— Lloyd, weźmiemy jednego? — pyta błagalnie Nya, kiedy rozglądamy się po schronisku z pieskami. — Proszę, są takie urocze.
— Niestety nie, skrzacie — odpowiadam spokojnie. — ale jak będziesz kiedyś próbowała namówić Kai'a na zwierzaka, to masz moje słowo, że pomogę ci go namówić.
— Słowo?
— Słowo — Przybijam sobie z nią żółwika. — A teraz chodź, możemy pooglądać jeszcze inne zwierzaki.
Problem z Rainem jest taki, że ma wszystko. Całą noc nad tym myślałem i jedyne, czego może potrzebować to jakiś czworonożny przyjaciel. W końcu kiedyś mi mówił, że lubi koty i chciałby jakiegoś przygarnąć, jakiegoś ze schroniska, więc niedzielne południe spędzam w schronisku. A kiedy Nya się o tym dowiedziała, powiedziała, że chce jechać ze mną.
— A są tu kotki? — pyta z radością, na co ja kiwam głową, bo moje tak, nie byłoby usłyszane przez szczekanie psów. — Ale fajnie. Uwielbiam kotki! — Woła radośnie. Podbiega do mnie i łapie mnie za rękę, by nie zgubić się w dużym terenie schroniska. To nawet miłe. Że Nya czuje się ze mną dobrze, czuje się przy mnie bezpiecznie i chce się taka czuć, dlatego chce być blisko.
— Słuchaj — zaczynam spokojnie, kiedy wchodzimy do jednego z pomieszczeń, gdzie jest pełni kotów, które zostały porzucone, bądź oddane. — Chcę zabrać jednego kotka.
— Dla kogo?
No, właśnie, dla kogo. I jak mam jej wyjaśnić, z jakiej okazji? Przecież nie mogę jej powiedzieć prawdy, bo Mikołaj nie istnieje, a ona jest przekonana, że to on zostawił jej prezenty wczoraszego ranka. To wcale nie jej brat i moi rodzice jej to wszystko kupili.
— Dla mojego przyjaciela — mówię w końcu. — ma urodziny i bardzo chce mu sprezentować zwierzaka.
— Okej — mówi.
— I zastanawiam się, czy nie chcesz mi pomóc w znalezieniu najładniejszego? — upewniam się, a na jej twarzy zauważam masę radości i jak kiwa głową, a potem wbiega pierwsza do pokoju.
Niemal wszystkie te zwierzaki kleją się do mnie i Nyi, a ja nie jestem w stanie się powstrzymać i muszę pogłaskać każdego, chociaż przez chwilę.
Zastanawiałem się kiedyś, czy nie przyjechać i nie zabrać sobie jakiegoś kota do domu, żeby mieć towarzystwo na czas, kiedy rodzice wyjeżdżają na kilka tygodni, ale doszedłem do wniosku, że nie byłbym w stanie go utrzymać. Mam wrażenie, że nie mam ręki do zwierząt.
— Lloyd — woła spokojnie Nya. — Ten jest ładny — Palcem wskazuje na jednego z nielicznych, który nie zwraca na nas uwagi. Leży na jednym z wielu drapaków i prawdopodobnie śpi, a moją uwagę zwraca szczególnie brak półowy lewego ucha.
— Jesteś pewna? — upewniam się, na co ta kiwa dumnie głową. — Jak mnie podrapie, to będzie na ciebie.
— Nie! — oburza się. Podchodzę do zwierzaka, który budzi się słysząc moje kroki. Jest cały czarny, a jego oczy są zielone. Nie odwraca ode mnie wzroku, a kiedy wyciągam rękę, żeby go pogłaskać, ten nie wydaje się z tego powodu zadowolony. Obwąchuje jednak moją rękę, liże mój palec i dopiero teraz pozwala się pogłaskać. — A możemy go zabrać do domu? Obiecuję, że będę o niego dbać i zmieniać mu kuwetę. I będę pilnować, żeby nie uciekł.
— Wydaje mi się, że musisz porozmawiać najpierw z Kai'em — wzdycham, kucając przy dziewczynie z czarnym kotem na rękach, a brunetka od razu zaczyna głaskać zwierzaka, którego trzymam. — A potem z moimi rodzicami. Albo poczekać, aż zamieszkacie z Kai'em sami w jakimś mieszkaniu.

CZYTASZ
đŁđąđŽ đ˘đ˝đŞđťđťđ đˇđ˛đ°đąđ˝|đđžđŽđ˝ | |đđ˛đˇđłđŞđ°đ¸|
FanfictionWERSJA DRUGA DUETU Lloyd nie Äwiczy na wfie, czÄsto boli go serce z niewiadomego powodu (tak naprawdÄ wie, ale nigdy o tym nie mĂłwi, Ĺźeby nie wracaÄ wspomnieniami do kilku miesiÄcy Ĺźycia, ktĂłre straciĹ), kilka lat temu musiaĹ powtarzaÄ klasÄ i juĹź...