LIV
Ucałowałam mamę, zarzuciłam skromną torbę na ramię i wyszłam do szkoły. Czekała mnie kilkukilometrowa droga do przejścia. Mieszkaliśmy w skromnym, małym domku na obrzeżach miasta, do przystanku szło się dziesięć minut, ale lubiłam chodzić piechotą. Nawet w zimie wolałam chodzić poboczem kilka kilometrów. Tak było lepiej. Mogłam pozbierać myśli, dotlenić mózg. Mały spacerek jeszcze nikomu nie zaszkodził.
Idąc poboczem rzadko uczęszczanej ulicy podziwiałam widoki. Po obu stronach jezdni było pole , na którym rósł rzepak. Wiosna to najpiękniejsza pora roku, bo wtedy wszystko jest takie piękne, radosne... ulica otoczona żółcią kwiatów. Nie mogłabym przegapić okazji na taki widok. Specjalnie wyszłam szybciej aby mieć więcej czasu na spacer.
Po godzinie na horyzoncie zaczęły pojawiać się pierwsze większe budynki nie tylko pojedyncze domy. Nie musiałam już iść poboczem, ale weszłam na chodnik z kostki brukowej.
Stanęła przed szkołą. Szara , nijaka fasada, zero kolorów, zero ciekawych kształtów tylko zwykły dwupiętrowy budynek na planie prostokąta. Nawet dach był płaski. Szkoła wydawała się jakby bez życia, jak uschnięta. Do wnętrza prowadziły zwykle drewniane drzwi. W środku także nie było kolorów. Tylko szarość i biel. Drzwi ułożone w prostych liniach i równych odstępach na płaszczyźnie ścian. Miałam wrażenie, że to miejsce błaga o trochę koloru, trochę czerwieni, błękitu czy żółci. Ale co ja mogłam zrobić?
Czekając pod salą od fizyki zauważyłam siedzącego w rogu korytarza chłopaka. Był blady i jakby bez życia, pasował do tej szkoły idealnie. Miałam ochotę podejść, zapytać dlaczego jest taki smutny, ale wiedziałam że nikt w tej szkole mnie nie rozumie. Według nich to była zwykła szkoła, a nie miejsce cienia i braku życia. Tylko ja widziałam ten smutek bijący z wszechobecnej szarości.
- Liv , a ty już w szkole? - Zapytała moja najlepsza przyjaciółka , z którą chodziłam do klasy, Morgan.
- Przecież wiesz, że zawsze jestem szybciej. Nie lubię być na ostatnią chwilę. Wolę być za wcześnie niż martwić się, że nie zdążę. - Odpowiedziałam i przytuliłam dziewczynę na powitanie. Zawsze tak robiłyśmy.
Na korytarzu zbierało się coraz więcej młodzieży także z naszej klasy. Jednak nikt oprócz Morgan nie otrzymywał mi towarzystwa. To było normalne. Nigdy nie miałam wielu przyjaciół chociaż starałam się być dla wszystkich miła, pomocna... jednak przez różnice jakie mnie dzielą od innych ludzi w moim wieku jestem jakby osamotniona i odrzucona od pozostałych.
Jednak nie przyjmowałam się tym aż tak bardzo. Wolałam mieć kilku dobrych przyjaciół niż wielu udawanych. Morgan była świetna. Podobna do mnie chociaż nie do końca. Niewysoka, szczupła brunetka z kręconymi lokami do pasa. Czekoladowe oczy okalane długimi rzęsami. Nawet nie musiała ich malować. Brwi naturalne i delikatne, usta wąskie, twarz w kształcie serca. Według mnie była bardzo ładna.
Ja z kolei to wysoka, przeciętnej budowy ciemna blondynka, włosy związane w kitkę na czubku głowy żeby było wygodnie i włosy nie wpadały do oczu. Oczy szare, małe i zwyczajne. Rzęsy krótkie i jasne, brwi też jasne i wąskie, usta pełne w zdrowym różowym odcieniu. Zwyczajna uroda, owalna twarz. Nic nadzwyczajnego.
Zadzwonił dzwonek sygnalizujący rozpoczęcie lekcji. Weszłam do sali i udałam się do pierwszej ławki pod oknem , którą dzieliłam z Morgan.

CZYTASZ
Na rozstaju dróg
ContoSzczęście? A co to takiego? Niby każdy zna to słowo i wie co oznacza, ale czym jest dokładnie? Co to jest PRAWDZIWE SZCZĘŚCIE? Jeśli myślisz, że jesteśm szczęśliwy, jesteś w błędzie. Niestety taka prawda. Możesz nie wierzyć w te słowa jednak to p...