Rozdział 16

96 8 0
                                    

Usiadłem na skraju zielonej kanapy w jasnym, dobrze doświetlonym salonie, który służył nam w zamku jako jedno z najbardziej oficjalnych miejsc spotkań z interesantami. W centrum ośmiokątnego pomieszczenia ustawiono trzy długie, welurowe sofy oraz odróżniające się od nich fioletowym kolorem cztery fotele. Pośrodku utworzonego przez te meble okręgu, na puchatym dywanie, wdzięcznie stał rzeźbiony w motywy florystyczne stolik, nad którym właśnie pochylał się Feng, słodząc swoją kawę.

– Zawsze chciałem spróbować kawy przygotowywanej w Euloris – zwrócił się do mnie, jako że na razie byliśmy jedynymi osobami przebywającymi tutaj poza jego najmłodszym bratem. – Pewnie i tak w każdym z waszych krajów robicie to inaczej, ale raczej o wiele lepiej niż u nas w cesarstwie.

– Liuxiańska kawa jest jak smoła – wtrącił Ren, gdy brat wybierał miejsce na zielonych poduszkach obok niego. – Bardzo gorzka i co gorsza zdarza się jej być również lepką. Nie wiem, jakim cudem się tak dzieje, ale niestety nasza służba nie jest jej w stanie dobrze przygotować.

Po zakończeniu jego wypowiedzi oboje skupiliśmy się na Fengu, który upijał właśnie pierwszy łyk upragnionego trunku. Odsunął po tym filiżankę od ciemniejszych od reszty skóry ust, uniósł brwi i skinął po kilku sekundach głową. Gdyby jego reakcja miała zostać przedstawiona słowami, brzmiałaby „nie takie złe, może nawet dobre". Ren nie pokusił się, aby pójść w jego ślady i wybrał bezpieczną dla siebie herbatę, której zdążył pochłonąć już ponad połowę. Przyglądając im się od dłuższej chwili, gdy kręcili się obok siebie, zacząłem dostrzegać występujące między nimi różnice. Ren w przeciwieństwie do brata miał soczyście barwne usta z widniejącym w ich prawym rogu pieprzykiem. Starszy wykazywał się bardziej chłodnym, opanowanym usposobieniem, młodszy za to chciwie biegał wzrokiem po całym pomieszczeniu i wyrażał liczne, swobodne uwagi odnoszące się do zobaczonych widoków.

– Śliczny żyrandol – rzucił, właśnie, gdy sam upijałem łyk swojej własnej kawy. – Kocham te wasze kryształowe lampy w Euloris. A co to są za kryształy, Egonie?

– To zircianki, czyli rodzaj bursztynów powstałych z żywicy zircianów, naszych rodzimych drzew – wyjaśniłem od razu, sam zerkając na zdobiący bielony sufit żyrandol. – Gdy przybierają kolor fioletowy, powszechnie określa się je purpurkami, a gdy zielono-niebieski – cyjankami. To półszlachetne kamienie, występują dość powszechnie, ale dzięki swojemu urokowi zyskały względy nawet koderskiej arystokracji. Sam za nimi przepadam, a i Shi je bardzo polubił.

Liuxianczycy zerknęli po sobie, gdy wspomniałem imię ich brata, ale nic nie powiedzieli. Nie zdążyli zresztą nawet zastanowić się nad jakąkolwiek inną reakcją, ponieważ drzwi do salonu zostały otworzone przez kamerdynerów. Do środka weszli nasi rodzice pogrążeni w urywanej rozmowie prowadzonej po esparsku i nie zwracając na razie na nas jakiejś szczególnej uwagi, zajęli odpowiadające sobie miejsca. Valerij i Nezir spoczęli obok mnie, a Chen i Yaling na kanapie po naszej lewej, naprzeciwko swoich synów. Zostały rozdane kolejne napoje, niektórzy położyli swoje plecy na miękkich oparciach mebli i poczyniono całą wymaganą kurtuazję, nie rozpoczynając jeszcze właściwego spotkania.

Najwyraźniej czekaliśmy wszyscy na pojawienie się ostatniej osoby, która po dłuższej chwili do nas dołączyła i to za nią ostatecznie zamknięto wrota, odcinając nas od reszty świata. Wszyscy spojrzeliśmy się w jego stronę, gdy sztywnym, bezgłośnym krokiem okrążał najdalej stojący fotel, by równie sztywno na nim usiąść. Fioletowe kimono zakrywało większość jego ciała, będąc przewiązane w pasie szerokim, srebrnym pasem. To czego jednak nie zdołało ono zakryć, było pomalowane na lśniący, biały kolor. Białe dłonie spoczęły założone na siebie na podołku. Biała szyja była oznaczona bezpośrednio na grdyce małym czarnym kółkiem. Biała twarz przypominała maskę, będąc zastygła w kamiennym, ponurym wyrazie z wdzięczącą się wąską, fioletową kreską na zamkniętych na wieczność ustach. Błękitne oczy wydawały się bardzo blade i puste, wpatrując się nieruchomo w przestrzeń przed sobą. Całe ciało zastygło w tym bezruchu, wydając się być odlane z porcelany.

Książę z porcelanyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz