18. Zebranie

56 16 2
                                    

Pewnego rodzaju winda wciągnęła nas na górę, oczywiście od razu po rozdzieleniu mnie z Gasparem. Dwaj mężczyźni otoczyli mnie, trzymając w pogotowiu broń, jakbym była jakimś strasznym zbrodniarzem albo kryminalistką. Z kolei Gaspar był otoczony „zatroskaną" opieką Danii. Kobieta chusteczką ścierała twarz mężczyzny, mówiąc coś o tym, że „mogła się zniszczyć". Mimo to on przyjmował to, jak gdyby było to najwspanialszą rzeczą pod słońcem. To sprawiło, że nawet nie narzekałam, przyjmując traktowanie mnie niczym jakiegoś szkodnika.

Mój wzrok skierował się w dół, ku Wysypisku. Nie wiedziałam gdzie konkretnie patrzeć, żeby mniej więcej namierzyć Dereka, ale liczyłam, że chłopak poradził sobie. Bardzo chciałam, by trafił do Doliny. Liczyłam też, że jego widok pomoże mi w zapomnieniu o swoich uczuciach do Gaspara i będę mogła ruszyć do przodu. Tym bardziej, że tyle trzeba było go nauczyć!

- Ugh, jak tu śmierdzi – rzuciła Dania, ewidentnie celując tą uwagą we mnie. – Mogliśmy ją zwyczajnie zostawić na dole.

- Mogłaś mnie zabić, jak już chciałaś coś decydować – parsknęłam. W zasadzie mogłam sobie na to pozwolić, skoro i tak miałam zostać wyrzucona. – Poza tym, nie tylko ja śmierdzę.

- Ty...!

- Masz na sobie zbyt dużo perfum, wiesz? Ty również śmierdzisz – pozwoliłam sobie na uśmieszek dalej wpatrując się w Wysypisko. – Ugh!

Poczułam kujący ból z boku. Po chwili zrozumiałam, że strażnicy wbijali mi palce w ramiona tak mocno, żeby mnie zabolało. Było to najpewniej po to, żebym się zamknęła. W końcu przyszła pani Minister nie mogła być źle traktowana.

- Joy!

- Nie przejmuj się nią – Dania zachichotała. – Pewnie udaje.

Zaciskając palce w pięści, uderzyłam obcasem najpierw jednego, potem drugiego z mężczyzn. To spowodowało, że mnie puścili jęcząc. Następnie wyciągnęłam dwa groty z kieszeni spodni. Na Wysypisku niektóre ze strzał były połamane, ale groty dalej się do czegoś nadawały, więc je zabierałam, próbując nie zasnąć podczas warty.

Kiedy nie możesz wygrać, użyj czegoś żeby się obronić. Bądź wtedy bezwzględna, bo tu chodzi o twoje życie, Joy.

Słowa brata wybrzmiały w moich uszach, gdy jednocześnie wbiłam groty w ramiona mężczyzn. Ci krzyknęli opadając na kolana. Wtedy to wyciągnęłam następne, mierząc wzrokiem śliczną, drobną kobietę otwierającą na mnie szeroko oczy. Miała rozpuszczone, długie, blond włosy i niebieskie oczy, w których pojawił się strach. Schowała się za Gasparem, wskazując mnie palcem.

- Jak śmiesz?!

- Jak śmiem co? Obronić się? Och, tak wyszło. A teraz... - mój morderczy wzrok padł na każdego znajdującego się w windzie. – Jeśli ktoś zrobi ruch w moją stronę, te groty wbiją się w wasze ciała. A mam ich całkiem sporo. Chyba nie muszę przy tym dodawać, że przesiąkły Wysypiskiem, nie?

Tak, powinnam się stąd wydostać. To nie było miejsce dla mnie. Ci ludzie cały czas pokazywali mi, że... jestem tu całkiem sama.

Spojrzałam na Gaspara pustym wzrokiem.

Tym razem byłam pewna, że muszę sobie i jego odpuścić.

Dla siebie samej.

**********

Moje serce waliło w piersi jeszcze długo po tym, jak ludzie matki odprowadzili Joy do jej pokoju. Mieli za zadanie zaprowadzić ja daleko ode mnie i Rady, która zaraz miała się rozpocząć. Tak, żeby nie mogła się bronić.

- Gaspar? Popsikałam cię perfumami – Dania uśmiechnęła się słodko. – Ładnie pachną?

Teraz nie zdawała się za grosz przejęta tym, co Joy zrobiła strażnikom. Zupełnie jakby już o niej zapomniała, albo miała zamiar to jakoś wykorzystać. W końcu były z matką dość do siebie podobne.

Tęczowy SokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz