2 Liv

48 4 1
                                    

                     LIV


Tym razem wstałam wcześnie niż zwykle aby przed wyjściem do szkoły zdążyć zrobić kilka dodatkowych rzeczy. Bardzo chciałam pomóc rodzicom w obowiązkach domowych, ale wiedziałam, że mi na to nie pozwolą więc stwierdziłam , że zrobię to dopóki śpią. Twierdzili, że sami poradzą sobie w robieniu prania, zamiataniu, myciu podłogi, pieleniu ogródka i innymi czynnościami . Często im pomagałam i czułam, że robię dobrze, a oni nie chcą mnie odciągać od zabawy , spotkań ze znajomymi itp. Jednak w głębi serca cieszyli się i byli wdzięczni za moją pomoc. Miałam jeszcze starszą siostrę Viki oraz brata Skota jednak oni byli inni niż ja . Ja chciałam pomagać, opiekować się słabszymi, zajmować ogródkiem , a oni ... woleli zabawę. Codziennie wychodzili ze znajomymi na imprezy, palili papierosy i pewnie robili wiele innych okropnych rzeczy . Było mi ich szkoda. Ja miałam 16 lat , Viki 18, a Skot 20 .


Ukradkiem wyszłam z pokoju, w którym mieszkałam z siostrą i poszłam do łazienki ubrać się w coś wygodnego co mogłam pobrudzić. Na początek chciałam wyjść przed nasz skromny domek żeby zobaczyć czy coś trzeba zrobić w ogródku . Była wiosna więc sądziłam, że będzie ciepło mimo wczesnej pory i nie myliłam się .


Spojrzałam w niebo , na piękny wschód słońca i uśmiechnęłam się. Widok był przepiękny. Słońce wschodzące na niebie to jedna z najpiękniejszych rzeczy jakie można zobaczyć na Ziemi. Czerwień i pomarańcz w wielu odcieniach mieszała się i rozlewała po bladobłękitnym niebie symbolizując początek nowego, pięknego dnia.


Patrząc na tak piękny krajobraz wzniosłam ręce ku niebu i pomodliłam się dziękując Bogu za tak liczne dary, którymi mnie otacza każdego dnia. Z uśmiechem na ustach wychwalałam Pana za wszystkie dzieła Jego świętych rąk. Krótką, ale piękną modlitwę płynącą z serca zakończyłam znakiem krzyża i ucałowaniem medalika , który zawsze miałam na szyji.


Poszłam za dom gdzie znajdował się kawałek ziemi przeznaczony do uprawy warzyw . Zauważyłam, że od ostatniej wizyty w ogrodzie zdążyło pojawić się kilku nieproszonych gości czyli chwasty. Wyrwałam je i wrzuciłam do kompostownika obok grządki. Po wykonaniu pracy spojrzałam na zegarek i stwierdziłam, że za chwilę obudzą się wszyscy domownicy więc wróciłam do domu i przygotowałam pyszne śniadanie: kanapki z serem, szynką , sałatą , ogórkiem oraz z innymi dodatkami. Dla każdego z tym co lubił najbardziej . Dla siebie przygotowałam kanapkę z sałatą i rzodkiewką , moim ulubionym warzywem.


Rozłożyłam wszystko na małym kuchennym stole. Każdy z członków rodziny miał przy nim stałe stałe miejsce więc rozstawiłam każdemu to co dla niego przygotowałam i poszłam przygotować się do szkoły...


^^^


Gdy wszyscy poszli do kuchni żeby przygotować dla siebie śniadanie zdziwili się na widok gotowego posiłku. Widząc zdziwienie na twarzach rodziców uśmiechnęłam się miło i usiadłam na swoim stałym miejscu pod oknem.


- Liv nie musiałaś przygotowywać śniadanie dla wszystkich.- Powiedziała mama siadając do stołu.


- Ale chciałam. - Stwierdziłam i uśmiechnęłam się jeszcze szerzej .


Do kuchni wszedł Skot i siadając do stołu widać było, że coś mu się nie podoba . Czułam , że skrytykuję moją pracę, ale nie przejmowałam się tym.


- Ja chciałem jajecznicę. - Powiedział.


- Zostaw Liv w spokoju. Starała się i wstała szybciej żeby przygotować śniadanie, a ty jeszcze marudzisz. - Zganiła go mama.


- Straciłem apetyt. - Powiedział i wyszedł z kuchni .


Byłam przyzwyczajona do takiego traktowania. Często nikt nie szanował mojej pracy lub miał do mnie pretensje . Zawsze jednak wiedziałam, że warto się starać i nie poddawać . Miałam po swojej stronie kogoś na kogo mogłam liczyć zawsze. Moim przyjacielem był Bóg...

Na rozstaju drógOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz