AKT V, cz. 1 - "Tus Theenk"

45 2 0
                                    

Tego dnia było nieco cieplej, niż dnia poprzedniego. Na to przynajmniej wszystko wskazywało.

Słońce dopiero niedawno wyswobodziło się spod chmur, spod ciężkiej linii horyzontu i powoli, mozolnymi ruchami, ociągając się pięło się po niebie, ku szczytowi.

I Yuviel wydawało się to piękne.

Siedziała, spokojnie, twardo, na jednej z wyższych gałęzi drzewa. Wyczekiwała. Wyglądała. Jego przyjścia. Przyjścia wiedźmina. Riva o mlecznobiałych włosach. Westchnęła. Szlaczki, które błądziły po niebie, niby smugi farby ciągniętej pędzlem po płótnie wprowadziły ją w zamyślenie. W stan podobny do letargu. Zmrużyła oczy na sekundę. Na małą chwilę, by niczego nie przegapić, a by móc choć na chwilę zanurzyć się w pełnej myśli głowie. A chyba najgorsze było to, że znacząca większość tych myśli dotyczyła dwóch, całkowicie tragicznych wątków. Ciarana. I Letho. Śmierci i zdrady.

Wiatr zawiał lekko, oblał jej plecy dreszczem i ostudził wszystko, co działo się w jej głowie, wyciągnął na chwilę ze świata, w którym błądziła. Rozwarła szeroko powieki i wytężyła wzrok, szukając czegoś w zaciemnionych zakamarkach lasu.

Szukając kogoś.

W końcu dojrzała. Postawną sylwetkę, okrytą w zupełności cieniem. I usłyszała. Ciche, pewne, nierówne kroki. A tylko jedna osoba, którą ona znała, mogła te kroki stawiać. Tylko jedna bowiem osoba była ofiarą swojej dawnej kontuzji. Zsunęła się po korze pnia i nie czekając ani chwili, także ruszyła w jego stronę.

- Gwynbleidd – zaczęła spokojnym głosem, wyciągając ku niemu drobną dłoń. Uścisnął ją i skinął głową w geście przywitania.

- Yuviel. – Jego ton głosu wiał chłodem. Jak zwykle. Przyzwyczaiła się do tego przez te kilka lat, które go znała. Wiedziała doskonale, że to maska, którą zakładał, udając neutralność. Szybko przeniknęła go wzrokiem i założyła ręce na piersi. Zmarszczył brwi. Blizna na jego czole poruszyła się nieznacznie. Wyglądała na świeżą. Elfka nie widziała jej przedtem.

- Nowa blizna? – zapytała, przechylając lekko głowę na prawe ramię. – Ta na czole, nad lewym okiem – dodała, z lekkim uśmiechem, który malował się jej na ustach. – Nie widziałam jej wcześniej. – wyjaśniła jeszcze.

- Długa historia – odparł krótko, mrukliwie, także wyciągając kąciki ust w ledwo widocznym uśmiechu. Skinęła głową w zrozumieniu. Bo zdawała sobie sprawę, że teraz nie czas na opowiadanie długich historii. Bo wiedziała też, że ten czas jeszcze nadejdzie, może nawet już niedługo. Teraz jednak należało skupić się na czymś innym. Czymś, co było nieznacznie ważniejsze od tego. Letho, Ciaranem. Ich śmiercią i zdradą.

Ruszyli więc powolnym krokiem przed siebie, w stronę namiotu dowódcy, na naradę, która wydawała się wtedy być rozwiązaniem ich wszystkich problemów. A mogła być dopiero ich początkiem.

***

Kotara zatrzeszczała miarowo, kiedy przez nią przechodzili, zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych.

Dreszcz przebiegł im po plecach, kiedy dojrzeli ich chłodne spojrzenia, które wierciły w nich dziurę.

- Zaczynamy? – zapytał krótko Iorweth. Jego twarz była jak wyłuskana z marmuru. Zimna, blada, poważna, niezwykle zamyślona. Otoczona aurą jakiegoś rodzaju tajemniczości. Głos z resztą też przebrzmiewał chłodem. Był ostry. Ciął przestrzeń przed nim niczym niestępione jeszcze ostrze. W odpowiedzi na jego słowa wszyscy skinęli głowami w geście przytaknięcia. Zaczęli więc. – Gvalch'ca, co wiemy o sytuacji? – Yuviel uciszyła Geralta szybkim ruchem dłoni, widząc, że otwierał już usta próbując coś powiedzieć. Wolała, by watażka usłyszał te słowa od niej. Resztę mógł już wyjaśnić wiedźmin.

Ostatnie Dwa Płatki Śniegu || WiedźminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz