𝙿𝚘𝚛𝚝𝚛𝚊𝚒𝚝 𝚘𝚏 𝙳𝚛. 𝙶𝚊𝚌𝚑𝚎𝚝

437 32 47
                                    

— Narobiłeś nam niezłego stracha — To właściwie pierwsze, co słyszę, kiedy moje oczy się otwierają. Nade mną świeci się zbyt jasne lampa, która razi mnie w oczy. Mrużę je, wydając z siebie pomruk niezadowolenia. — coś cię boli?

Podnoszę się niepewnie do pozycji siedzącej, zauważam jedynie podłączoną do siebie kroplówkę, przez którą do żył dostaje mi się zwykły przezroczysty płyn, jak woda.

Spoglądam na Kai'a, który siedzi na krześle przy łóżku. Nie zauważam tu jednak nikogo innego.

— Jest okej — odpowiadam szybko.

— Podałem się za twojego kuzyna — tłumaczy spokojnie. — żeby tu z tobą siedzieć. Dzwoniłem do twoich rodziców, ale twoja mama powiedziała, że to nic nowego i nic ci nie będzie.

— Fakt — prycham. Burczy mi w brzuchu, więc mam nadzieję, że Kai tego nie słyszy. — Chyba się już przyzwyczaili. Po tylu latach. To... tak się czasami dzieje. Jak nie śpię przez długi czas, a potem się stresuję albo zmęczę. — wzdycham.

Na szczęście to nie zabrania mi pić alkoholu. Wątrobę mam zdrową.

— Pójdę kogoś zawołać — Wstaje niepewnie. — że się obudziłeś. Na wszelki wypadek zadzwoń jednak o rodziców.

Kiwam głową, chociaż Kai nie jest w stanie tego zauważyć, bo tak szybko, jak to możliwe, odwraca się w drugą stronę i wychodzi z gabinetu.

Spoglądam w stronę okna, zaciekawiony, żeby sprawdzić, po której stronie szpitala jestem. Kojarzę tylko, że już byłem w tej sali. Prawdopodobnie nawet nie raz.

Można powiedzieć, że jestem tu stałym bywalcem.

Omdlewam nawet kilka razy w miesiącu. W ekstremalnych przypadkach nawet kilka razy w tygodniu. Więc przez dziesięć lat, od kiedy udało mi się wyjść ze szpitala i tak pojawiałem się tu stosunkowo często.

Za oknem jest jednak ciemno. Nie pozwala mi to poznać kierunku, miejsca, albo czy widać sklep (który pewnie jest już zajęty). Nie chcę wstawać przez kroplówkę, więc poddaje się z tym, z myślą, że spojrzę, kiedy odłączą mnie od kroplówki.

Doskonale wiem, jak będą wyglądać następne godziny.

Przyjedzie pielęgniarka.

Obojętnie która, powie "miło cię widzieć, Lloyd" albo coś w tym stylu.

W końcu każda z nich zna mnie wystarczająco dobrze. Potem powiedzą coś o wizycie u doktora, czyli jak zawsze.

Ja powiem, że chcę się wypisać, tym bardziej że za oknem jest już ciemno, a ja nie mam przy sobie żadnych rzeczy.

Pielęgniarki nie będą nalegać, bo przecież robię tak za każdym razem.

Mój telefon leży na małym stoliku przy łóżku, więc zabieram go, by od razu zadzwonić do mamy. Odbiera naprawdę szybko.

— Cześć — zaczynam spokojnie. — To ja. Dzwonię, żebyście się nie martwili, że coś mi się stało. Jest a porządku.

— Na pewno? — upewnia się kobieta. — Nic cię nie boli? Robili ci jakieś badania?

— Nie.

W tyle słyszę gdzieś Nyę, więc jestem pewny, że dziewczynka siedzi już w domu, od kilku godzin i pewna mama musi z nią siedzieć, a Kai jest zmuszony zostać tu ze mną.

Chociaż z drugiej strony, wcale nie musi tu zostawać. Jestem przecież dorosły, wszystkie sprawy mogę załatwić sam, więc on nie jest mi do niczego potrzebny.

𝓣𝓱𝓮 𝓢𝓽𝓪𝓻𝓻𝔂 𝓷𝓲𝓰𝓱𝓽|𝓓𝓾𝓮𝓽 | |𝓝𝓲𝓷𝓳𝓪𝓰𝓸|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz