18 Liv

7 2 0
                                    

                                                                                                 LIV


Dzień zakończenia roku szkolnego rozpoczął się podobnie jak każdy inny. Obudził mnie dźwięk budzika, umyłam się, ubrałam, zjadłam śniadanie i poszłam do szkoły. Jednak tym razem mój strój składał się z prostej czarnej spódnicy do kolan i białej koszuli. Cieszyłam się, że odpocznę od szarości szkoły.

Apel na sali gimnastycznej trwał dwie godziny. Nudziło mnie stanie bezczynnie i słuchanie przemowy dyrektora, a potem wyczytywanie listy uczniów, którzy brali udział w konkursach itp. Na koniec wręczano świadectwa z paskiem. 

Usłyszałam swoje imię i nazwisko i byłam zmuszona wyjść na środek sali. Odebrałam świadectwo i prezent w postaci książki. Nigdy nie lubiłam wychodzić na środek. Wolałam być wtopiona w tłum i zakryta przed wzrokiem innych.

Po męczącym procederze na szarej i prostej sali gimnastycznej udaliśmy się do równie szarej i równie prostej sali. Nauczycielka rozdała resztę świadectw, pożegnała się z nami i wróciliśmy do domu.

Wychodząc ze szkoły napawałam się kolorami i życiem. Ta szkoła była taka szara i martwa! Nie mogłam tego pojąć.

Idąc chodnikiem w stronę przystanku autobusowego  byłam tak zaabsorbowana kolorami, że nie zauważyłam chłopaka idącego z naprzeciwka i wpadłam na niego.

- Oj prze... - Przerwałam gdy zdałam sobie sprawę, że to Sebastian!

Spojrzał na mnie smutno i poszedł dalej w stronę szkoły.

Było mi przykro. Ten smutek na jego twarzy był taki przejmujący. Miałam ochotę iść za nim i zatrzymać go, ale co miałabym mu powiedzieć? Znowu bym go zraniła i pogorszyłabym sytuację.

Wróciłam do domu i pokazałam świadectwo mamie, która właśnie przygotowywała obiad.

- Jakie dobre oceny. Wycieczka do Londynu to chyba za mało. Coraz bardziej mnie zaskakujesz córeczko.- Powiedziała i przytuliła mnie.

- No co ty mamo. Nie muszę wcale jechać . Pojedź za mnie. Odpoczniesz trochę...

- Oj nie nie. To jest TWOJA wycieczka i ty pojedziesz. - Przerwała mi.

- No dobrze. Kolejny raz dziękuję.

^^^

Reszta dnia jak i kolejny tydzień minął spokojnie i nie działo się nic nadzwyczajnego. 

w końcu nadszedł dzień wyjazdu. Byłam podekscytowana i gotowa do podróży. Spakowałam się do średniej wielkości walizki i wzięłam małą torebkę na ramię. Wszystko było gotowe a do odlotu pozostało kolka godzin. 

- Zbieraj się Liv za chwilę jedziemy. - Zawołał tata.

Jeszcze raz sprawdziłam czy wszystko mam i zaniosłam walizkę do samochodu. Pożegnałam się ciepło z mamą i poszłam pożegnać się z rodzeństwem jednak ci nie byli zainteresowani moim wyjazdem i nie zareagowali. Nawet na mnie nie spojrzeli. Hmm no trudno.

Byłam bardzo podekscytowana, ale zarazem czułam strach. Nigdy nie leciałam samolotem ani nie byłam za granicą. Nie miałam pojęcia jak to będzie i czy się nie zgubię... 

- Dasz radę. Będzie dobrze.- Powiedział tata widząc moje mieszane uczucia.

- Mam nadzieję. - Odparłam.

Wysiadłam z samochodu,a tata zaprowadził mnie na lotnisko. Nigdy tam nie byłam więc podziwiałam wielki budynek. Przez szklaną ścianę zobaczyłam kilka zaparkowanych samolotów. Ale one były wielkie! 

Oddałam walizkę i pożegnałam się z tatą. Dalej już nie mógł ze mną iść. Musiałam poradzić sobie sama. Przeszłam przez wykrywacz metalu i na szczęście nic nie pikało. W torebce też nie znaleźli nic złego więc mogłam bezpiecznie iść dalej. 

Gdy nadszedł czas odlotu zobaczyłam tłum idący w stronę wyjścia. Postanowiłam iść za tymi ludźmi.

Wsiadłam do największego samolotu jaki kiedykolwiek widziałam i znalazłam swoje miejsce. Zapięłam pas i usłyszałam szum a po chwili przez malutkie okno zauważyłam, że jedziemy! Podczas startowania bolała mnie głowa pod wpływem ciśnienia, ale nie zwracałam na to uwagi. Jakie piękne widoki można podziwiać z góry. Jak wysoko! 


Na rozstaju drógOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz