Rozdział 4

145 7 1
                                    

Patrzyłem, jak Valon pochylała się nad ladą jednego z licznych straganów na rynku w stolicy Esparu. Przyglądała się uważnie ciemnobrązowym ziarnom, jednocześnie studiując ich zapach. Po kilkunastu sekundach wskazała na swój ulubiony rodzaj kawy i wybrała odpowiednią wielkość worka, więc ucieszony sprzedawca zaczął pakować ziarna, po czym wymienili się kosztownościami – Valon odebrała kawę a kupiec swoją zapłatę. Dobrze, że większość handlujących przyjmowała koderskie pieniądze, które dzisiaj rano odebrałem z tutejszego banku.

– Jak tylko wrócimy do pałacu, napijemy się w końcu boskiego napoju i uczcimy opiekującego się roślinami kawowymi Floriama – powiedziała zadowolona, pakując spory worek do przewieszonej przez ramię torby. – To co nam jeszcze zostało do załatwienia? Mamy kawę. Ubrania i buty dla naszej małej kompani na podróż pojechały wozem do pałacu. Sadzonkę kamelii już też wypatrzyłeś... To chyba wszystko.

– Jeszcze strój dla ciebie na bankiet – poprawiłem ją, po czym ruszyliśmy spokojnym krokiem przez zatłoczony rynek. Ludzie tłumnie wychodzili po zakupy, kręcąc się między straganami i tylko w niewielkim stopniu zwracając uwagę na naszą dwójkę. – Chyba że chcesz spróbować się zmieścić w garderobę Silvany.

– Raczej nie miałabym problemu ze zmieszczeniem się w jej ubrania, ale wizja noszenia ich napawa mnie lekkim przerażeniem. Wiem, że zgodziłam się brać udział w twoim planie, ale pozwolisz, że sama podejmę ostateczną decyzję co do stroju. Od razu też cię uświadomię, że nie pałam takim entuzjazmem do pomysłu zorganizowania przyjęcia jak Domingo. Myślałam, że zacznie ci stopy całować, jak sam wyszedłeś z tą ideą przy śniadaniu – dodała ciszej, przysuwając się do mnie, aby tłum nas przypadkiem nie rozdzielił. – Przecież to doskonała okazja, aby napuścić na ciebie Silvanę.

– To doskonała okazja, aby przycisnąć Gabriela – stwierdziłem głuchy na jej komentarz. – Jakoś przeżyję wieczór w towarzystwie jego siostry, byleby udało się z niego wydusić prawdę.

– Ale ty wiesz, że wcale nie jestem dobra w uwodzeniu.

– Jak dobrze go spijesz to myślę, że nie będzie to miało większego znaczenia. Zaciągniesz go w jakieś prywatne miejsce, szepniesz kilka zbereźnych tekstów, a podczas dotykania wiadomego miejsca zaczniesz przesłuchanie. Znam twoje możliwości, on ci wszystko wyśpiewa, a na dodatek noc ostatecznie prześpisz w swoim łóżku nietknięta.

Valon zaśmiała się, ale nie pojąłem kontekstu tego chichotu.

– A jeśli zapragnę naprawdę przespać się z Gabrielem? – zapytała, unosząc brwi w zaciekawieniu.

– Będzie tego wieczoru wyłącznie na twojej łasce – odparłem, wzruszając obojętnie ramionami. – Zrób z nim, cokolwiek zapragniesz, byleby odpowiedział na pytania odnośnie do napadu. Tylko nie wiem, czy rzeczywiście chcesz wracać do Koderu z jego dzieckiem w łonie.

– O to się martwić nie musisz. – Położyła dłoń na moim ramieniu w geście uspokojenia. – Obecnie mam bardzo małe szanse zajścia, jestem tuż przed comiesięczną, kobiecą torturą. Czasem zazdroszczę wam facetom, że nie musicie tego przechodzić.

– Jednocześnie nie możemy zajść w ciążę i tym samym mieć pewności, że dziecko jest na pewno nasze – zauważyłem, rozglądając się po targu, aby wybrać dobrą drogę do alei z wewnętrznymi sklepami.

– Twój ojciec nawet gdyby chciał, nie dałby rady się ciebie wyprzeć – stwierdziła w ewidentnie rozbawionym humorze. – Wyglądacie bardziej jak bracia niż ojciec i syn... Dobra, daj spokój, książę, tylko się z tobą droczę.

– Przecież nic nie mówię. – Spojrzałem na nią z niezrozumieniem.

– Ale masz taką poważną minę, jakbyś rozważał zagadki moralne. Naprawdę aż tak ci zależy na sprostowaniu sprawy tamtego napadu? – zapytała z niedowierzaniem. – Przecież tamta katastrofa miała miejsce pięć lat temu. Wszyscy zdążyli się już pogodzić z losem porcelanowej lalki.

Książę z porcelanyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz