Rodzice pozwalają mi zostać w domu do końca tygodnia. Podobnie jak Kai'owi, który cały ten czas spędza czas w swoim pokoju i śpi, jakby odsypiał te wszystkie noce, kiedy siedział na trampilonie albo chciał przespać ten najgorszy czas, kiedy Nyi nie ma i przyznaję, że ja sam odczuwam, że naprawdę brakuje mi tej sześcio czy siedmiolatki. Jakoś cicho bez niej, nawet salon wydaje się dziwnie pusty, bo wszystkie jej zabawki, którymi bawi się na co dzień są wsadzone do specjalnego pudełka w roku salonu.
— Zdążycie wrócić na moje urodziny? — pytam leniwie, widelcem wciąż grzebiąc w talerzu z spaghetti. Kobieta w tym samym czasie chowa swój talerz do zmywarki. Widzę, jak z lekkim uśmiechem podchodzi do mnie, wykorzystuje to, że wciąż siedzę przy stole, by przytulić mnie do siebie dokładnie tak, jak zawsze robiła, kiedy byłem młodszy albo miałem zły dzień, a ona o tym wiedziała.
Wciska twarz w moją szyję.
— Oczywiście, że tak — odpowiada mi spokojnie. Kiedy obejmuje mnie ramionami, nie mam nic przeciwko temu. — dlaczego pomyślałeś, że nie wrócimy.
— Nie wiem — Wzruszam ramionami, chociaż nie jest to łatwe. — po prostu pomiędzy waszym powrotem a moimi urodzinami jest tylko kilka dni różnicy i możecie wpaść na pomysł, żeby jeszcze tam zostać.
— Wrócimy dokładnie tego dnia, co zamierzamy — zapewnia. — A poza tym, masz dwadzieścia lat i jesteś za stary na świętowanie urodzin z rodzicami.
— Ale ja lubię spędzać z wami urodziny — prycham.
— Masz moje słowo, że przywieziemy ci pełno różnych słodyczy.
Chcę coś jeszcze powiedzieć, ale w tym samym czasie Kai wchodzi do kuchni i pierwsze, co robi, to rozgląda się dookoła.
— Dzień dobry — wita się jeszcze zaspanym głosem, przecierając wciąż zmęczone i zamknięte powieki.
— Jak się spało? Odpocząłeś? — pyta spokojnie mama, jednocześnie klepiąc mnie jeszcze ostatni raz po ramieniu i podchodzi w stronę kuchenki. — jesteś głodny? — nie czekając na jego odpowiedz na żadne pytanie, wyciąga talerz, by nałożyć Kai'owi sporą porcję makaronu.
— Dlaczego mnie nie obudziłeś? — pyta, spoglądając na mnie, na co ja wzruszam tylko ramionami.
— Bo jest piątek? — odpowiadam w końcu. Zauważam dziurę na koszulce szatyna, która chyba nie powinna zwracać mojej większej uwagi. W tym samym czasie mama podaje Kai'owi talerz, więc ten sili się na powiedzenie szybkiego, ale wciąż uprzejmego dziękuję.
— Wiesz już, co z Nyą? — pyta spokojnie kobieta, siadając koło mnie. Szatyn wbija tylko widelec w jedzenie i zaczyna jeść.
— Mam iść na rozmowę w poniedziałek — opowiada spokojnie. — więc jest szansa, że wróci ze mną.
— To dobrze — Uśmiecha się, a zaraz potem wstaje ze stołu. — Wiem, że jest piątek, ale pouczcie się dzisiaj, bo ominęliście szkołę.
— Tak, tak, będę się uczył całe popołudnie — zapewniam. Gdybym powiedział, że będę się uczył cały wieczór, doskonale wiedziałaby, że to kłamstwo, bo spotykam sie potem z chłopakami i zamierzam wykorzystać ten wieczór, żeby chociaż na chwilę zapomnieć o tym, że lubię kogoś, kogo nie powinienem. Kobieta wstaje, a chwilę później wchodzi po schodach na górę, żeby zająć się swoimi sprawami. Zauważam, jak Kai odkłada widelec po zjedzeniu tego tylko jednego kawałka, kiedy ja kończę już swoją porcję. — nie jesteś głodny?
— Nie. Możesz za mnie zjeść, jeśli chcesz — przysuwa talerz w moją stronę i normalnie bym tego nie odrzucił, ale teraz wiem, że Kai z pewnością nie jadł dzisiaj nic, tak samo wczoraj.

CZYTASZ
𝓣𝓱𝓮 𝓢𝓽𝓪𝓻𝓻𝔂 𝓷𝓲𝓰𝓱𝓽|𝓓𝓾𝓮𝓽 | |𝓝𝓲𝓷𝓳𝓪𝓰𝓸|
FanficWERSJA DRUGA DUETU Lloyd nie ćwiczy na wfie, często boli go serce z niewiadomego powodu (tak naprawdę wie, ale nigdy o tym nie mówi, żeby nie wracać wspomnieniami do kilku miesięcy życia, które stracił), kilka lat temu musiał powtarzać klasę i już...