FELIX POV.
Prawie spóźniony wybiegłem z windy, kierując się w stronę masywnych drzwi. Przystanąłem przed nimi głośno dysząc, gdy minimalnie udało mi się opanować oddech zapukałem do środka, otrzymując zaproszenie, wszedłem niepewnie do przestronnego gabinetu.
- Dzień dobry, już jestem. - rzekłem nieśmiało.
Szatyn podniósł wzrok znad komputera, zerkając na mnie z lekko zdziwionym wzrokiem.
- Wszystko w porządku? Jest Pan bardzo blady. - dopytywał podejrzliwie.
- Spieszyłem się przepraszam. - mruknąłem, po raz kolejny czując się onieśmielony jego aurą.
- Nie musiał Pan, minuta nas by nie zbawiła. - zachichotał. - Już Panu mówię, co dzisiaj będę od Pana potrzebować. - zaczął wstając z fotela.
Podszedł do dużego regału zapełnionego różnymi segregatorami. Przywołał mnie ręką do siebie, a ja szybko skierowałem się w jego stronę.
- W przyszłym tygodniu jest spotkanie z zarządem grupy TransBang, zajmującej się transportem naszych produktów, chciałbym, żeby przejrzał Pan zawartość żółtych segregatorów i spisał najważniejsze dane dotyczące ich działalności w mienionym roku. - zakomunikował, a ja kiwnąłem głową.
Wskazane treści znajdowały się na dość wysokiej półce, jednak stwierdziłem iż poradzę sobie w ich zdjęciu. Hwang odszedł w swoją stronę, a ja zacząłem pomału wyciągać jeden z segregatorów. Już prawie go ściągnąłem, gdy teczka zaczęła mi się wyślizgiwać z dłoni.
- Uważaj! - zawołał młody mężczyzna, a po chwili poczułem ciepło przy moim tyle.
Nasze palce lekko się muskały, gdyż dyrektor przytrzymał skoroszyt by nie spadł mi na głowę. Doszedł do mnie jego uzalezniajacy niczym afrodyzjak zapach. Moje policzko owiewał jego oddech, a ja czułem się dziwnie dobrze w tej sytuacji. Serce biło mi jak oszalałe, ale nie wiedziałem, czy to jego obecność czy lęk przed tragedią, która mogła się wydarzyć.
- Powinien Pan być bardziej ostrożny, mogł Pan sobie zrobić krzywdę. - mruknął, a jego głeboki głos wywoływał u mnie gęsią skórkę.
Zawstydzony odwróciłem głowę, a chłopak bez słowa ściągnął wszystkie cztery segregatory i położył je na drugim biurku w gabinecie przeznaczonym dla mnie.
- Dziękuję. - burknąłem skruszony.
- To nie problem. - rzucił, posyłając mi ciepły uśmiech.
Przeglądałem wszystkie dokumenty rzetelnie wykonując powierzone mi zadanie. Mimo to w mojej głowie dział się chaos, nie rozumiałem moich odczuc, które towarzyszyły mi przy niespodziewanej bliskości z szefem, a jednocześnie czułem wyrzuty sumienia, gdyż czułem się tak świetnie, a miałem chłopaka z którym żyłem i mieszkałem. Westchnąłem głośno, łapiąc się za głowę. To wszystko mnie przerastało.
- Proszę sobie zrobić przerwę, widzę, że jest Pan zmęczony. - usłyszałem nagle ciemnowłosego. Wpatrywał się we mnie , troską wymalowaną na twarzy.
- Nie trzeba, daje radę, ale dziękuję. - powiedziałem cicho.
- Nie akceptuje odmowy, zarządzam przerwę. Mi też sprzyda się odpoczynek. Proszę się zbierać pojedziemy na lunch. - zawołał wesoło, niczym małe dziecko, które dostało lizaka.
Zachichotałem, odkładając dokumenty na stolik. Wstałem zgarniając swoją marynarkę. Nieśmiało stąpałem za CEO, razem wsiedliśmy do windy, po czym starszy wcisnął przycisk parkingu. Zajechaliśmy do podziemi. Kierowałem się jak cień za wyższym w nieznanym mi kierunku. W końcu podeszliśmy do nowoczesnego suva, gdy został otwarty przez dyrektora, szybko znaleźliśmy się w środku.
Ja i szef nie rozmawialiśmy ze sobą, ale nie było to niekomfortowe milczenie. W radiu rozbrzmiała piosenka znanego zespołu Blackpink, a twarz szatyna rozpromieniła się w szerokim uśmiechu. Zaczął wesoło śpiewać piosenkę, wczuwając się w rolę, jakby on sam był taką idolką. Śmiałem się cicho z poczynań przełożonego. Podobała mi się jego beztroska, bo właśnie jej mi brakowało w życiu. Utwór zakończył się idealnie, gdy mężczyzna zaparkował na parkingu pod kawiarnią. Chłopak wyłączył silnik samochodu I spojrzał na mnie z uroczymi iskierkami radości w oczach. Odwrócił wzrok zawstydzony swoim popisem. A dla mnie to był najbardziej uroczy i rozczulajacy widok na świecie.
Udaliśmy się do środka lokalu. Szatyn wybrał stolik na uboczu w rogu sali. W ciszy przeglądaliśmy menu, wszytsko było dość drogie dlatego z automatu odechciało mi się jeść, mimo ogromnego głodu.
- Czy mogę przyjąć zamówienie? - doszedł do mnie piskliwy głos kelnerki.
- Na co ma Pan ochotę? - zapytał mnie Hyunjin, a ja niemrawo podrapałem się w brodę.
- Ja nic, dziękuję. - rzuciłem spokojnie.
Hwang tylko przewrócił oczami, uśmiechając się miło do pracownicy.
- Dwa razy karmelowe late plus dwa kawałki cynamonowej szarlotki. - wyrecytował zamówienie, a ja spojrzałem na niego z szokiem.
- Mówiłem Panu, że nic nie chce. - mruknąłem, widząc iż szef wybrał jedne z najdroższych pozycji w menu.
- Ja zaprosiłem Pana na lunch więc nie pozwolę, żeby nie spróbował Pan najlepszych specjałów tego lokalu. - rzucił poważnie.
Zamówienie przyszło szybko, a my zaczęliśmy zajadać się przepysznym deserem. To było miłe siedzieć i jeść z kimś razem lunch to było coś czego nigdy nie doświadczyłem z Changbinem. Na samo wspomnienie o partnerze posmutniałem.
- Odwiozę Pana do domu. - poinformował, mnie starszy, a ja spojrzałem ja niego w niezrozumieniu.
- Mam pracę do dokończenia, co Pan mówi. - rzuciłem zaintrygowany.
- Jest Pan zmęczony Panie Lee. To jeszcze nie jest dużo pracy, jutro czeka nas intensywny dzień. Widziałem, że zebrał Pan dużo danych i myślę, że tyle spokojnie wystarczy. Widzę, że coś Pana trapii cały dzień. Chciałbym, zeby jutro miał Pan spokojną głowę na spotkaniu. - wyjaśnił, posyłając mi pokrzepiający uśmiech.
- Dziękuję, jest Pan zdecydowanie zbyt wyrozumiały. - wymamrotałem.
- Jestem ludzki po prostu, pójdę zapłacić i możemy iść. - odparł miło.
Kilka minut później samochód Hwanga zatrzymał się pod moją kamienicą. Mężczyzna uśmiechnął się w moją stronę.
- Dziękuję i przepraszam jeszcze raz. - burknąłem lekko zawiedziony swoją postawą.
- Do zobaczenia jutro, proszę się zregenerować. - rzekł spokojnie, klepiąc lekko mój bark, na co przeszły mnie przyjemne ciarki.
Przekroczyłem ostrożnie próg mieszkania. Westchnąłem cicho, jednak nie było mi dane spokojnie się rozebrać.
- Kto cie przywiózł? - warknął Seo stając w drzwiach kuchni.
- Szef po drodze ze spotkania mnie rzucił. - skłamałem wiedząc, co by mnie spotkało gdyby Changbin dowiedział się o miłym drugim śniadaniu z przełożonym.
- Wow jesteście w tym samym wieku i on stał się kimś, a ty dalej jesteś nikim. - parsknął, a ja zagryzłem wargę, hamując się przed jakimikolwiek komentarzami.
Przeszedłem do sypialni, zabierając luźne ciuchy, po czym skierowałem się w stronę łazienki. Stanąłem pod prysznicem, pozwalając pierwszym łzom spłynąć po moich policzkach. Człowiek z którym mieszkałem ranił mnie na każdym kroku, ale i tak nie byłem w stanie odejść. Wiedziałem, że bez niego sobie nie poradzę, że przy nim jestem kimś. Słona ciecz bezsilności mieszała się z kroplami wody z deszczownicy. Starałem sobie przywołać jak zawsze jakieś miłe wspomnienia. I jakoś dziwnym trafem tym razem w mojej głowie od razu pojawił się obraz śpiewającego prezesa denną feministyczną piosenkę w samochodzie. Moją twarz przyozdobił lekki uśmiech. Czyżby uroczy, ciemnowłosy mężczyzna stał się moją nową odskocznią od pochmurnej aury?
WIECIE ZE JA LUBIE POMALU, ALE MMA JUZ TYLE POMYSLOW ZE CHETNIE ZROBILABYM TU JUZ POLOWE PLANOW NA FABULE.... MAM MEGA WENE OBY JAK NAJDŁUŻEJ...
KOCHAM MOCNO!
☆☆☆☆☆
CZYTASZ
𝔹𝕪 𝕞𝕪 𝕤𝕚𝕕𝕖 || hyunlix
Fanfic"Jesteśmy po prostu dobrymi ludźmi z brzydką przeszłością, szukającymi idealnej przyszłości. Myślę, że znaleźliśmy ją w sobie nawzajem." - K.A. Tucker 'Cztery sekundy do stracenia' Felix właśnie zakończył studia, dzięki czemu zdobył pracę jako asyst...