Rozdział 3

117 6 0
                                    

Zapiąłem ostatnie guziki koszuli, patrząc na zbierającego swoje narzędzia lekarza, który przed momentem skończył badanie. Esparczyk wydawał się dość przyjazny i raczej delikatnie traktował mnie jako swojego pacjenta. Odwrócił się ostatecznie do mnie siedzącego na łóżku w samej bieliźnie i już zapiętej koszuli, po czym postanowił w końcu się odezwać.

– Pod względem fizycznym nic panu nie jest poza płytkim rozcięciem na nodze, które prawie się już zagoiło i guzem – oświadczył, zerkając na czającego się w kącie Shi ze spuszczonymi oczami. Dałbym sobie jednak głowę uciąć, że dyskretnie na mnie spoglądał. – Na guza zalecam zimne kompresy. Za to pana złe samopoczucie raczej jest związane z szokiem po katastrofie i podtopieniu. Na to powinien pomóc odpoczynek w ciszy, bez zbędnego towarzystwa. Sen i napary ziołowe również wspomogą uspokojenie pana organizmu. Radzę do jutra rana zostać po prostu w łóżku.

Skinąłem głową, opadając plecami na zagłówek posłania, co medyk potraktował jako potwierdzenie zastosowania się do wydanych zaleceń. Powiedział coś do Shi, który przeciął pokój swoim bezszelestnym krokiem i znikł na korytarzu tak, że nawet drzwi nie zatrzeszczały. Za to do środka przez szparę wsunęła się Valon, patrząc badawczo na lekarza. Jej zielone oczy przeniosły się później na mnie, zadając mi nieme pytanie.

– Nic mi nie jest. Potrzebuję jedynie odpoczynku – wyjaśniłem po kodersku. – Do jutra obiecuję zostać w łóżku.

– Cieszy mnie to – odparła, obdarowując medyka tak intensywnym spojrzeniem, że ten natychmiast się skłonił i ulotnił z pomieszczenia. – Zostawię cię pod opieką Shi, a sama pójdę się zająć resztą. Część się obudziła, więc dopilnuję, aby porządnie się pożywili i się nie nadwyrężali jak niektórzy – chrząknęła znacząco.

– Mówisz o sobie? – zaśmiałem się.

– Ja też pójdę odpocząć – sprostowała. – Jeśli chcemy wyruszyć za kilka dni, musimy być w pełni sił. Jako że na razie cię opuszczę, nie zostawię cię przecież bez żadnej ochrony. Po tej rozmowie z Gabrielem mam złe przeczucia.

Odpięła od pasa miecz, który towarzyszył jej chyba dopiero od kilku minut i położyła go na podłodze przy samej ramie łóżka.

– Wiem, że umiesz się nim posługiwać. Drugi mam już u siebie. Lepiej dmuchać na zimne niż się sparzyć.

Skinąłem głową z pełną powagą, po czym przyjaciółka zarzuciła swoim warkoczem, oglądając się na mnie ostatni raz. Posłałem jej niepewny uśmiech, zanim zostałem sam. Spuściłem nogi na ziemię, by schylić się i podnieść broń. Złapałem za prostą rękojeść, sprawnie wysunąłem srebrzyste ostrze z gładkiej pochwy, automatycznie wstając do pionu i wykonałem szybki obrót nad głową, przyjmując ostatecznie pozycję defensywną. Miecz dość dobrze leżał mi dłoni, a jego ostrze było tak dobrze wypolerowane, że mogłem się w nim przejrzeć. Często spotykałem się ze zdziwionymi wyrazami twarzy, kiedy ludzie dowiadywali się o moich umiejętnościach władania bronią białą, w szczególności po wysłuchaniu moich monologów o kwiatach. Taki delikatny książę, a lepiej nie oglądać manekinów do ćwiczeń po tym, jak się wyżył...

Schowałem miecz równie sprawnie, co go dobyłem i wróciłem na materac. Valon często się śmiała, że moglibyśmy zamienić się profesjami – ja bym ją chronił, a ona by się wylegiwała, prowadząc jakieś tam pertraktacje z innymi arystokratami. Kilka lat temu nawet zrobiliśmy małą podmiankę na jeden dzień, ale przyjaciółka poddała się już po kilku godzinach, stwierdzając, że nie wytrzyma większej ilości lekcji z moimi wymagającymi nauczycielami. No cóż, zawsze wiedziałem, że otrzymywałem intensywną edukację, ale że aż tak intensywną to nie. Może była to po prostu kwestia przyzwyczajenia?

Książę z porcelanyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz