— Łowcy talentów i PRowcy uznali, że powinieneś spróbować swoich sił w duecie. Z jakimś świeżakiem, który przyjedzie podpisać umowę za kilka dni.
Chcę krzyknąć dokładnie tak samo, jak Shrek w pierwszej części swoich przygód, kiedy jego ukochana musi być z facetem, którego nie kocha.
''Nie zgadzam się''.
Ale co ja tam mogę.
Nie mam co walczyć z agencją.
A co do Shreka, to piękny przykład prawdziwej miłości i jestem zdania, że powinna powstać alternatywna historia, w której on i jego ukochana kochają się, ale nie dane jest im być razem.
Wiecie, co jest w tym wszystkim najgorsze? Fakt, że nie mogę być już anonimowy. Naprawdę cieszę się, że dają mi szanse, bo wierzą we mnie, mój głos i wszystko inne, widzą dla mnie wielką drogę, ale kurwa. Dlaczego nie mogę sam. Lubiłem być Greenem, bo przecież to było oryginalne. Awatar, który siedział mi w głowie od lat stał się popularny. Piosenki Greena lecą w radio, puszczają je na imprezach, a teledyski są animowane, więc nie muszę występować przed kamerami.
A teraz?
Siedzę sobie grzecznie na spotkaniu, takim poważnym, kobieta odpowiedzialna na mój PR, którego prawie w ogóle nie mam, bo przecież każdy zna Lloyda, nie Greena.
A na dodatek do mojego domu wprowadza się ktoś, kogo nie widziałem tyle lat. Znaczy, nie widziałem na żywo, bo jego twarz i głos często pojawiała mi się w internecie jako ktoś niezależny, kto sam tworzy swoją muzykę, ale nie miałem z nim kontaktu od dziesięciu lat, kiedy nagle zostawił mnie w chwili, kiedy najbardziej tego potrzebowałem, bo umierałem.
A teraz wraca. I to w wielkim stylu, bo nie dość, że zamiesza u mnie, to jeszcze ze swoją siostrą. Dopiero teraz dowiedziałem się, że ma siostrę. Dziewczynka ma sześć lat, a już została pozbawiona rodziców, przez co jest mi żal o wiele bardziej niż Kai'a, który przecież był moim przyjacielem przez połowę mojego życia. A drugą połowę go nawet nie było, zero kontaktu, zero rozmów.
Najgorsze jest, że nie biorą moich uwag na poważnie, bo jestem ''dzieciakiem'', a przecież mam już dwie dekady życia. Ale to oni są wytwórnią, a Green postacią, która przynosi im jedne z większych dochodów, więc logiczne, że o mnie/niego dbają.
Ja chcę tylko tworzyć muzykę.
— A nie możemy chociaż zostać przy animacjach? — prycham, Wbijam wzrok w papierowy kubeczek z wodą, który jest pełny, bo nie upiłem jeszcze ani jednego łyka.
Jest dziewiąta, moje lekcje się już zaczęły i jak zawsze będę spóźniony. Nikogo to już w szkole nie zdziwi.
— A jak ty to sobie teraz wyobrażasz? — zaciekawia się jeden z mężczyzn i w jego tonie słyszę pogardę skierowaną w moją stronę. Niewiele brakuje mi, żeby wybuchnąć i czegoś nie powiedzieć, ale jeśli powiem o dwa słowa za dużo to mogę się pożegnać z wielką przyszłością jako gwiazda.
Wzruszam ramionami, bo surowe spojrzenie obcego mężczyzny jest gorsze od wzroku mojego ojca, więc boję się, że zwykłe otwarcie ust się może dla mnie źle skończyć.
Kilkanaście minut później kończy się spotkanie, a moje zdanie zostaje wsadzone kompletnie w dupę i nie pozostaje mi nic innego jak poczekać aż poznam chłopaka, z którym mam tworzyć muzykę. Kolejny problem pojawia się, że jak mam spędzać czas i tworzyć z kimś.
— Spieszę się — rzucam szybko. — już i tak jestem spóźniony.
Nie czekając na żadną odpowiedź biegiem schodzę po schodach, wybiegam z budynku i podbiegam do samochodu zaparkowanego na parkingu należącym do wytwórni.
CZYTASZ
𝓣𝓱𝓮 𝓢𝓽𝓪𝓻𝓻𝔂 𝓷𝓲𝓰𝓱𝓽|𝓓𝓾𝓮𝓽 | |𝓝𝓲𝓷𝓳𝓪𝓰𝓸|
FanfictionWERSJA DRUGA DUETU Lloyd nie ćwiczy na wfie, często boli go serce z niewiadomego powodu (tak naprawdę wie, ale nigdy o tym nie mówi, żeby nie wracać wspomnieniami do kilku miesięcy życia, które stracił), kilka lat temu musiał powtarzać klasę i już...