11. Tajna baza

45 15 4
                                    

Przygotowałam się na ból lub zgniecenie Gaspara, który przecież wleciał do otworu znacznie szybciej. Ale po upadku nic nie poczułam, prócz miękkiego podłoża.

- Joy?! Nic ci nie jest? – Gaspar przylgnął do mnie.

W ciemności widziałam jedynie zarys jego ciała, więc nie byłam pewna jaką robił właśnie minę. Niemniej cieszyłam się, że dzięki temu nie widzi mojej twarzy. A wiedziałam, że były na niej wyrzuty sumienia, ulga i radość, że dalej byliśmy razem. Chociaż nie powinnam się cieszyć. Nie wiedziałam przecież gdzie dokładnie trafiliśmy, ani jak się wydostać, o ile w ogóle będzie trzeba. Jeśli te tunele prowadziły w jakieś bliższe miejsce w pobliże Ministerstwa... Ale i tak mogło być niebezpiecznie.

- Nie, jestem cała – wymamrotałam ściskając jedną ręką dłoń Gaspara, zaś drugą strzały. – A ci?

- Nic.

Serce biło mi zaskakująco szybko, zapewne z powodu samego upadku. Nie mogło bić tak dlatego, że Gaspar był blisko mnie, czy dlatego, że w jego głosie wybrzmiewało zaniepokojenie, radość i ulga. To byłoby absurdalne!

- To dobrze.

Odetchnęłam, nie bardzo rozumiejąc z jakiego powodu Gaspar dalej się we mnie wpatrywał. Czułam, że jego wzrok skierowany jest w stronę mojej twarzy. Nie potrzebowałam widzieć, by to wiedzieć. Lata pracy i doświadczenia robiły swoje.

- To co teraz? – spytałam. Cisza, mężczyzna nawet nie raczył mi odpowiedzieć, decydując się dalej robić swoje. – Gaspar?

- Co? – zapytał z zaskoczeniem, jakby nie usłyszał mojego pytania.

- Pytam co teraz?

- Och...

Zamilkł jak zaklęty, ściskając moją dłoń. Tym razem odwrócił twarz w bok, przestając się tak napastliwie we mnie wpatrywać, co trochę mnie zaskoczyło. Naprawdę czasem chciałabym wiedzieć co siedzi w głowie tego typa. Tym bardziej, że nie mogłam zrozumieć co takiego się stało, że się tak zachowywał.

Moje palce zacisnęły się na dłoni Gaspara, całkowicie splatając z jego. Dopiero to wywołało we mnie falę zrozumienia. Zaczerwieniłam się, decydując nie puszczać, bo wtedy jedynie bardziej nas zawstydzę. Niemniej nie mogłam pojąć w jaki sposób do tego doprowadziłam. Bo to ja chwyciłam jego dłoń, złączając nas ze sobą, a potem nie rozumiałam zawstydzenia Gaspara.

Jasne, że musiał być w szoku! Jego wróg szczęśliwie, radośnie i bezczelnie chwycił go, jakbyśmy byli w związku, chociaż przecież on miał już swoją wybrankę. Jednak... nie mogłabym go puścić. Za bardzo bałam się zostać sama. We dwójkę mieliśmy większe szanse, niż osobno.

Nie chciałam też, żeby moja rodzina cierpiała. Gdybym tu umarła, babcia zamartwiałaby się i oskarżała. Z kolei mama...

- G-Gaspar?

- Myślę. Jakoś...

- To nie to – pokręciłam głową, przysuwając się bliżej. – Prawdę mówiąc... ta moja choroba bywa śmiertelna.

- Co?

Zaczęłam bawić się bluzą owijającą strzały. Z jakichś niewyjaśnionych powodów czułam, że muszę to powiedzieć. Bo wtedy istniała szansa, że obydwoje będziemy starać się bardziej wyjść z tego z życiem.

- Raz do roku choruję, a raz na kilka lat może mi się pogorszyć – wyszeptałam sprawdzając nogami miękkie, cieplutkie podłoże. – Jeśli piję za dużo lub nie odżywiam się dobrze, staje się to, co widziałeś. W dzieciństwie zachorowałam... tak normalnie, a zaraz potem dopadła mnie ta choroba. Wtedy też prawie umarłam – wzięłam głęboki wdech. – Mówię ci to, bo... ja nie mogę tu umrzeć. Nie chcę też żebyś ty umarł. Musimy stąd wyjść żywi, inaczej nasze rodziny będą cierpieć.

Tęczowy SokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz