Epilog

286 30 19
                                    

Rok później

Eddie Munson kierował się ku cmentarzowi. Został uniewinniony, dzięki genialnemu adwokatowi, którym był nowy chłopak, babci Susanne. Generalnie przeszedł na emeryturę, jednak dla niego zrobił wyjątek. Pracował strasznie długo nad uniewinnieniem chłopaka, jednak wszystko poszło zgodnie z planem.

Przebywał na cmentarzu praktycznie codziennie po kilka godzin. Z nikim się nie widywał i postanowił zakończyć chodzenie do liceum. Wszystko straciło sens, po śmierci jego ukochanej. Próbował ją ratować, jednak wiedział, że to co jej się stało, było po drugiej stronie. Nastka mu powiedziała, że Susanne, się zabiła strzelając sobie w głowę. Nie był w stanie uwierzyć, że jego dziewczyna ny to zrobiła. Pomimo swoich obietnic, które mu złożył. Chociaż z drugiej strony, jednak miało to sens. Vecna nie mógł jej zabić, gdyż wtedy doszło by do końca świata, a tak się nie stało. Wszystkie przejścia się zniknęły. Sprawdzali każdy możliwy zakątek Hawkins. Wszystko jakby się rozpłynęło. Jakby, to wszystko było tylko głupim snem.

Przyjaciele, zanieśli ciało Susanne, do jej pokoju. Położyli ją na łóżku, po czym rozsypali masę tabletek wokół niego. Chcieli, by wszystko było w jakiś sposób naturalne, w końcu, jak by wytłumaczyli wszystkim te zdarzenia?

Usiadł przy grobie z napisem ,,Suzanne Smith, urodzona: 2.08.1969r. , zmarła: 16.08.186r. Byłaś naszym słońcem". Eddie zawsze uważał, że zdanie ,,Byłaś naszym słońcem", jest potworne. Było tyle dobrych określeń, jednak nie miał siły się kłócić, ze wszystkimi.

—Hej — zaczął mówić, do grobu. — Wiesz, że dzisiaj mija rok od twojej śmierci? — zaśmiał się nie wierząc w swoje słowa. Bawił się swoimi sygnetami, nie mogąc spojrzeć na zdjęcie ukochanej na nagrobku. — Przychodzę tutaj od pieprzonego roku, mając nadzieję, że coś tym zmienie. Moja nadzieja jest jednak głupia. Nie wiem nawet czy mnie słyszysz, w końcu skąd mam wiedzieć, czy życie pozagrobowe istnieje? Przekonamy się gdy sam umrę. Nie mówiłem ci, ale chciałem już dawno do ciebie dołączyć. Miałem wiele prób — mówił, a z jego oczu kapały słone łzy. — Nawet nie wiesz jak cholernie tęsknie. Z resztą nie tylko ja. Wszyscy jesteśmy pogrążeni w żałobie. Starają się mnie pocieszać, jednak to nie ma sensu. Nie zmienią tego, że chcę cię przytulić, pocałować, czy po prostu powiedzieć marne kocham cię. Cały czas myślę o tym jakby mogło wyglądać nasze życie gdyby nie twoja śmierć. Nie mogę sobie wybaczyć tego, że cię nie wybroniłem... Czuje się winny, że nie dotrzymałem danego ci słowa, jednak sama tego nie zrobiłaś. Nie obudziłaś się, mimo iż mi obiecałaś to. Mówiłaś jaki, to świetny plan, ale jak zwykle miałem rację, a mnie nikt nie słuchał.
Wiesz, czasami sobie leżę i myślę o naszej przyszłości, z małym kaszojadem. Miałby długie włosy, jak ja, urodę po tobie, i sylwetkę po mnie. oczywiście byłby chłopcem. Nauczyłbym go grać na gitarze, być dobrym mężczyzną i by spełniał marzenia, nie odnośnie tego co stanie mu na drodzę. Miałby dobry gust muzyczny, bo oboje go mamy, a wiesz... Genów nie oszukasz — zaśmiał się sam do siebie. — Niedługo stuknie mi dwadzieścia jeden lat, a ja dalej siedzę w tym wypizdowie. Przeszedłem tu jednak nie po to by po raz kolejny powiedzieć ci jak bardzo za tobą tęsknie, tylko po to by powiedzieć, że wyjeżdżam. James zaproponował mi grę w zespole. Po prawie czterech miesiącach zastanawiania się, przyjąłem propozycję. Głównie dzięki Stevenowi i Robin. Bardzo mnie we wszystkim wspierają. Uwierzysz? Harrington mnie wspiera. Zapisałem sobie w pamiętniczku, bo nie wiem kiedy zdarzy mi się takie coś. Jutro wylatuję, do LA, będę mieszkał z James, dopóki się nie ustatkuję. Wreszcie będę sławny... Dasz wiarę? Nawet nie wiesz, jak żałuję, że nie będzie cię w tym nowym życiu. — Eddie usłyszłam trąbienie. Spojrzał na ulicę i ujrzał auto Harringtona. Uśmiechnął się smutno. — Idę, bo Steve przyjechał. Musimy mnie spakować i tak dalej. Nie będę tutaj przychodził tak często, ale postaram się być co roku. — Brunet pochylił się nad grobem, po czym złożył na nim pocałunek. — Tęsknie za tobą, tak cholernie. Pamiętaj o tym dobrze?

Popatrzył na grób ostatni raz, po czym ruszył do auta przyjaciela. Otarł swoje łzy, które miał nadzieję, spływają ostatni raz. Steve, go poklepał po ramieniu, na pocieszenie. W głowie Eddiego roiło się od myśli, które go obwiniały. Myślał, że zostawia ją, jednak tak nie było. To ona zostawiła jego już rok temu. Uśmiechnął się smutno. Wybrał jedną z kaset, które były w aucie szatyna, po czym włączył jedną z nich. Czuł, że zaczyna nowe życie. Że zaczyna od początku.

—Osiemdziesiąty siódmy, baby — sapnął do siebie.

The End

Wake Up!!! (please my love)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz