8. Przyznanie się do winy

63 16 4
                                    

Dwa dni po moim wybudzeniu, ze snu wyrwał mnie telefon. Dzwonił i dzwonił, jakby osoba próbująca się do mnie dostać była zdesperowana. Ze zirytowaniem przyłożyłam słuchawkę do ucha, mając zamiar od razu pozbyć się delikwenta.

- Naprawdę je...

- Joy?! – głos babci wybudził mnie całkowicie. Tym bardziej, że w jej głosie usłyszałam desperację, niemalże przerażenie. – Ty pracujesz w dziale z serduszkami?!

- Huh? Tak – przytaknęłam zaskoczona wybuchem starszej kobiety. Oraz tym, że tak idealnie opisała miejsce, w którym pracowałam. – Nikt ci nie powiedział?

- Nikt!

Potarłam policzek, zaraz potem rozumiejąc dlaczego nikt nic nie powiedział. Babcia Joy (to z jej powodu dostałam imię) była osobą, która uciekła z Ministerstwa. Nikt nie wiedział dlaczego, ani w jaki sposób to się stało, niemniej tyle było wiadomo. W Dolinie babcia urodziła mamę, zostając samotną acz bogatą matką. Teraz dalej mieszkała w swojej chatce na wzgórzu, trochę izolując się od innych, jakby wolała być sama. Też miała zwyczaj wpatrywania się w dal i przeklinania Ministerstwa.

To jednak nie powstrzymało mnie przed marzeniami. Albo musiałam się zwyczajnie sparzyć, żeby zrozumieć powód, dla którego należało przeklinać to miejsce.

- Pracuję w... serduszkach, ale niedługo mam zamiar się przenieść – powiedziałam słysząc jęknięcie. – Będzie Wybór...

- Nie! Joy masz stamtąd odejść! Teraz!

- Co? Babciu...

- Czy ten walnięty facet od Walentynek, cię widział? – dopytywała nie dając mi powiedzieć, że zastawiałam się nad powrotem. – Joy! Widział cię?!

- Chodzi ci o Walentego? – zapytałam lekko nie nadążając. Wzdrygałam się za każdym okrzykiem babci, zerkając ku drzemiącemu w fotelu Walentemu. Razem ze mną zdecydował się zostać w izolatce do rana, chociaż miałam przeczucie, że zniknie dużo wcześniej. Żeby użyć pewnego łuku. – To mój przełożony.

- Co? – babcia jako profesjonalistka w tej dziedzinie, zaczęła przeklinać.

Wykorzystałam ten moment na sprawdzenie godziny, gdyż dalej było dość ciemno, jak gdyby słońce jeszcze nie wstało. Była trzecia nad ranem, czyli pora, w której babcia powinna dalej smacznie spać, a jednak dzwoniła do mnie i chwaliła się swoim bogatym językiem.

- Musisz odejść Joy. Natychmiast.

- Ale babciu...

- Złóż wypowiedzenie. Walenty... Musisz odejść, Joy – powtórzyła babcia trzęsącym się głosem. – Jeśli oni się dowiedzą, będą chcieli cię zniszczyć.

- Czekaj, kto? I czego mają się niby dowiedzieć? – spytałam oddychając szybciej z lęku.

- Że jesteś moją wnuczką. Nie mów nikomu i wracaj do domu – kobieta jęknęła przeciągle. – Gdybym wiedziała! Nigdy nie powinnaś była się tam udać! Ale się stało... Teraz możesz jedynie uciec. Twój wuj na pewno ci pomoże.

- Babciu!

- Joy! – wrzasnęła starsza kobieta z mocą. – Jeśli nie odejdziesz, a oni się dowiedzą, zabiją cię. Rozumiesz?

Zamarłam, blednąc na twarzy. Babcia nigdy nie powiedziałaby czegoś takiego, gdyby sprawa nie była poważna. Zresztą pamiętałam jak kiedyś ukryła mnie oraz mojego starszego brata, kiedy przyszli do niej starzy znajomi. Powiedziała dokładnie to samo, wciskając nas do szafy. Jednie z tego powodu wiedziałam, że to, co kiedyś stało się w Ministerstwie, było sprawą, której nie należało bagatelizować.

Tęczowy SokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz