10. Tajemnice Wysypiska

56 18 4
                                    

Obudziłam się obolała, czując jak coś wgniata mnie w miękkie, dziwnie obślizgłe podłoże. Aż nie miałam ochoty otwierać oczu, aby przekonać się gdzie się znajduję. Byłam pewna, że daleko od Ministerstwa, bo pamiętałam, jak przy spadaniu porwał nas wir powietrza. Jedyną dobrą rzeczą było to, że mocno trzymałam się Gaspara, zaś on mnie. Oczywiście moim celem było zwyczajnie niepozostawanie samej i lepsze lądowanie, jednak... musiałam stracić przytomność, w którymś momencie, skoro nie pamiętałam, jak to się stało, że wylądowaliśmy na ziemi.

Jakoś nade mną znajomy głos jęknął.

Gaspar!

Otworzyłam gwałtownie oczy, by potem je szeroko otworzyć. Nie mogłam uwierzyć w to, co działo się przede mną. Wreszcie zrozumiałam dlaczego byłam obolała i czułam, jakby coś mnie wgniatało w podłoże. Gaspar zwyczajnie na mnie leżał. Jeśli już, to liczyłam, że znajdziemy się w diametralnie odwrotnej sytuacji.

- Zejdź ze mnie – jęknęłam próbując zrzucić mężczyznę, który kręcił głową, jak gdyby starając się obudzić. – Jesteś za ciężki! Gaspar! Zgniatasz mnie.

- Joy.

W moim imieniu zawarł całą pretensję, winę, jaką mnie obarczał i... rozbawienie? Tak, Gaspar był zdecydowanie rozbawiony sytuacją w jakiej się teraz znaleźliśmy. Widziałam to dokładnie w jego błękitnych oczach wpatrzonych we mnie. Ciężko byłoby nie zauważyć, kiedy dzieliły nas centymetry.

Westchnęłam.

Gaspar był niebezpiecznie przystojnym mężczyzną. Takim, w którym mogło się zakochać bez zauważenia, że właśnie się to zrobiło.

- Wiem – wykrztusiłam, próbując coś zrobić z tą sytuacją. Nie mogłam się w niego wpatrywać, inaczej wiedziałam, że stanie się coś głupiego. – Wiem, podoba ci się moje imię, prawda? Mnie też! Jest takie krótkie, ładne i zgrabne, zupełnie jak ja. Właśnie dlatego mój ojciec mi je nadał, licząc że tak przypodoba się babci. I udało się, w końcu strzelił w dziesiątkę. Obie jesteśmy...

- Naprawdę? – przerwał mi Gaspar, oblizując usta. – Ciekawe gdzie jesteś taka zgrabna – mruknął, staczając się ze mnie na bok z obrzydzeniem na twarzy, jakby to, co tam zobaczył wcale mu się nie podobało. – Dzięki twojej wspaniałej zgrabności wylądowaliśmy na Wysypisku, wiesz?

- Co? Och.

Rozejrzałam się po tych wszystkich odpadkach z grymasem niezadowolenia na twarzy. Praktycznie całą tą maź otaczała para lub też mgła mająca to zakamuflować. Były tu górki i dolinki, jakby coś przeszukiwało każde miejsce, tworząc je według własnego uznania.

Tak naprawdę to wszystko było mazią, taką zielonkawo-szarą z wystającymi z tego igiełkami. Nie miałam pojęcia, dlaczego ani skąd się one wzięły, ale praktycznie nie było miejsca, gdzie patyczków by nie było.

Prócz tego zdawały się być dziwnie... znajome.

Wstałam gwałtownie, zataczając się ku najbliższej strzale. Jeśli się nie myliłam – a było to wątpliwe – to właśnie były strzały. Co więcej te należące do mnie.

Wytarłam kijek o spodnie, szukając wygrawerowanego „J", które robiłam tuż przy lotkach. I znalazłam.

Z mocno bijącym sercem, rozejrzałam się dookoła. Było tu tyle strzał! Wszystkie marniały na Wysypisku, powoli wtapiając się w maź.

- Joy?

Ale jak mogłyby się tu znaleźć? Przecież strzelałam do ludzi i widziałam, że one w nich trafiały! To niemożliwe, żeby nagle znalazły się tu, bo zawsze trafiałam do celu, nigdy nie pudłując!

Tęczowy SokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz