Stagium 19

995 127 43
                                    

Dni mijały powoli, spędzane na monotonnych czynnościach i w obawie o swoje własne życie. Każdy zadawał sobie pytanie, kiedy wyjdzie na powierzchnię planety... I czy kiedykolwiek wyjdzie. W końcu nic jeszcze nie było wiadomo... Trwająca na powierzchni gigantyczna burza piaskowa mogła równie dobrze potrwać jeszcze kilka długich tygodni, prawda? Z pewnością już zasypała całą bazę kilkunastometrową warstwą piasku, więc nawet nie wiadomo, czy uda się przekopać na powierzchnię.

A nawet jakby − to co dalej? Jeśli chcą przeżyć, musieliby znaleźć się na Trinity, a przecież ich wahadłowiec został porwany przez huragan. Nie było drugiego... to dosyć spore niedopatrzenie.

Kto mógł dopuścić do tego, by na ISR Trinity nie istniał zapasowy prom?! − Septimus zmarszczył brwi. − Przecież to odległa, bardzo ważna wyprawa... to wręcz niewybaczalne, by przez przypadek pominięto tak istotną kwestie.

To rzuca pewnego rodzaju cień podejrzenia na sprawę − może to nie przypadek? Może ktoś od samego początku próbował zniszczyć załogę Caelus-2? Tylko pytanie, kto? I w jakim celu...?

Co prawda wojna się już skończyła, ale na świecie pozostało wielu Eolian, którzy tylko czekają, by zadać krwawy cios wygranej stronie. Ukrywają się w cieniu i atakują, gdy nadarzy się specjalna okazja. Zupełnie jak jaszczury na Requiem...

To być może zbyt śmiałe rozważania i szukanie dziury w całym, jednak fakty są faktami − promu nie ma, a załoga utknęła na tej planecie.

Poza tym istnieje jeszcze jedno zagrożenie. A mianowicie to, co unicestwiło doszczętnie poprzednią ekspedycję, czyli dziwnego rodzaju zaburzenia psychiczne, które zostały określone jako Syndrom Hiperaktywności Mózgowej. Nikt nie ma pojęcie, czym jest i na jakiej zasadzie doprowadza do szaleństwa. Nie ma nawet żadnego lekarstwa. Dlatego, jeśli pobędą tu dłużej − mogą zostać dotknięci tym czymś... a wtedy pozostaje tylko modlitwa.

Wszystko jest niepewne, prócz jednej rzeczy − ekipa Caelus-2 ma przegwizdane. Wszystko, co mogło pójść źle − poszło i nikt nie ma wpływu na to, co się dzieje. Można jedynie czekać z nadzieją na rychły koniec piaskowej burzy i udane nawiązanie kontaktu z kapitanem Draytonem na orbicie.

Septimus cały czas miał zły nastrój. Wciąż pamiętał te... wizję sprzed trzech dni, gdy w cieniu, na kilka sekund, ujrzał krucze ślepia. Czarny jak śmierć ptak przeszywał go wzrokiem, a potem najzwyklej w świecie wyparował, ot zniknął. Był zapewne tylko halucynacją, lecz strasznie niepokojącą. Zapewne to tylko efekt kiepskiego stanu z powodu niedawnej utraty przytomności i niedającego spokoju bólu głowy, no ale bez względu na to, co było przyczyną, wzbudziło w naszym bohaterze uczucie lęku. A potem... zaczęły powracać wspomnienia.

Powoli, stopniowo... te najbardziej bolesne. Te, których nie chciał pamiętać. Miał już kilka przebłysków, lecz jeszcze zachował trochę siły woli, więc udało mu się powstrzymać napływ tych przerażających wspomnień − i miejmy nadzieję, że nie powrócą. To by go zniszczyło... znów trudno byłoby mu się pozbierać.

Koszmary. To kolejny element, który od tamtego dnia go prześladuje i jest powodem marnego samopoczucia. Co noc śnią mu się złe rzeczy, przez co budzi się kilka razy w trakcie nocy. I jeszcze ta głowa... to musi być powód niewyspania. Często odczuwa nieprzyjemny, natrętny ból głowy, co dodatkowo sprawiało, że łatwo go było zdenerwować.

Zresztą wygląda na to, że nie tylko jego prześladuje ból głowy − ostatnio Sybilla też się na to skarżyła. Oby na Trinity były jakieś dobre lekarstwa, które złagodzą dokuczliwy ból.

Mimo fatalnej sytuacji − nikt nie tracił nadziei. To ostatnie, czego im brakowało: rozpacz, że już nigdy się nie wydostaną. Zapanowałby chaos i beznadzieja, które z pewnością sprawiłyby, że faktycznie nigdy by się stąd nie wydostali. Nadzieja jest ważna dla każdego człowieka, zawsze i wszędzie. Czasem właśnie bywa tak, że z powodu jej braku coś się nie udaje.

Jak już było wcześniej wspomniane, dni mijały spokojnie i powoli... nie działo się nic strasznego, jednak mimo to każdy się bał, że coś pójdzie nie tak. Dopiero piątego dnia, z rana nadeszła zmiana tego stanu rzeczy.

Godzina siódma czasu lokalnego − Marcello drzemał przed ekranem komputera po długiej nocy przeglądania zapisków poprzedniej załogi. Zapewne zasnął w trakcie pracy, wyczerpany do cna. Nikt nie chciał go budzić, by nakłonić, żeby poszedł do prowizorycznego łóżka z maty − ciężko pracował i sen mu się z całą pewnością należał.

O wspomnianej wyżej godzinie zaczął się przebudzać. Wciąż jeszcze nie ogarniał, co się koło niego dzieje: po prostu leżał... a właściwie siedział, ale nie robiło mu to teraz różnicy. Do jego uszu dochodziły dziwne szumy... w sumie nic dziwnego. I jakiś szelest... a właściwie czyiś głos. Czy to wciąż sen...?

Dopiero później dotarło do niego to, co słyszał. Stanął na równe nogi, wysłuchując ponownie dobiegającego głosu. Dobrze mu znanego.

− ...Powtarzam: mówi kapitan Drayton z ISR Trinity. Czy mnie słyszycie? Odbiór.

Marcello wciąż stał oszołomiony jeszcze przez kilka chwil, po czym od razu wcisnął odpowiedni przycisk i odpowiedział:

ISR Trinity, tutaj Marcello! − powiedział szybko. − Tak, słyszymy was, jesteśmy cali!

− Całe szczęście pułkowniku... martwiliśmy się o waszą załogę, cieszę się, że żyjecie... − odparł Drayton, trochę bardziej przyjacielskim głosem, jednak później kontynuował zwyczajnym dla siebie tonem: − Mam dobrą informacje. Burza tej nocy ustała, na powierzchni już nic wam nie grozi.

Marcello wyraźnie ucieszył się na tą informację.

− Świetnie! − odezwał się podekscytowany. − W końcu jakaś dobra informacja, nie mieliśmy już takiej od dłuższego czasu. − W końcu jednak jego ekscytacja minęła, bo przypomniał mu się jeden, mały szczegół, który był jednocześnie tak cholernie ważny... − Ale w sumie to nic nie zmienia. Nie wyjdziemy, bo jesteśmy zasypani potężną warstwą piasku, prawda? A nawet jeśli, to straciliśmy wahadłowiec. Nie mamy innego, utknęliśmy tu.

− Myślę, że mogę coś na to zaradzić − rzekł Drayton z błyskiem w oku. − Otóż przejrzeliśmy zapiski, jakie zostawiła nam załoga Judicatora. Teraz nie ma czasu o tym mówić, ale mamy wam naprawdę wiele do powiedzenia. W każdym razie... wiem, jak możecie się stamtąd wydostać.

Ostatnie zdanie Draytona brzmiało dla Marcello jak wybawienie. I najwyraźniej nie tylko dla niego − odgłosy szczęścia zabrzmiały także za nim, z ust tych, którzy zebrali się wokół komputera, gdy tylko usłyszeli transmisję od Draytona.

− Uff... nie do uwierzenia! − odparł błogo pułkownik.

− A teraz słuchaj mnie, bo to ważne − spoważniał, po czym tłumaczył: − W waszej bazie, na poziomie trzecim ukryte jest tajne przejście do hangaru. Nie pytaj, dlaczego jest tajne, zapewne dowiecie się po drodze. To dosyć mocne, nie rzucające się w oczy dwuskrzydłowe drzwi, które zablokowane są hasłem. A hasło to "SPass743". Z jego pomocą dostaniecie się do długiego tunelu, który prowadzi do sekretnego hangaru w jednym z klifów. Tam znajduje się awaryjny wahadłowiec. Powinien być sprawny i jeśli uda wam się go odpalić, bez problemu dostaniecie się na Trinity. Zrozumiałeś, pułkowniku Marcello?

Wahadłowiec! Tak... wybawienie!

− Tak jest! − powiedział z entuzjazmem. − Jeszcze dzisiaj się tam zjawimy!

− Mam nadzieję. Powodzenia, pułkowniku.

Połączenie zostało zakończone. Takiej dobrej informacji nikt się chyba nie spodziewał. Czy to nie cud, że znaleziono wahadłowiec? W końcu opuszczą tę przeklętą planetę i wrócą na Trinity... A potem raz na zawsze opuszczą ten układ planetarny.

Ale... To wszystko brzmi tak wspaniale. Tak pięknie... czy to możliwe, że to aż takie proste? Tylko tyle?

Doświadczenie podpowiadało mu, że nie. I miał rację, choć nikt o tym nie wiedział − za niedługo wszyscy przekonają się, jak bardzo byli w błędzie. To jeszcze to nie koniec tego koszmaru...

To dopiero jego początek.

Milczenie ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz