Następny dzień wydawał się być spokojny. Wydawał.
Słońce świeciło wysoko na niebie niezasnutym nawet najmniejszą z puchatych chmur. A ptaki donośnie śpiewały, głosiły swe trele wszem i wobec, zupełnie, jakby nawoływały do ludzi, jakby chciały im coś przekazać. Może wiedziały więcej niż oni. Na pewno wiedziały.
Ciepłe promienie opadały jej na policzki, przez odsłonięte okno. Gładziły jej brązowe, rozgarnięte w nieładzie włosy. Gładziły jej ramiona, obnażone spod wilczej skóry. Gładziły jej przymrużone, zamknięte snem powieki. Tym razem jednak nie było obok niej Iorwetha. Jego miejsce na jej łożu było zimne, puste, bijące tęsknotą. Poruszyła się niespokojnie, w sennym marzeniu, a potem znowu, i jeszcze raz, i zielone oczy otworzyły się, szeroko, łaknące wręcz rzeczywistości. Śniła o żołnierzach z kaftanami w niebieskie pasy. Śniła o ich mieczach. O ich kuszach. I o komandzie. Komandzie, które zetknęło się z tymi mieczami, i z tymi kuszami, które zetknęło się z temerskim oddziałem specjalnym do walki ze Scoia'tael. Komandzie, które zetknęło się ze śmiercią.
Przetarła twarz dłonią i podniosła się. Kilka następnych jej ruchów było zupełnie rutynowe, automatyczne. Ubranie się, uporządkowanie leżących na biurku fiolek, przygotowanie ziół, zrobienie zacieru. Robiła to już tak długo, że niemal nie musiała patrzeć na to, co robi. Jej szpiegowska misja w Bindudze zdawała się trwać wieki, choć rzeczywiście były to zaledwie dwa lata. Dwa lata przygotowywania maści na hemoroidy, nalewek niwelujących kaca, leków przeciwwymiotnych, opatrunków, które miały przyspieszyć gojenie. Dwa lata za dużo. O wiele za dużo. Gdy mieszała jaskółcze ziele z blekotem usłyszała pukanie do drzwi. Głośne, dudniące wręcz walenie. Ktoś naprawdę domagał się wizyty. Szybkim krokiem podeszła doń i uchyliła je lekko. Kaftan w niebieskie pasy. Wiele kaftanów w niebieskie pasy.
- Tak? – Rozstąpili się i dwóch z nich wniosło do jej chaty nieprzytomnego, rannego żołnierza. Od razu rzuciła się jej w oczy duża rana od uderzenia w głowę. To był jeniec, którego wczoraj kazała porzucić przed bramą. Ten sam, którego wczoraj skopał Iorweth. Ten sam, którego broniła przed śmiercią. Poza kilkoma dodatkowymi siniakami na jego twarzy, nie widziała żadnych innych, nieznanych jej obrażeń. – Co mu się stało? – zapytała, gdy oni kładli go na jej łóżko. Na jej wilczą skórę.
- Wiewiórki – odparł jeden z nich. Miał wąs, który ruszał się pod wpływem jego słów. Miał też bystre, przenikliwe spojrzenie. Miała wrażenia, że przejrzał ją na wylot. – Powiedz lepiej, elfko, co mu dolega i czy da się go naprawić – zażądał, zakładając ręce na piersi. Skinęła szybko głową i podeszła do rannego. Obejrzała jego oczy, zbadała puls, sprawdziła bladość skóry. Żył. Ledwo. Musieli uderzyć go zbyt mocno.
- Będzie żyć – powiedziała. Nie bała się. Jeszcze nie. Żaden członek Scoia'tael się nie bał. Bez wyjątku. Przynajmniej na pozór. Ale nabierała coraz większej pewności, że oni wiedzą. I to ją niepokoiło. Mogło zaszkodzić ich akcji. – Najpewniej ma wstrząśnienie mózgu, musiał oberwać czymś tępym w tył głowy, może obuchem. Nie ma ran ciętych. Nie ma krwawienia wewnętrznego, ani gangreny. Tylko kilka siniaków – odparła, widząc ich wyczekujący wzrok. - Wystarczy prosty, zimny opatrunek, kilka tygodni w łóżku, brak gwałtownych ruchów, maść na siniaki i sole trzeźwiące. – Odmruknęli coś niewyraźnie, w geście zrozumienia. Ona tymczasem podeszła do biurka, wiedziała, że chcieli, by od razu dała im to, o czym mówiła chwilę wcześniej. Zaczęła rozciągać bandaż na drewnianym blacie, zaczęła coś na niego wylewać, czymś go smarować. A oni patrzyli na nią, cały czas, tym samym, wyczekującym wzrokiem. Już wtedy wiedziała, że coś jest nie tak. Że to nie było wrażenie. Że oni znają prawdę. Starała się zachować zimną krew.
- Jesteś szpiegiem – wyznał ten z wąsem. Jego zarost znowu poruszył się, gdy to mówił. Wyglądał nieco śmiesznie. Jednak nie było jej do śmiechu.
CZYTASZ
Ostatnie Dwa Płatki Śniegu || Wiedźmin
Hayran KurguNadchodzi czas wielkiej śnieżycy. Wilczej zamieci. Elfy, które kiedyś były rasą panów, królowały nad tym światem - dzisiaj są ciemiężone i wieszane na szafotach. Ale ich waleczność przetrwała, Iorweth zrobi wszystko, by era, w której elfy pozbywa si...