Epilog

95 6 0
                                    

Dziesięć lat później, liuxiański trakt blisko cesarskiej stolicy

Czarny, obstawiony przez konną straż wóz gładko pokonał następną część kamiennego traktu, jedynie lekko potrząsając mną i pozostałymi pasażerami, z których połowa spała, a połowa zajmowała się studiowaniem najnowszych map obejmujących Euloris i dużą część Apazuanu.

– Tato, a po jakiemu mówią w Trogo? – zapytała mnie córka oparta o mój tors i obejmowana moim ramieniem.

– Po zastelsku – odparłem, pocierając dłonią swoje oczy i ukrywając chęć ziewnięcia. Moje palce przejechały po krótkim, zadbanym zaroście, który nosiłem od roku poprzedzającego moją koronację na króla Koderu.

Zostałem władcą trzy lata temu, ukończywszy trzydziestkę i będący w prosperującym związku małżeńskim z dwójką dzieci na głowie. Obecnie nasza starsza córka kończyła siedem lat, a młodszy syn pięć. Wraz z Shi rozdzieliśmy się biologicznym ojcostwem, a zarazem dopilnowaliśmy, aby dzieciaki były prawdziwym rodzeństwem, wynajmując dwa razy tę samą surogatkę. Młodzi mieli więc wspólną matkę, aczkolwiek na naszą niedawną propozycję, że mogliby ją poznać, jeśli wyraziliby taką chęć, takowej chęci nie wyraziło żadne z nich. Najwyraźniej wystarczała im dwójka kochających rodziców, dwójka rozpieszczających ich dziadków i przybrana ciotka z dorastającym kuzynostwem.

– A tata umie mówić po zastelsku? – zadała kolejne pytanie Noemi.

– Zapytaj się o to, taty – westchnąłem, sam przyglądając się spod przymkniętych powiek wykreślonej przez naszych kartografów mapie.

– Tata śpi – stwierdziła, wsadzając z powrotem nos do albumu.

Zerknąłem na kanapę naprzeciwko, na której pod kocem leżeli mój mąż i wtulony w jego pierś Liam. Shi miał zamknięte oczy i rozluźnione mięśnie twarzy, która z wiekiem nabrała trochę ostrości, ale nadal nie grzeszyła anielską urodą. Musiało mu się tak przysnąć w ogarniającym nas zmęczeniu spowodowanym długą podróżą, któremu nie poddawała się jedynie Noemi. Młoda miała naprawdę niewiarygodne ilości energii, co na szczęście przekierowywała głównie w pochłanianie wiedzy z książek i naukę szermierki, w której robiła niewiarygodne postępy. Oj, byłem dumny z mojej kochanej córki.

– Tato, a co będziemy robić, jak dotrzemy do pałacu cesarza? – odezwała się nagle dziewczynka, wybudzając mnie z półsnu, w który już zamierzałem zapaść.

– Spotkamy się z rodziną cesarską, by spełnić wszelkie arystokratyczne czynności państw połączonych sojuszem. Pobędziemy w swoim towarzystwie, uaktualnimy sojusz i umowy handlowe oraz odnowimy łączące nas kontakty. Tata spotka się z braćmi, a wam pewnie będzie dane poznać się z ich dziećmi, czyli waszymi kuzynami.

– Cesarz jest bratem taty, tak? – upewniła się, co potwierdziłem cichym mruknięciem. – A ty tato nie masz rodzeństwa, prawda?

– Nie mam, kochanie, a przynajmniej tego biologicznego – stwierdziłem, uśmiechając się do niej, ponieważ skierowała na mnie swoje brązowe oczy. – Ciotka Valon jest jednak dla mnie jak siostra.

– Ciotka jest fajna i umie dobrze walczyć. Fajnie, że ty i ciotka uczycie mnie walczyć. Kazałeś wziąć nasze miecze?

– Tak, Noemi. W wolnej chwili potrenujemy, jak tylko wypełnię wszystkie najpilniejsze, królewskie powinności. Pamiętaj, że zawsze możesz poprosić też ciotkę o krótki trening, skoro z nami pojechała.

Aby odpocząć od swojego męża i dzieciaków, dodałem ze śmiechem w myślach. Przynajmniej jej mąż może ją obecnie zastąpić w wypełnianiu obowiązków zwierzchnika gwardii królewskiej w Koderze. Kto by pomyślał, że Val ostatecznie spiknie się ze swoim kolegą ze szkoły wojskowej? Pan kapitan... Znaczy obecnie, pan generał Tadej Sotlar u boku pani marszałek Koderu Valon Sotlar.

Książę z porcelanyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz