cz. 3 - "Adhart"

43 4 0
                                    

Odważyła się na niego spojrzeć dopiero na długo później. Ale w końcu spojrzała.

Spał.

Twarz miał wykrzywioną w dziwnym, nieprzeniknionym i nieodgadniętym wyrazie, który wyrażał na raz chyba każdą możliwą, znaną jej emocję. Nie miał już przepaski na oku, zdjęli ją, i widać było teraz czarny, pusty oczodół, z siną, nabrzmiałą plamą, która go otaczała. I tę bliznę. Długą, ciągnącą się przez niemal przez pół jego twarzy. Dłonie miał zaciśnięte mocno na swoim boku, który owinęli mu bandażem i jakimiś szmatami, które udało się znaleźć. Cokolwiek mogło pomóc. Jucha ciągle jednak przeciekała mu przez palce i opadała gęstymi kroplami na sień. Stracił jej dużo. Za dużo.

Westchnęła cicho, żałośnie i schowała twarz w dłonie. Zacisnęła powieki. Nie mogła patrzeć już dłużej. Odwróciła więc wzrok, jakby okazując sobie miłosierdzie. Ten widok był jednym z niewielu, które ją bolały.

- To, że będziesz tu siedzieć i bić się sama ze sobą mu nie pomoże. – Westchnęła raz jeszcze, tym razem bardziej jakby z kpiną i zacisnęła szczękę. Ale nie odwróciła się do rozmówcy.

- Po co tu przyszłaś, daerienn? – zapytała w końcu zimnym głosem, po dłuższej chwili milczenia. Triss postąpiła kilka kroków przed siebie i założyła ręce na piersi. Mogła przysiąc, że to właśnie zrobiła. Była tego pewna, jak niczego w świecie. – Jeżeli tylko po to, by prawić mi morały i pouczać to możesz w zasadzie już wracać do piekła z którego cię przygnało – syknęła marszcząc brwi w irytacji. Czarodziejka parsknęła i nachyliła się w jej stronę.

- Nie przyszłam cię pouczać, głupia – zaczęła spokojnie. Każde wypowiadane przez nią słowo wydawało się być jak przygotowane starannie przemówienie. Wymówione z gracją, szczególną ostrożnością i widocznie przygotowane wcześniej. Nadawało jej to nieco nienaturalnego wydźwięku. Brzmiało z deka fałszywie. Yuviel zagryzła wargi powstrzymując się od komentarza. – Tylko, żeby zmienić opatrunek, przekrwawił – dodała. Elfka w końcu spojrzała na nią wzrokiem ostrym i chłodnym jak zimna stal. Nie wzruszyło jej to.

- Moim zdaniem należy zacieśnić szwy – odparła, starając się naśladować sposób mówienia rudowłosej. Ta tylko prychnęła trafnie uznając to za żart wymierzony w jej stronę. – Wykrwawi się – mruknęła jeszcze.

- Mocniejsze szwy nie pomogą, rana jest zbyt rozległa, tylko by pogorszyły sprawę. – Elfka jedynie przewróciła oczami na tę uwagę i wróciła wzrokiem gdzieś przed siebie. Wystarczyło jej widoku czarodziejki. – Ale... Myślę, że jest już na tyle stabilny, żebym mogła użyć na nim magii i spróbować zatamować krwotok – odburknęła po chwili, podchodząc do niej jeszcze bliżej. Teraz Yuviel niemal czuła ciepło jej ciała za sobą. I oddech na karku. Od czarodziejki czuć było ziołami i magicznymi eliksirami. Szczególnie werbeną.

- Nie pasuje ci maniera Yennefer, Triss – powiedziała marszcząc nos. Rudowłosa uniosła brwi, zdziwiona. Po raz kolejny, na krótką chwilę zapanowało milczenie. Niezręczne. Ciężkie. Przerwała je jednak, mówiąc dalej. – Nie powiedziałaś mu – stwierdziła. Szczęka Triss zacisnęła się i ta przełknęła głośno ślinę. – Powinien wiedzieć. Zasługuje na to.

- Jeżeli chcesz mnie pouczać, elfko, to wracaj do piekła z którego cię przygnało – wysyczała kąśliwie. – Nie przyszłam tutaj rozmawiać o Geralcie, ani o Yennefer, tylko pomóc do cholery. – Yuviel uśmiechnęła się półgębkiem miarkując, że wyprowadziła ją z równowagi. A potem odezwała się sama.

- Rób więc swoje – mruknęła mrużąc zmęczone oczy. – Ale bardzo chcę, żebyś wiedziała, że jeżeli ty z nim o tym nie porozmawiasz, to ja to zrobię. – Czarodziejka zacisnęła szczękę nieco mocniej i ułożyła swoje zimne dłonie na rannym boku Iorwetha. Widać było, ile emocji nią targa. Tego jednego nie udało jej się pozbyć. Bo chodziło o Geralta. I Yennefer. I ich Ciri. A to nie był łatwy temat. Nawet po latach. I wiedziała, że musi być pierwszą, która mu o tym powie. Bo inaczej wszystko znowu legnie w gruzach. Czuła, jak świdruje ją zimne, przenikliwe spojrzenie elfki. Wywierało presję. Na ułamek sekundy zacisnęła powieki, jakby dusząc w sobie odpowiedź. Potem jedynie skinęła głową na znak zrozumienia. Nie chciała jej dawać jednoznacznej odpowiedzi. Nie chciała się jej tłumaczyć. Potem słowa nie były już potrzebne. Liczył się tylko Iorweth. I jego rozległa rana na boku. Liczyło się tylko, by zatrzymać krwawienie. Z magią, czy bez magii. Po prostu.

Ostatnie Dwa Płatki Śniegu || WiedźminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz