22. Ustalenie bazy

39 13 0
                                    

Wszyscy zaczęliśmy szukać odpowiednio dużego miejsca ze spadem przynamniej z trzech stron. Takim, żeby przez specjalne okulary widzieć zakochanych. Co prawda technicy dalej zastanawiali się nad strzałami, które miały „popychać" ku sobie, ale na razie najważniejsze było miejsce. W końcu to zawsze od tego się zaczynało.

Ostatecznie padło na stary magazyn, który – po naszej tymczasowej pracy – przemienialiśmy w miejsce podobne do działu. Z tym, że nie było tam żadnych oddzielających nas ścian. Chcieliśmy móc między sobą rozmawiać, wymieniać się myślami i przede wszystkim nie zużywać papieru. Z tego powodu dokupiliśmy laptopy, biurka i stoliki. Tak, żeby móc przenieść komputer bez większych problemów, ustawiając go przed stoiskiem łuczników.

Właśnie wtedy wyszło, że potrzebujemy więcej kabli i gniazdek. Ale to również nie było problemem, kiedy wśród nas byli utalentowani technicy. Pomimo wiary w nich i ich umiejętności w duchu modliłam się, aby odwalili dobrą robotę. By nas nie rozsadziło.

Dopiero potem wymalowaliśmy cały magazyn w radosne, kolorowe barwy. Przez to czułam się, jak w... we wspaniałym miejscu pracy. Ale to też wtedy pojawił się pewien problem.

- Może będziemy też zajmować się dostarczaniem produktów?

- Albo wszystkiego? To nie powinien być problem ugadać się z ludźmi mieszkającymi w Dolinie.

- A potem stworzyć stronkę.

- O! Moglibyśmy też doradzać w sprawach miłosnych!

- Gdybyśmy połączyli też tę stronę ze stronami znajdującymi się na ziemi...

- Też moglibyśmy zarabiać!

Jak wiadomo co kilka głów to nie jedna.

W ten oto sposób wyszliśmy również z problemów zarobkowych. Co prawda wyglądało, że się napracujemy, jednak czułam, że będzie to sprawiać nam więcej radości. W dodatku nawet moim rodzicom się to spodobało – zwłaszcza pomysł z wykorzystaniem jedzenia i utworzeniem stronki z zamówieniami. W zasadzie to każdemu z Doliny spodobał się ten pomysł, bo zapowiadał dodatkowy zarobek. A nam więcej pieniędzy i pracy. Ale przynajmniej nie będzie to wyglądało tak, jak w Ministerstwie.

Zresztą było pewne, że prędzej czy później znajdą się chętni do pracy z nami. Przecież mogliśmy się rozrastać, przyjmując kolejnych pracowników.

Jak na razie szefem został Walenty. Głównie dlatego, że przez lata pracy miał najwięcej pieniędzy. Prócz tego – nie oszukujmy się – można śmiało powiedzieć, że był specem od miłości. Zresztą dzięki temu nie będzie wchodzić nam w drogę, robiąc to co lubił – gadać na ten temat, debatując, czy dając porady. A to wszystko siedząc w jednym miejscu.

To była najlepsza kombinacja na jaką przystaliśmy bez sprzeczek. Szczególnie, że nikt z nas nie miał aspiracji do stania się kimś więcej niż pracownikiem. No i nikt nie chciał zabierać tego honoru komuś, kto – było pewne – że nie będzie dobrze wykonywać swojej pracy.

- Widzę, że doskonale sobie radzicie – powiedział Wal przez telefon, kiedy do niego zadzwoniłam z tą propozycją.

- Oczywiście. Dalej pracujemy gdzieś indziej, bo jest wiele pracy nim otworzymy firmę, ale zapowiada się ciekawie.

- Bardzo! – Wal na chwilę urwał i powiedział coś do kogoś innego. – Postaram się przybyć za kilka dni.

- Mówisz to od czterech miesięcy – zauważyłam.

- Prawie czterech. Nie widzimy się od pięciu miesięcy i dwudziestu dni – poprawił mnie profesorskim tonem. – Tak czy inaczej zdobyłem paru pracowników gotowych do was przybyć. Prócz tego pare dobrego sprzętu i rzeczy, które mogą się przydać. Właściwie to już do was jadą. Zaraz będą wyjeżdżać.

Tęczowy SokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz