Rozdział 7

120 7 0
                                    

Nałożyłem sobie na talerz drugi raz porcję pomidorów, proponując je przed tym znajdującej się obok Valon. Wczorajsze śniadanie było tak podobne do dzisiejszego, mimo że nasz plan trwał już w najlepsze, a poproszona przeze mnie do współpracy osoba dołożyła wszelkich starań, aby nikt niczego się nie domyślił. Dlatego też dopiero ten posiłek miał różnić się od reszty, ale dopiero po daniu przeze mnie odpowiedniego sygnału. Skonsumowałem w spokoju część sałatki, przypatrując się dyskretnie siedzącemu naprzeciwko mnie Serafinowi, którego uwaga była bardziej skupiona na leżącej obok jego sztućców książce niż na śniadaniu. Nie czytał nic podejrzanego, a jego zachowanie było tak idealne. On tak doskonale odgrywał swoją rolę miłego dwudziestolatka, nawet wczoraj tak przyjaźnie ze mną rozmawiał przy improwizowanej kawie. Ja już wiem, co tak naprawdę sobie o mnie myślisz, westchnąłem w swojej głowie. Cudownie porąbany arystokrata, czyż nie, niedoszły morderco?

Upiłem łyk herbaty i odstawiłem ją tak, aby głośno brzdęknąć filiżanką, a jej ucho wylądowało skierowane w stronę Serafina. Przez kilka sekund nic się nie działo, wszyscy skupiali się na nałożonych sobie sałatkach i pieczywie, ale nagle rozbrzmiało śmielsze chrząknięcie. Głowy obecnych odwróciły się w kierunku Silvany, która powoli podniosła się z krzesła, poprawiając lekką, białą suknię z opadającymi ramiączkami w kształcie falban.

– Jako że posiłki są jedynymi momentami, w których jesteśmy wszyscy razem, postanowiłam oświadczyć wam to właśnie przy śniadaniu – oznajmiła z cichym westchnięciem. – Cieszy mnie również obecność Egona, który tak to szybciej zyska możliwości usłyszenia radosnych wieści.

Uśmiechnęła się do mnie i chyba chciała mi puścić oko, ale z tego zrezygnowała.

– Ale o co chodzi, kochanie? – zapytała Rosario, patrząc się zdezorientowana na swoją córkę.

– Baron Efraim Capmany oświadczył się mi dwa dni temu na romantycznym spacerze, a ja... – zrobiła krótką przerwę dla zbudowania napięcia. – Zgodziłam się!

Zaśmiała się uradowana, zerkając kontrolnie na rodziców. Ani królowa, ani król nie wydali się zbytnio zdziwieni w pierwszej chwili, ale zgodnie to zdziwienie udali, tak samo jak ja i Valon. Na twarzach Gabriela i Serafina również owo zdziwienie się pojawiło.

– Czyli jednak się zdecydował – prychnął pod wąsem Domingo, który wiedziałem, że w sekrecie wydał na te oświadczyny zgodę już na ostatnim bankiecie. – Cudownie, córeczko, trzeba ślub zacząć planować. Zaraz po śniadaniu napiszę do pana Capmany i zaproszę go na kolację...

– To nie wszystko – przerwała mu delikatnie Silvana, kołysząc się niespokojnie na boki i zerkając raz po raz a to na mnie, a to na rodziców, a to na braci.

Zapadła pełna napięcia cisza. Wszyscy wlepiali wzrok w księżniczkę, która lekko pochyliła się do przodu, jakby chciała wykreować konspiracyjną atmosferę.

– Jestem w ciąży – oświadczyła, ponownie wybuchając radością i tym razem para królewska osłupiała naprawdę. – Będziemy z Efraimem mieć dzidziusia. Na bankiecie, cóż... Zostaliśmy na za długo sami, a Efraim... Efraim jest taki... Nie ważne.

Usiadła z zadowolonym uśmiechem i nikt nie wiedział, co powiedzieć. Z królewskiej piersi dobyło się tylko zaskoczone westchnięcie, a w oczach Serafina na króciutki moment pojawił się zdradzający jego prawdziwą naturę wyraz – nieokiełznana chęć mordu. Cóż, książę chyba zapomniał, że w konkurencji do tronu miał nie tylko starszego brata, ale również bliźniaczą siostrę. A może po prostu nie uważał ją nigdy za jakiekolwiek zagrożenie w grze o koronę. Tego raczej nie miałem się dowiedzieć.

Książę z porcelanyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz