Blisko śmierci

573 42 39
                                    

Niebo stało się szare. Położyłam na ziemi kompas i zaczęłam się rozglądać. Nie zauważyłam nic dziwnego. Weszłam z powrotem do domu, by powiedzieć o tej dziwnej sytuacji przyjaciołom, ale ich tam nie było. Na fotelu siedział tylko mój dziadek. Przerażona poczułam łzy w oczach. Moja trauma siedziała przede mną. Wpatrywał się we mnie aż w końcu wstał. Był strasznie blady.

—Witaj Susanne. Tęskniłaś?
—Odejdź! Nie jesteś prawdziwy! — Krzyknęłam, jednak, nic to nie dało. Mężczyzna zaczął się śmiać.
—Myślisz, że krzykiem coś zdołasz? Chodź, do dzidka Mike'a. Pamiętasz jak się dobrze bawiliśmy.
—Nikt się dobrze nie bawił — mężczyzna zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość.
—Chętnie bym cię znowu zobaczył. Taką piękną.
—Proszę, zostaw mnie — wyszeptałam.
—Nie Susanne. Należy mi się coś. Zabiłaś mnie. Zawsze tego chciałaś. Popełniłaś morderstwo, a nawet nie zostałaś za to ukarana. Teraz ja to zrobię — przestraszona go odepchnęłam, przez co przybrał swoją prawdziwą postać.

To na pewno był 001. Wyglądał strasznie. Nie miał nosa, a za jego ciało posługiwały się te śliskie, obleśne pnącza. U jednej ręki miał strasznie duże palce, za to druga była normalna.
Podbiegłam do drzwi i je otworzyłam. Na dworze cały czas było ciemno. Biegłam przed siebie byleby zgubić tego potwora. Nie wiedziałam jak wydostać się z tego wszystkiego. Schowałam się za murkiem sąsiadów i zaczęłam myśleć. ,,Jak wydostać się z tej wizji...". Nagle znowu usłyszałam tykanie zegara i ten dziwny dźwięk.

—Nie uciekniesz przede mną Suse.

Spojrzałam przed siebie i ujrzałam czerwoną mgłę. Weszłam do środka, przez co pod butami poczułam coś lepkiego i śliskiego. Spojrzałam w dół i ujrzałam pnącza. Odskoczyłam od nich brzydząc się tego wszystko. Podbiegłam trochę dalej. Zauważyłam ten zegar, który widziałam niedawno w swojej wizji oraz... Fragmenty domu? Było to strasznie dziwne. Zaczęłam się cofać, będąc przerażona, tym wszystkim.
Poczułam za sobą coś dziwnego. Twardego i zarazem śliskiego. Spojrzałam w górę i ujrzałam tą dziewczynę. Tak jak mówił Eddie. Miała oczy wessane do środka, zaschniętą krew na policzkach, szczękę wykrzywioną, jak i resztę kości. Na przeciwko widniał jeszcze jeden chłopak, którym musiał być Fred.

—Podobają ci się Susanne?
—Czemu, to robisz? — zapytają płacząc.
—Chcesz do nich dołączyć? — ominął moja pytanie.

Zaczęłam uciekać, ale wtedy jakieś pnącze mnie chwyciło, przez co uderzyłam twarzą o ziemię. Zaczęło mnie ciągnąć, aż uderzyłam głową o coś twardego. Śliskie coś owinęło moje ręce oraz szyję. Zaczęłam się dusić, a z każdą próbą wzięcia oddechu, owijało się mocniej wokół mojej szyi. 001 podszedł do mnie bliżej i zaczął mi się przyglądać. Po moich policzkach płynęły łzy, a powietrza coraz bardziej barkowało.
Nagle usłyszałam znajomą mi piosenkę. Był to Elvis Presley śpiewający piosenkę ,,Can't Help Falling in Love". Przedemną pojawiła się dziura, która ukazywała prawdziwy świat. w okół mnie stał Steve, Eddie, Max, Robin, Dustin i Will. Płakali i łapali się za głowy nie wiedząc co ze mną zrobić. 001 popatrzył również na moich przyjaciół i zaśmiał się.

—Susanne, wstawaj kochanie — usłyszałam głos Steve'a.
—Susanne! — Krzyknął w moją stronę Eddie.
—Cholera! — przeklął Dustin.
—Nie pomogą ci Suse. — 001 obrócił się w moją stronę. — Nie bez powodu nie mówiłaś im prawdy. Twoje miejsce jest tutaj, ze mną.
—Nie jesteś prawdziwy — oznajmiłam resztkami sił.
—Ależ jestem, Susanne. Jestem.

001 przybliżył swoją rękę, z długimi palcami do mojej twarzy. Była na tyle blisko, że mogłam policzyć ile pnączy się w niej znajduje. Muzyka zaczęła mi przypominać wszystkie piękne chwile spędzone z moimi przyjaciółmi. Pierwszy pocałunek ze Stevem. Bitwa na bitą śmietanę w domu El. Nauka jazdy na desce z Max... Pierwsze halloween, które spędziłam z nimi. Pierwsze spotkanie ze Stevem i to jego całe zakłopotanie jak mnie zobaczył. Jego bezsensowne, ale zabawne popisywanie się przede mną, mimo że był w moim sercu od pierwszego spotkania. Wspinanie się na sam szczyt jakiejś góry, tylko po to żeby Dustin udowodnił nam, że ma dziewczynę. No i pierwsze spotkanie z Eddiem. Widok tych jego oczu, które sprawiły, że nogi mi miękły. Jego tatuaże, uśmiech, ręce... No i nasz pierwszy pocałunek.

Zebrałam się w sobie i jednym sprawnym ruchem uwolniłam się od pnączy. Chwyciłam za szyję 001 i wyrwałam jedno z tych gówien. Upadłam na ziemię, ale szybko się pozbierałam. Widziałam jak lewitowałam w powietrzu, a wszyscy zdenerwowani okrążyli mnie. Zaczęłam biec w stronę dziury, ale wetdy coś uderzyło obok mnie. Była to skała. Zaczęłam biec jeszcze szybciej, by żadna we mnie nie trafiła... Gdy byłam blisko przejścia ocknęła się i upadłam.

Pov Steve

Pięć minut wcześniej

Siedzieliśmy w ciszy. Susanne stała bez ruchu na trawniku i nic nie robiła. Wszyscy rozmyślali nad tym w jakim niebezpieczeństwie znajduje się dziewczyna. Zmartwiony wstałem z kanapy i ruszyłem w jej stronę. Dotknąłem jej ramienia, ale ona ani drgnęła. Zmarszczyłem brwi i stanąłem przed nią. Zamarłem. Nie widziałem jej pięknych brązowych oczu, w których zawsze są iskierki. Nie było ich w ogóle. Zacząłem nią potrząsać, ale to nic nie dało.

—Hej, Susanne! To nie jest śmieszne! Ludzie! — krzyknąłem, na co wszyscy zerwali się z kanapy. Jako pierwszy podbiegł Eddie. Chwycił dziewczynę za rękę i przeraził się natychmiastowo.
—Cholera jasna! Tak samo wyglądała Chrissy!
—Co robimy?! — krzyknął przerażony Will.
—Susanne, wstawaj kotek — szepnąłem
—Susanne! — wydarł się Eddie.
—Cholera! — przeklął Dustin.
—Muzyka!
—Eddie, to nie czas na muzyczne igraszki! Ona może umrzeć! — wrzasnął Henderson
—Steve, gdzie ona trzyma jakiś odtwarzacz na muzykę? — zapytał Munson.
—W szafce nocnej, zawsze obok niej jest jej ulubiona piosenka. Ale po cholerę ci to?!

Eddiego już nie było. Ruszył jak rakieta, do góry. Słyszałem jak rozwala wszystko wokoło, bo Susanne miała otwarte okno.

—Nie ma! — krzyknął przerażony.
—A pod poduszką?
—Jest!

Po chwili usłyszałem jak zbiega z powrotem na dół domu. Szybko wbiegł do ogrodu, włożył kasetę do odtwarzacza i założył słuchawki Suse. Stało się coś dziwnego. Zaczęła się unosić. Poczułem jak łzy spływają mi po policzku. Dotarło do mnie ile błędów popełniłem, jak łatwo ją mogę stracić, bez marnego słowa ,,przepraszam", które należy jej się, jak nikomu innemu, na tym świecie.

—To miało pomóc dziwaku! — krzyknąłem w stronę gitarzysty.
—Poczekaj — szepnął.

Zacząłem płakać jak i cała reszta. Znaczyliśmy na prawdę dużo dla siebie. Myślę, że gdyby, to był ktokolwiek z nas martwili byśmy się tak samo, ale tu chodzi o Susanne. O pieprzoną ideę tego świata. Chwyciłem się za głowę i pociągnąłem włosy.
Nagle, w ciągu jednej pieprzonej sekundy upadła na ziemię. Widziałem jak jej kostka wykręca się w nienaturalny sposób. Upadłem na kolana i szybko ją objąłem, całując w czubek głowy. Zaczęła wyć, jak i się trząść. Była blada jak ściana

—Hej, już jesteś z nami. Trzymam cię i nie zamierzam wypuścić.
—Moja stopa — jęknęła.
—Dustin — rzuciłem kluczyki od wozu w stronę chłopaka — otwórz auto! Zabiorę ją do szpitala.

Od Autorki (ważne info!):

•No to się porobiło... Na szczęście Susanne jest jeszcze z nami.

•Bardzo zastanawiam się ostatnio nad publikacją rozdziałów, gdyż aktywność jest na prawdę słaba. Macie jakieś pomysły jak to naprawić? Jeśli macie tik toka, jesteście na jakiś fanpage z Eddiem albo jakiś znajomych, którzy lubią Stranger Things to byłabym wdzięczna, gdybyście wspomnieli o moim fanfiction. Im większa aktywność, tym więcej rozdziałów <333

•Nie wiem czy zauważyliście, ale opublikowałam również opowiadanie o Josephie. Szukałam innych i wychodzi na to że jestem jedyna, która o nim pisze (mam na myśli polskiego wattpada). Zajrzyjcie koniecznie i napiszcie co myślicie.

Do zobaczenia w następnym rozdziale! ❤️

Wake Up!!! (please my love)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz