Zazdrość

516 32 33
                                    

—Oddycha — powiedziała z pewnością. Ukucnąłem i wziąłem głęboki wdech.

  Widziałem jak brunetka układała go w pozycję boczną, bezpieczną, czy jak to się tam nazywało. Steve zaczął kaszleć i pluć wodą. W myślach zacząłem dziękować bogu. Ujrzałem, że w okolicy jest cicho, a reszty ekipy nie ma tam, gdzie ich zostawiliśmy. Zmarszczyłem brwi. Chciałem wyciągnąć walkie-talkie, ale przypomniałem sobie, że wszystko zostało na łódce, do której nie wrócimy. Zacząłem się rozglądać. Obok nas znajdowała się chatka Ricka. Wstałem na równe nogi i wskazałem palcem na domek.

—Musimy tam iść.
—Ale on ledwo, co oddycha. — Robin wskazała na Steve'a.
—Pomogę mu. Musimy tam iść. Nie możemy zostać tutaj dłużej. — Kucnąłem przed szatanem i podałem mu rękę. Ten wstał. Zauważyłem, że ma ranę na brzuchu. — Daj, tą koszulę — wskazałem na okrycie Robin. Ta zdjęła je z siebie i mi je wręczyła. — To może boleć.
—Zrób to. — Steve podniósł ręce do góry. Owinąłem materiał wokół jego klatki piersiowej, dość ciasno by zatrzymać krwawienie. Zdjąłem z siebie kurtke i okryłem go.
—Idziemy.

  Przyłożyłem rękę Harringtona przez swój kark i zacząłem iść, na tyle szybko, na ile jego stan zdrowia pozwalał. Spojrzałem kątem oka na Susanne. Była bardzo przerażona. Najchętniej puściłbym tego skurwysyna i ją przytulił z całych sił, ale nie mogłem. Zauważyłem, że zaczyna coś szeptać z Robin. Widziałem mały uśmieszek na jej ustach. Szły dość daleko od nas.

—Dzięki — usłyszałem niski głos, z prawej strony.
—Nie ma za co — sapnąłem.
—Nie, serio. Myślałem, że mnie nie lubisz i najchętniej zostawisz na pewną śmierć. A tu proszę.
—Bo cię nie lubię — spojrzał na mnie zaskoczony. — Co nie oznacza, że nie będę cię ratował.
—Co ja ci zrobiłem? — zapytał.
—Nic. Jestem zazdrosny. To tyle. Jedna z moich największych wad — uśmiechnąłem się smutno.
—Czego ty mi zazdrościsz? — westchnąłem.
—Hendersona. Niby mnie lubi i jest zajebisty, ale to o tobie cały czas gada. Mówi jaki to fajny jesteś. To wkurwia.
—Ostatnio się trochę kłócimy. No ale o co jeszcze jesteś zazdrosny?
—O Suanne — palnąłem i wstrzymałem powietrze. To jest właśnie, to czego nie powinienem mu mówić.
—Jak, to o Susanne?
—Normalnie. Podoba mi się. Jest urocza, zabawna... Za dużo by wymieniać. Sam wiesz. Ale, to ciebie kocha — powiedziałem powstrzymując łzy. — Widziałem jak się o ciebie troszczyła, jak patrzyła gdy się rozbierałeś i jak ją dzisiaj pocałowałeś... To twoja druga połówka. — Steve się zaśmiał. Chciał coś powiedzieć, ale mu nie dałem dość do słowa.

  Gdy zatrzymaliśmy się przy domu Ricka podniosłem jedną z doniczek i chwyciłem klucz. Chwilę siłowałem się z tym by przekluczyć zamek, bo dom jest dość stary i nieużywany, od czasu gdy jego właściciel siedzi w więzieniu, za handel dragami. Puściłem wszystkich przodem. Trudno patrzyło mi się na Susanne, która niedawno uprawiała ze mną seks, a chwilę temu, całowała się ze Stevem i się na niego patrzyła, jak na greckiego boga. Harrington padł na kanapę, Robin na fotel, a Suse uciekła na balkon. Podałem wszystkim po szklance wody, po czym ruszyłem z dwoma kubkami na balkon. Zamknąłem za sobą drzwi, by nikt nas nie podsłuchiwał. Wręczyłem jej szklankę, na co ona podziękowała i uśmiechnęła się. Oparła się o poręcz balkonu i wpatrywała się w gwiazdy. Chciałem jakoś zacząć rozmowę, ale nie umiałem. To było za trudne. Nienawidziłem rozmawiać o uczuciach.

—O czym gadałeś ze Stevem? — zapytała pierwsza, a mnie zatkało. Wziąłem łyka wody. Poczułem jak przepływa przez przełyk, orzeźwiając go.
—Nie możesz tego robić — powiedziałem wpatrując się w swoje buty.
—Słucham?
—Najpierw robisz mi nadzieję, a potem całujesz się z tym dupkiem i się patrzysz na niego jak na greckiego boga. O chuj ci chodzi? Chciałaś załatać rany po rozstaniu i się mną zabawić? — spojrzałem na nią. Czułem jak do oczu napływają mi łzy.
—Jak możesz tak mówić?
—Taka jest rzeczywistość.
—Nie, Eddie. Rzeczywistość jest taka, że się w tobie zakochałam — powiedziała przez łzy.
—Nie kochasz mnie — odpowiedziałem.
—Czemu, to robisz? Czemu wmawiasz sobie coś, co nie jest prawdą? — po moim policzku spłynęła łza. — Kocham cię — wyszeptała. Widziałem jak jej oczy stają się przekrwione od łez.
—Kochasz Steve'a.
—Przestań wmawiać sobie kłamstwa i zacznij mnie słuchać — podeszła do mnie na niebezpieczną odległość. Widziałem każdą jej łzę. Wiedziałem, że to przeze mnie. — Kocham cię, Edwardzie Munsonie — wyszeptała. — Ufam ci jak nikomu innemu. Jestem nawet w stanie, powiedzieć ci co jest moją traumą, na dowód tego, że naprawdę cię kocham i chcę być twoja. Tylko twoja. A to ze Stevem? Odepchnęłam go natychmiast gdy mnie pocałował. Jest o ciebie zazdrosny. Nie chce, go mieć przy sobie. Chcę mieć ciebie. Chcę widzieć każdą twoją łzę, każdy twój uśmiech, każdą z możliwych emocji. Chcę być przy tobie w tych trudnych jak i łatwych momentach — chwyciła mnie za dłoń, a drugą ręką przetarła moje łzy.
—Ja chyba nie umiem być kochany — wyszeptałem.
—To cię nauczę — powiedziała pewnie. Spojrzałem na nią i mimowolnie się uśmiechnąłem. —Też cię kocham, Susanne Smith — przyznałem.
—Głupek — sapnęłam. Stanęła na palcach i musnęła poje wargi. Chwyciłem ją w talii i przyciągnąłem do siebie.
—Przepraszam, że wam przerywam tę scenkę miłości — usłyszałem głos Robin — ale po pierwsze Steve się coraz gorzej czuje, po drugie całą resztę przesłuchuje policja, a po trzecie musimy spierdalać, bo jest tu grupka koszykarzy.
—Ja pierdole, dlaczego wszyscy nam zawsze przeszkadzają? — szepnąłem i podbiegłem do Harringtona. Był blady jak ściana. Spojrzałem na ,,opaskę uciskową", która była cała zakrwawiona. — Robin bierz kluczyki, są na blacie w kuchni. Módlcie się, żebym was przewiózł cało w jakieś bezpieczne miejsce.

Wake Up!!! (please my love)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz