Rozdział 15

82 7 0
                                    

Kamerdyner posłał mi i otoczonemu moim ramieniem Shi zmartwiony wyraz twarzy, po czym otworzył nam jedno ze skrzydeł drzwiowych prowadzących do sporego salonu z oknami na zamkowe ogrody. Atmosfera w pomieszczeniu była bardzo napięta i każdy wręcz siedział skulony na swoim siedzisku. Jedynie dwie osoby pozostały w pozycjach stojących – Valerij obrzucający całą zebraną kompanię wyraźnie niezadowolonym spojrzeniem oraz krążąca wściekle między fotelami Valon. Nie byłem w stanie się zdecydować, kto z nich sprawiał upiorniejsze wrażenie, dlatego po prostu w ciszy wprowadziłem do środka Liuxianczyka i usadziłem go obok siebie na małej, okrytej białymi futrami kanapie. Shi nic nie powiedział, jedynie uniósł dłoń, by zetrzeć z policzków pozostałości łez.

Chwilę to trwało, zanim udało mu się uspokoić i przerwać wcześniejszy płacz. Mogłem stwierdzić, że nawet trwało to na tyle długo, by mój tata zdążył najwyraźniej odbyć pierwszą rozmowę z moimi ludźmi. Ich wzrok skierował się na nas, w szczególności na wpatrującego się obecnie w wyłożoną ciemnymi panelami podłogę Shi. Światło, które wpadało do środka pokonawszy półprzezroczyste firany, odbijało się w oczach zgromadzonych, wydobywając na wierzch odczuwane emocje, w tym głównie zakłopotanie. Spojrzałem wyczekująco na mojego tatę, gdy nikt po naszym przybyciu nie raczył się odezwać.

– Twierdzą, że to żadne z nich – odrzekł niskim głosem na moje nieme pytanie. – Oraz że póki sam ich o tym nie poinformowałem, nie wiedzieli o prawdziwej tożsamości Shi.

– To prawda, książę – dodał jeden ze strażników, za co został od razu zgromiony zabójczym wzrokiem Valon. Skulił się jakby w sobie, ale odważnie kontynuował, patrząc na mnie. – Nie wiedzieliśmy, że pana partner, był kiedyś porcelanową lalką. Podczas podróży widzieliśmy, że relacje między wami się trochę skomplikowały w którymś momencie i oczywiście się zastanawialiśmy nad powodem tego, ale żadne z nas nie doszło do wiadomego wniosku. Co więcej, naprawdę nie zamierzaliśmy się do tego wtrącać, więc nawet, gdyby ktoś z nas wcześniej dowiedziałby się prawdy, na pewno zostawiłby ją dla siebie. A już na pewno przed podjęciem jakiegokolwiek działania poszlibyśmy po pańską zgodę na nie, książę.

Rozległy się potwierdzające pomruki wśród reszty, na co Valerij ciężko westchnął, zapewne słysząc tę wypowiedź drugi raz z kolei. Valon powstrzymała się ze swoim komentarzem, siadając w końcu na stoliku kawowym pośrodku, czego nikt z nas nie skomentował.

– Nawet trudno ich o cokolwiek oskarżać – mruknęła po chwili w niezadowoleniu, utrzymując na sobie naszą uwagę. – Sama wybierałam tych ludzi, sama ich sprawdzałam, sama za nich ręczyłam i teraz sama ponoszę za nich winę, o ile w ogóle ją popełnili. O ile w ogóle ktoś z naszej kompanii miał okazję ją popełnić.

– Co przez to rozumiesz? – zapytałem zaintrygowany, dostrzegając głębokie zamyślenie na jej twarzy.

– Chodzi o proste kalkulacje, książę – odparła, unosząc na mnie zielone oczy. – Nikt z nas nie zdążyłby wysłać tego listu, aby odpowiedź dzisiaj do nas dotarła. O tożsamości Shi dowiedzieliśmy się pierwszy raz cztery tygodnie temu, a na podróż do Liuxianu z Euloris i z powrotem potrzeba przynajmniej pięciu tygodni. Ktoś musiał tę wiadomość wysłać około tygodnia wcześniej. Żadne z nas nie miało na to szans, ponieważ nawet gdybyśmy dostrzegli znamię na plecach Shi i tak byśmy go nie odczytali. Tylko ty i sam Shi moglibyście to zrobić, reszta nie zna liuxiańskiego. A biorąc pod uwagę, że ani ty, ani tym bardziej Shi nie mieliście intencji informować cesarstwa o jego odnalezieniu, to wychodzi na to, że nikt z nas nie jest winny.

Wyrzuciła ostatnie zdanie z wyraźną frustracją, na co nawet Liuxianczyk w końcu podniósł na nią swoje nadal trochę łzawiące, błękitne oczy. Pogładziłem go odruchowo po ramieniu, zastanawiając się, co teraz niby mieliśmy zrobić, skoro winnego ewidentnie nie było wśród nas.

Książę z porcelanyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz