Mimo jasnych rozkazów, nikt nie pałał szczególnym entuzjazmem na myśl o zejściu na planetę – tym bardziej, że w ciągu kilku następnych dni miało się tam rozpętać prawdziwe piekło. Nie ma co ukrywać – nie jest kolorowo. Jakby coś poszło nie tak, zostaliby pogrzebani żywcem...
I jeszcze to tajemnicze zniknięcie Caelusa-1... Gorzej być już chyba nie mogło. Niestety, Drayton wydał rozkaz, a rozkazów się słucha. Gdy więc nastał odpowiedni czas, cała wyznaczona ekipa wkroczyła na pokład specjalnego lądownika, który zadokowany był do ISR Trinity.
Jeszcze też przed samym wejściem na lądownik odbyła się bardzo krótka odprawa – okazało się, że każdy musiał założyć specjalny kombinezon. Nie było tu jednak mowy o jakichś ciężkich skafandrach kosmicznych – jak poprzednim razem – ale całkiem prostych i wygodnych, jako że ich jedyną funkcją było zapewnienie przetrwania w zaskakująco przyjaznej atmosferze Keplera-616B. Co więcej, owe skafandry miały na wyposażeniu specjalne maski tlenowe – to prawda, atmosfera tego obcego globu była zbliżona do tej ziemskiej, lecz nieco się różniła w swoim składzie – dlatego potrzebny był specjalny filtr. Dzięki temu wynalazkowi nie trzeba było targać ze sobą ciężkich i nieporęcznych butli z tlenem.
Wśród zebranych był tu także doktor Cornelius, który cały czas kwapił się do zejścia na planetę – aż dziwne, że ktoś taki osobiście zdecydował się na takie ryzyko... Tuż po włożeniu kombinezonów, w zamkniętym gronie swoich kolegów po fachu omawiał jakieś sprawy, których przypominająca bełkot tematyka była kompletnie niezrozumiała dla osób niewtajemniczonych. Ponadto oddział Marcello uległ pewnej zmianie – William, Francesco i Gaius jako fachowcy w swojej dziedzinie zostali oddelegowani na Judicatora, by zadbać o przywrócenie statku do stanu używalności. Dlatego do drużyny przydzielonych zostało trzech nowych żołnierzy w zastępstwie. Pierwszy z nich to młody żółtodziób o imieniu Fergus i trudno było cokolwiek o nim powiedzieć – zdawał się być wyjątkowo nieśmiały i nawet nie próbował nawiązać jakiejś nici porozumienia z resztą. Tymczasem Marco i Attius jakby w kontraście do niego nie przestawali się odzywać – był to rodzaj najlepszych przyjaciół pod słońcem i pewnych siebie śmieszków, którzy bez wątpienia stanowili największych cwaniaczków na całym pokładzie. Kto wie, gdyby nie żelazna dyscyplina Imperium, pewno zaczęliby stroić sobie żarty z biednego Fergusa.
W końcu nadszedł ten czas – lądownik wystartował, odczepiając się od Trinity. Silniki natychmiast zaczęły pracować, inaugurując w ten sposób długotrwałą procedurę wytracania prędkości orbitalnej. W pewnym momencie czarny widok kosmicznej pustki zza iluminatorów zaczął stopniowo zmieniać barwę na krwisto-czerwoną, a w pewnym momencie nawet białą –sygnalizując wejście w plazmowy obłok. Był to najbardziej straszliwy odcinek lotu. Iście piekielny świergot z zewnątrz w połączeniu z ostrymi turbulencjami i skrzypieniem stali potrafił przyprawić o zimne dreszcze. Można było wręcz odnieść wrażenie, jakby cały statek rozpadał się w drobny mak. Na szczęście, horror ten zakończył się po kilku minutach, gdy ogniste języki błyskawicznie ustąpiły. Lądownik przez resztę drogi leniwie opadał przez błękit chmurzystych niebios, które do bólu przypominały te ziemskie. Wreszcie otwarły się spadochrony – na tym etapie ruch stał się niemal niewyczuwalny i można było ze spokojem podziwiając bezkresną panoramę złocistych stepów.
W pewnym momencie lądownik delikatnie zatrzymał się na niewielkiej równince, zaraz nieopodal opuszczonego posterunku Caelus-1.
Nim jednak ciężka rampa żelaznej puszki zaczęła się otwierać, nakazano wszystkim upewnić się, że maski są na swoim miejscu i działają. Następnie – gdy każdy potwierdził swoją gotowość – drzwi zostały otwarte.
Nie było już odwrotu.
Intensywny blask bieli z zewnątrz całkowicie oślepił Septimusa, gdy tylko ten spojrzał przed siebie. Dopiero po chwili, jego oczy przyzwyczaiły się do tej porażającej jasności, dostrzegł rozciągający się przed nim krajobraz − teraz już bezpośrednio, a nie przez grube, naszpikowane filtrami okna lądownika. Teren wokół przypominał martwą pustynię, pozbawioną wszelkich oznak życia – praktycznie przez cały widnokrąg rozciągały się piaszczyste, jednostajne wydmy, jedynie od czasu do czasu rozdzielane przez zagubione głazy, które samotnie wystawały z ziemi.
![](https://img.wattpad.com/cover/36863368-288-k468910.jpg)
CZYTASZ
Milczenie ✔️
Science FictionKosmiczna ekspedycja dociera na orbitę odległej planety, by ustalić przyczynę zniknięcia poprzedniej misji. Wkrótce jednak przebudzone zostaje coś, co zmusi każdego do podróży w głąb siebie i zmierzenia się z najgorszą bestią - własną przeszłością. ...