- Cześć Joy!
- O! Joy!
- Nasza wspaniała gwiazda idzie!
Wymusiłam uśmiech i pomachałam do współpracowników, którzy również gnili w serduszkach. Ale oni akurat ze swojej własnej, nieprzymuszonej woli. Wiele razy słyszałam, że chcieli śledzić losy ludzi i pomagać im w znalezieniu ich prawdziwej miłości. Dlatego ci w boksach szukali w swoich laptopach idealnych połączeń, a potem drukowali nam – łucznikom – ich wizerunki, żebyśmy mogli w nich strzelać. Oczywiście nie mogłabym tego tak streścić komukolwiek w tym dziale. Nie chciałabym żeby się na mnie pogniewali, a przynajmniej nie przed Wyborem.
Zresztą lubiłam widzieć ich oczy lśniące zachwytem na mój widok. To sprawiało, że czułam się tu odrobinę lepiej, bo doceniano mój talent.
- Joy!
Skrzywiłam się słysząc głos Walentego, co więcej Walentego niosącego mój raport, nad którym siedziałam do godzin wieczornych. Ale nie wyglądało, jakby go zniszczył, przez co poczułam ulgę, bo drukowanie tego po raz kolejny, a potem pośpieszne sklejanie do kupy było ostatnim marzeniem jakie mogłabym mieć. Tym bardziej, że za dwie godziny miałam przyjść do Gaspara, który nagle mógł zażyczyć sobie raportu wcześniej. Jego humorki, jak i cała osoba, były nieprzewidywalne, wobec czego należało dmuchać na zimne.
- Wal.
- Uznałem – po przeczytaniu tego cuda – że należy mu się mój autograf! – zawołał Walenty, od którego ulatniał się wręcz zapach alkoholu. – Wobec czego postarałem się go jak najszybciej dodać.
- Co?
Mrugając wyrwałam mu, swój raport z dłoni. Nie mogłam uwierzyć, że ta pijaczyna podpisała się pod moim raportem, w którego wkład nic nie włożyła. Prócz swojego... podpisu.
Otworzyłam usta, wpatrując się w ostatnią stronę, na której z wielkim trudem napisałam swoje podsumowanie całej naszej pracy oraz wypisałam nad jakimi zmianami wypadałoby się zastanowić (co wynikało z ankiet, nie z mojego widzimisię). Właśnie tam, na samym dole zobaczyłam odciśniętą butelkę i bazgroły, które musiały być owym podpisem. I jeszcze to mogłabym przełknąć z ciężkim sercem, jakoś się tłumacząc z tego Gasparowi. Gdyby nie to, że...
- Położyłeś na moim raporcie butelkę ze swoim trunkiem?! – krzyknęłam machając w powietrzu moją ciężką pracą. – Naprawdę? Nic w nią nie włożyłeś, więc uznałeś, że możesz ją wysmolić?!
- To sprawa drugorzędna. Masz mój podpis!
Zagryzłam wargę. Chciało mi się płakać. Nie spałam dobrze, zwłaszcza że cały wczorajszy dzień męczył mnie kac. A teraz dowiedziałam się, że mój raport był brudny.
Gaspar nie zostawi na mnie suchej nitki, widząc upaskudzony raport. Raport, który miał być idealny i był jeszcze wczoraj, gdy zostawiłam go w swojej szafce. Sprawdziłam dwa razy, czy gdzieś nie zostawiłam błędu, czy literówki. W dodatku zamknęłam szafkę! A mimo to...
- Walenty – jęknęłam z bezsilności.
Wolną ręką potarłam czoło, pośpiesznie przeglądając resztę kartek. Niczego nie brakowało i wyglądało na to, że tylko ta strona uległa tak znaczącej zmianie. Wobec czego jeszcze mogłam to naprawić.
Ruszyłam biegiem do laptopa, na którym wszystko wczoraj robiłam. Należał on do łuczników i znajdował się przed wejściem na strzelnicę. To był również powód, dla którego nikt go tak często nie używał. A więc teraz miałam jedyną szansę. Ostatnią nadzieję na...
- Uff!
Wleciałam w ścianę. A przynajmniej na początku wydawało mi się, że to musiała być ściana, przez to, że była twarda. Niemniej ściana nie mogła ani oddychać, ani mieć rąk, którymi złapała nie mnie, lecz raport. Właśnie dlatego runęłam na ziemię, samotnie, ku okrzykom zaskoczenia współpracowników.
CZYTASZ
Tęczowy Sok
FantasyCo się dzieje, kiedy ludzie są kontrolowani? Poniekąd odnajdują miłość i ich życie kieruje się w dobrą stronę. Jednak w miłości chodzi o coś więcej. Pokaże to pijany święty Walenty, używając w swoich praktykach tajemniczego Tęczowego Soku, a jego wi...