Rozdział 2

121 8 1
                                    

– Tato, nie martw się, jestem w dobrych rękach – wyszeptałem do siebie, przelewając jednocześnie kolejne słowa na grubą kartkę i zerknąłem przez ramię na krzątającego się po drugiej stronie pokoju Liuxianczyka. – Jak wszystko dobrze pójdzie i załoga się trochę podleczy, zamierzamy wyruszyć w drogę za kilka dni. Zobaczymy się więc niedługo. Niezmiernie tęsknię za Wami i Koderem, dlatego też będziemy pędzić dniami i nocami, aby dotrzeć do domu jak najszybciej. Wasz kochany Egon.

Odłożyłem pióro do kałamarza, po czym jeszcze raz przeczytałem dość długi list do rodziców. Złożyłem kartkę, włożyłem ją do przygotowanej koperty i sięgnąłem po świeczkę z roztopionym już woskiem. Wylałem trochę substancji na opakowanie wiadomości, przycisnąłem grudkę sygnetem, podpisałem się w rogu i poczekałem, aż całość wyschnie.

– Shi – zwróciłem się do służącego, a ten od razu przerwał poprzednie zajęcie. – Proszę odnieś mój list do natychmiastowego wysłania do Koderu, konkretnie do stolicy i zamku królewskiego.

Chłopak odebrał ode mnie kopertę, po czym bezszelestnie wyślizgnął się z pokoju, zostawiając mnie samego. Podniosłem się z krzesła, aby podejść do rozstawionego parawanu. Na poprzecznej belce wisiały już zdobyte przez służbę ubrania. Gdy się im przyjrzałem, pogratulowałem im w duchu, ponieważ od razu widziałem, że zdobyli ciuchy importowane prosto z mojego państwa. Z ulgą zacząłem się sprawnie rozbierać, kładąc esparski zestaw na przystawionym krześle. Zostawiłem jedynie bieliznę, po czym szybko wbiłem się w wygodne, czarne spodnie, białą, koszulową szatę bez kołnierzyka i długą, również czarną marynarkę. Założyłem te same buty, ponieważ nie przeszkadzały mi zbytnio. Po tym poszukałem w komodzie pudełka, w którym wcześniej leżała moja biżuteria. Wyciągnąłem stamtąd ostatnią rzecz, której nie mogłem ubrać wcześniej przez obecność apaszki – prosty, srebrny naszyjnik z zawieszką w kształcie litery „E". Była to pierwsza rzecz, którą dostałem od rodziców po przyjściu na ten świat.

Zanim przejrzałem się w zwierciadle, drzwi otworzyły się i do środka wparowała bezceremonialnie Valon. Od razu zauważyłem zmianę także w jej stroju i fryzurze. Długie, blond włosy splotła w ciasny warkocz, a lekką szatę zastąpiły obcisłe spodnie i zapięta po szyję marynarka generalska, która niebezpiecznie opinała się na jej obfitym biuście. Guziki trzymające ją w ryzach chyba tylko cudem jeszcze nie podniosły białej flagi.

– W końcu widzę księcia Egona Cener a nie książątko Egonerito van Cenerio – zaśmiała się.

– Jesteś pewna, że ta marynarka nie postanowi pęknąć w krytycznym momencie? – zapytałem, wskazując na wykorzystujący wszystkie swoje siły ciuch.

– Nie – zaprzeczyła beztrosko. – Przynajmniej Gabriel będzie miał na co popatrzeć. Słuchaj, książę, chciałeś, żebym towarzyszyła ci przy herbatce, więc muszę prezentować się odpowiednio jako pani dowódca twojej ochrony. Nie mieli nic bardziej generalskiego, w co bym się zmieściła – dodała półszeptem.

– W to też się ledwo mieścisz – zauważyłem z przekąsem, co Valon źle odczytała.

– Ale jakby jakiś przystojny facet miał tak napiętą marynarkę, grożącą pęknięciem i ukazaniem świetnie wyrzeźbionego torsu, to byłbyś pierwszym modlącym się do Floriama, aby guziki nie wytrzymały, tak?

– Valon...

– Co, Valon?! Ja po prostu ci mówię, jaka jest rzeczywistość, książę. A rzeczywistość jest taka, że powinieneś jak najszybciej przygruchać sobie jakiegoś fajnego faceta, bo ci w końcu ta żyłka na czole pęknie z niewyżycia.

– Błagam, zmień temat – westchnąłem prosząco, siadając na skraju łóżka.

– W takim razie, dowiedziałeś się wreszcie, jak ten służący ma na imię? – Usiadła obok mnie, spełniając prośbę.

Książę z porcelanyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz