Stagium 38

1K 111 81
                                    

Drzwi do hangaru powinny być już na końcu tego korytarza. Za tymi szerokimi, mechanicznymi drzwiami. Jeszcze tylko trochę...

Septimus pewnie kroczył przed siebie. Tak niewiele go dzieliło od jedynej drogi ucieczki z tego szalonego miejsca. Tak niewiele... Już za tymi drzwiami krył się wahadłowiec, którym wraz z Sybillą ucieknie. Zamieszkają gdzieś wspólnie i ułożą sobie na spokojnie życie, a to, co przeżyli przejdzie już tylko do przeszłości.

Tak niewiele dzieliło go od tych planów... A wciąż nawet nie widział, czy wszystko się uda. Nawet nie wie, czy znajdzie Sybillę. Tak naprawdę w głębi ducha wierzył, że zastanie ją właśnie w hangarze. Nie wiedział dlaczego, ale w to wierzył − to było ostatnie, co mu zostało.

W końcu stanął przed tymi metalowymi drzwiami, które prowadziły prosto do hangaru. Pomyślał, że nie ma czasu do stracenia, więc już chciał je otworzyć, gdy nagle... usłyszał coś.

Kroki. Nierówne, kulejące.

Odbezpieczył pistolet i obejrzał się do tyłu. Zobaczył znajomą sylwetkę wyłaniającą się z cienia.

− Septimusie! − zawołał William, zbliżając się do naszego bohatera.

Niesamowite...

− Will? − zdziwił się, jednak nie opuszczał broni. − Myślałem, że nie żyjesz...

− I słusznie myślałeś − wymamrotał, tym razem w jego głosie wyraźnie słychać było cierpienie. − To, co się ze mną dzieje...

Gdy William wkroczył w zieloną poświatę światła awaryjnego, Septimus ujrzał go już w całości. Przeraził się. Twarz Williama była w przerażającym stanie − pokryta licznymi sińcami i zakrwawiona. Najgorsze jednak było to, że w miejscu lewego oka miał brzydką, sączącą krew ranę. Cokolwiek pozbawiło go gałki ocznej, musiało być naprawdę przerażające. O ile nie wydłubał go sobie sam.

Drugie oko, mimo że wciąż było na swoim miejscu, nie prezentowało się najlepiej. Poza licznymi przekrwawieniami Septimus zauważył zmieniony, nienaturalny kolor tęczówki, co jednoznacznie wskazywało na to, że Willa również dotknął Syndrom.

Oczywiście cały jego mundur poplamiony był krwią i miejscami potargany. Prawy rękaw został natomiast całkowicie wyrwany, a na poranionym ramieniu widniał zaczerwieniony bandaż.

William musiał przeżyć naprawdę wiele, nim w końcu dotarł do tego miejsca. Zapewne zmierzył się zarówno z zastępem szaleńców, oddziałami żołnierzy, jak i własną psychiką.

− Co tu robisz? − zapytał Septimus, powoli opuszczając broń i chowając ją do futerału. Wciąż był jednak gotowy, że Will może okazać się niebezpieczny.

− A jak, do cholery, myślisz? Próbuję przeżyć, uciec stąd w pizdu! − oznajmił, kulawo podchodząc bliżej. − Uff, całe szczęście, że cię znalazłem... Matko, takie rzeczy tu się działy...

− Wiem, wiem... − odparł Septimus. − Załoga zwariowała, a żołnierze chcą wszystkich zabić. Właściwie jak to się stało, że tu jesteś? Nie byłeś z resztą wojskowych?

William stęknął z bólu.

− Nie. Ja jako jeden z pierwszych ześwirowałem... Ten okropny ból głowy, Syndrom i w ogóle. Nawet nie wiesz, jakie potworne rzeczy widziałem. Te wszystkie halucynacje... Najgorsze było to, że to mnie zmuszało... bym sam się okaleczył. Chciało mnie zabić.

− Tak... Wiem, jak to jest − powiedział Septimus, klepiąc Willa po ramieniu. − Miałem podobnie. Czyli... uciekłeś, czy jak?

− Tak, po prostu nie mogłem wytrzymać... to za bardzo bolało. Poza tym nie chciałem nikogo zranić, więc postanowiłem, no wiesz, ukryć się gdzieś z dala od ludzi. Niestety, na niewiele to się zdało − w końcu cały statek ogarnął chaos i żadne miejsce nie było bezpieczne. Boże, ci wszyscy ludzie, co oni sobie robili... widziałem to na własne oczy. Widziałem, jak mordowali się wzajemnie w taki... brutalny sposób. Zdawałem sobie sprawę, że i mnie to czeka, jeśli się poddam. Postanowiłem uciekać, przetrwać jakoś.

Milczenie ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz