Prolog

168 17 1
                                    

Pijana zatoczyłam się w stronę okna. Po drodze w mojej ręce znalazł się łuk. Miałam nawyk chwytania go, gdy myślałam o zabiciu tych przeklętych Walentynek. Ale jak mogłabym zabić święto? Chociaż... gdyby była taka możliwość to bym z niej skorzystała. Bardzo chętnie, bez zastanowienia.

- To wszystko przez ciebie – warknęłam przyglądając się magicznej strzale. – Gdyby nie ty, mnie by tu nie było.

Zakręciło mi się w głowie, ale mimo to stanęłam w odpowiedniej pozycji i wystrzeliłam pierwszą strzałę. Nie interesowało mnie w kogo trafi i kogo w ten sposób zauroczę inną osobą. Nie, miałam zamiar wystrzelić wszystkie strzały, tak aby jutrzejszą robotę mieć już z głowy. Tak na odwal się.

Chwyciłam butelkę wpatrując się w łuk z odrazą. Wcześniej tak bardzo uwielbiałam swoje zdolności. Ba! Byłam z nich dumna, a teraz? Teraz nienawidziłam ich całym sercem.

- Co za przeklęte Walentynki! Och?

Nogi się pode mną ugięły, ale chichocząc zdołałam chwycić się barierki i nie runąć na ziemię. Mamrocząc pod nosem, spojrzałam przed siebie. Widziałam pary, zakochanych głupców i wariatki- desperatki, takie wahające się przed obiektem westchnień. Nie wiedzieli oni, jak bardzo mylą się wierząc w to głupie święto. W tę całą magię Walentynek, bo też skąd by mieli? W ich głowach widniał jedynie pozór uformowany przez innych. Wyidealizowany świat.

- Ha... – zawiesiłam się na barierce przez utratę władzy w nogach. – Może tu pośpię? Ach! Strzały, gdzie moje przeklęte strzały? Wyrzućmy je! Wtedy będę mieć robotę z głowy, a ten bałwan się odczepi...

Oczy powoli zaczęły mi się zamykać, zaś butelka wyleciała przez butelkę kierowana jakąś tajemniczą siłą. Nim zasnęłam, poczułam jak moje bezwładne ciało zostało pochwycone.

- Znów się upiłaś – usłyszałam głos, jakby zza tafli wody. – To już trzeci raz w tym miesiącu.

Zachichotałam, czkając niemal od razu. Jakoś bardzo bawiła mnie ta sytuacja.

- Stróż... - wymamrotałam na oślep uderzając mojego pomocnika, który pojawiał się ilekroć wypiłam za dużo.

- Nie po twarzy. Eh... Do kogo ja w ogóle mówię. Jesteś całkiem pijana.

Przed twarzą zobaczyłam coś ciemnego, gdy moja głowa opadła na jego ramię. Jeśli oczy mnie nie zwodziły, był to kaptur. Mój Struż zawsze się ukrywał, jakby nie chciał żeby ktoś odkrył kim był.

- Strzały... - wybełkotałam.

- Zostają – rzucił mocno trzymając mnie w ramionach. – Nie zabieramy ich ze sobą.

- Ale...

- Śpij.

Moje oczy jak na rozkaz, bezwiednie się zamknęły po jego poleceniu.

A miałam tyle pytań!

Witajcie! Więc zacznijmy nowa przygodę tym razem trochę inna. Jest powiązana ze świętym Walentym. Mam nadzieję, że Wam się spodoba i wytrwacie z naszymi bohaterami. Prawdę mówiąc początkowo było to króciutkie opowiadanie, ale kiedy siadłam i zaczęłam pisać, jakoś tak się wydłużyło 🤭
Miłego dnia!

Tęczowy SokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz