Razem z Cassie wyszłyśmy poza Podniebne Ministerstwo z pewnym oddechem ulgi. Jakoś lżej nam było, że wreszcie uwolniłyśmy się od tego przeklętego miejsca, gdzie spotkało nas najwięcej krzywd. Zwłaszcza ostatnio. Lecz teraz miało się to zmienić, miałyśmy stać się całkiem wolne od Ministerstwa, zaczynając nowe życie. Z daleka od „tych" mężczyzn i tego miejsca.
- Wuj na pewno będzie czekać u wylotu z miasta – powiedziałam ruszając w lewo. – Jestem pewna, bo gdyby go dorwało Ministerstwo, byłby to jego koniec.
- Ma ciekawe hobby – rzuciła żartobliwie Cassie, ciągnąc za sobą swoje dwie walizki. – Ktoś jeszcze ma jakieś?
- Chyba nie – zachichotałam czując jak jaszczurka przytula się do mojej szyi. Czułam jak mnie wspiera na swój sposób. – Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.
- No cóż, ewentualnie się dowiemy – przyznała, kiwając głową, przez co jej białe włosy rozczochrały się. – Dobrze, że stać mnie będzie na kupno domku – dodałam, zmieniając temat. – To mnie wyjątkowo cieszy.
- Tam domki nie są drogie, więc się tym nie przejmuj. Pewnie i babcia, by cię wzięła do siebie, jeśli byłaby taka potrzeba.
- Myślisz?
- Pewnie! – zawołałam entuzjastycznie, próbując myśleć o innych rzeczach niż oddalanie się od Ministerstwa i Gaspara. Szczęśliwego Gaspara. – Może stroni od ludzi, ale jeśli dowie się, że jesteś moją przyjaciółką to od razu cię weźmie – zamyśliłam się, powoli kierując swoje kroki ku miejscu spotkań z wujem. – Zabrałabym cię do siebie, ale obiecałam już, że Derek będzie tam mieszkać, jako że ma dopiero piętnaście lat. No i wuj będzie spać u nas, więc...
- Daj spokój! Nie jestem przyzwyczajona, by być wśród tak dużej rodziny! Zresztą wolałabym kupić sobie jakiś mały domek. Taki niedaleko was, by móc wpadać w odwiedziny i zacząć normalnie pracować. Jeszcze nie wiem gdzie, ale to się z czasem załatwi.
Przytaknęłam, rozglądając się byleby wypatrzeć sylwetkę wuja. Powinien już tu gdzieś czekać na nas grzecznie w miejscu, w którym dałoby się go zauważyć. Szczególnie, że zawsze się podejrzanie ubierał i przez to nie dało się go zauważyć, albo dało aż za bardzo. Niemniej potrzebowałam znaleźć gościa, którego omijano szerokim łukiem. Problem w tym, że nigdzie nikogo takiego nie widziałam.
Zagryzłam wargę z niezadowoleniem. Już miałam sięgnąć po telefon, kiedy zauważyłam w uliczce podejrzanie wyglądające dwa osobniki. Ubrani byli w czarne kurty z dużymi kapturami, takimi zasłaniającymi twarze. Tyle mi wystarczyło, żeby podejrzewać, że jeden z nich niewątpliwie był moim wujem. Bo tylko on mógł załatwić coś tak tandetnego i rzucającego się w oczy w biały dzień. Nikt normalny nie ubrałby się w tak słoneczny i w miarę ciepły dzień w coś takiego. W dodatku wyglądając, jakby miało się wiele do ukrycia.
- Tam stoi – mruknęłam, podbródkiem wskazując wuja.
- To on? – zapytała Cassie, mrużąc oczy. – Ten w połyskującej czarnej kurtce?
- Tak – przytaknęłam z zażenowaniem. – To musi być on. Chodź. Lepiej nie zwlekać z przywitaniami, bo w końcu ktoś ich zobaczy i wtedy będą problemy. A musi nas stąd wywieźć.
- Ten drugi to praktykant? – spytała Cassie.
- Nie – zachichotałam, szturchając ją ramieniem. – Ten zawód nie wymaga żadnej praktyki. Szczególnie, że to stworzyłoby wujowi konkurencję, którą próbuje wygryźć.
- Racja.
Przyśpieszyłam, machając do zakapturzonych postaci. Nie wiedziałam kim była ta druga osoba, ale też mogłam to wyciągnąć z wuja później. Liczyłam jedynie na to żeby się stąd wydostać. Tak na dobre, żegnając śmieszne marzenia wraz z moimi uczuciami.
CZYTASZ
Tęczowy Sok
FantasíaCo się dzieje, kiedy ludzie są kontrolowani? Poniekąd odnajdują miłość i ich życie kieruje się w dobrą stronę. Jednak w miłości chodzi o coś więcej. Pokaże to pijany święty Walenty, używając w swoich praktykach tajemniczego Tęczowego Soku, a jego wi...