta cała maskarada, te wszystkie kłamstwa... To trwało już zdecydowanie za długo. Triss nigdy nie będzie Yennefer. Nigdy mu jej nie zastąpi. – Nie powiem mu. To twoja decyzja, powinien wiedzieć to wszystko od ciebie, ja nie jestem odpowiednią osobą... Ale powinien wiedzieć. To trudne, i nie ma łatwych słów, jeżeli o to chodzi, ale zasługuje na to. Zarówno Yennefer, jak i Geralt – powiedziała w końcu, mrużąc oczy. Ruda zaśmiała się cicho, ze smutkiem.
CZYTASZ
Ostatnie Dwa Płatki Śniegu || Wiedźmin
FanficNadchodzi czas wielkiej śnieżycy. Wilczej zamieci. Elfy, które kiedyś były rasą panów, królowały nad tym światem - dzisiaj są ciemiężone i wieszane na szafotach. Ale ich waleczność przetrwała, Iorweth zrobi wszystko, by era, w której elfy pozbywa si...