15

771 55 8
                                    

- Harrison'ie Riddle. - spojrzał na niego urażony brunet.

- Dobra, jestem twoim narzeczonym od 32 lat i co dalej. - spojrzał na niego uśmiechnięty od ucha do ucha. - To kiedy ten ślub?

- A kiedy zamierzasz to wszystko wyjaśnić ministrowi Magii? - zaczęła McGonagall.

- Minervo... - spojrzał na nią z westchnieniem czarnowłosy. - Ciebie też miło widzieć, jak tam zdrowie?

- U mnie wszystko dobrze, jedynie panna Weasley do mnie zawitała mówiąc, że ponoć Mroczny Panicz powrócił.

Westchnęła spoglądając na zebranych, aż się zdziwiła widząc wszystkich starych uczniów.

- Kto pierwszy po ciebie przyszedł, kiedy i gdzie?

- Malfoy uciekając przed swoim wnukiem, złapałaś Dracona w skrzydle szpitalnym gdzie za nim wbiegł. - wskazał na przyjaciela ze swoich czasów który tylko się głupio uśmiechnął. - Kazałem mu mnie zabrać potem wróciliśmy do mojej posiadłości, ale oczywiście ktoś musiał coś zwalić.

Wszyscy spojrzeli to na Riddle'a to na Vox'a. Zastanawiali się kto pierwszy wybuchnie mówiąc, że to jego wina, że tak długo musieli na siebie czekać. Nie doczekali się oni tego ponieważ do środka wparowała starsza kobieta.
Grindenwald pomału wstał z zajętego fotela i zaczął się ostrożnie kierować w stronę drzwi od tarasu.
Voldemort za to uśmiechnął się tak szeroko, że na jego twarzy ukazały się małe dołki a jego ukochany patrzył się to na swego ojca to na ciemnowłosą kobietę w drzwiach, która mogłaby zabijać wzrokiem.

Black widząc to wszystko zaczął się z tego śmiać. Avery i Abraxas usiedli na podłodze obok siebie i byli ciekawi zaistniałej sytuacji.
Nie jednokrotnie widzieli jak  Ariana Dumbledore Grindenwald potrafiła każdego ustawić do pionu i nie ważne czy był to mugol, czarodziej czystej krwi czy charłak. Kiedy tylko wchodziła do pomieszczeń każdy starał się być dla niej najmilszy, żeby na nich nie spadł jej srogi wyrok.

- Witaj mamo. - powiedział uradowany Vox. - Co cię do mojej skromnej osoby sprowadza?

- Słyszałam, że twój ojciec tu just. - wskazała na mężczyznę, który już prawie wyszedł z pomieszczenia w którym się znajdowali. - Możesz mi do cholery wyjaśnić jakim cudem uciekłeś z Nurmengard'u?

- Ach moja droga żono. - zaczął białowłosy jednak wiedział że nic go nie uratuje. - Wybacz, że ci nic nie powiedziałem, obawiałem się, że twój brat mnie znajdzie...

- Pieprzysz. - warknęła poddenerwowana. - Wiesz, że bariery nad naszym dworem są tak zaczarowane, żeby nas nie namierzył, żeby nie wiedział że to przeżyłam i że Harrison był moim synem.

- Dlatego nazwaliśmy go Vox'em... - zaczął mężczyzna.

- Dlatego wyprowadził się zaraz po tym jak poszedł do Hogwartu. - kobieta nie wytrzymała. - Musiał udawać sierotę! Malfoy'owie i Black'owie go przygarnęli ponieważ sądzili, że nas nie ma!

- Mamo....

- Żadne mamo. - spojrzała na syna uspokajając się. - Gdyby twój ojciec nie postanowił mnie ukryć nie musiałbyś pokryjomu do mnie wysyłać listów, mieszkać wtedy jeszcze u obcych ludzi i być sam jak palec.

- Nie byłem sam...

- Do Toma zbliżyłeś się dopiero pod koniec drugiego roku, z Abraxas'em nie chciałeś na początku rozmawiać, Black'a od razu wyrzuciłeś przez okno... - westchnęła przeciągle. - Jedynie z Averym się zaprzyjaźniłeś na początku i z Minervą.

- Jak dobrze mnie znasz. - przewrócił oczami.

- Dalej pamiętam nasze pierwsze spotkanie. - zaczął Orion. - Podszedłem do ciebie aby powiedzieć ci jak pięknie wyglądasz a po chwili leciałem w dół na Malfoy'a.

- Weź mi tego nie przypominaj, sądziłem że nic głupszego się nie wydarzy po tym ale byłem w błędzie. - wskazał na brunetkę siedząca obok siebie. - Spotkaliśmy Kruk-idiotke.

- Też cię lubię Malfoy. - wyszczerzyła się Warren.

- Czy możemy już przestać mówić o tym wszystkim? - westchnął przeciągle brunet. - Har zaprosiłbym ciebie do gabinetu.

- Coś ważnego? - Vox spojrzał na narzeczonego.

- Możliwe. - Riddle wstał z miejsca, aby udać się do wyznaczonego przez siebie miejsca. - Pośpiesz się.

- Idę. - wstał aby po chwili przeciągnąć o dziwo zdrętwiałe mięśnie od siedzenia bez ruchu, nie wiedział nawet kiedy usiadł.

- Czy możecie być spokojni do czasu aż wrócimy, bądź ja albo Tom to zrobimy? - spojrzał po wszystkich. - Mamo możesz ich przypilnować?

- Ależ oczywiście słońce. - uśmiechnęła się do chłopaka radośnie. - Niejednokrotnie już zostawiłam na zebraniu Zakonu Cienia, więc to dla mnie nie nowość, możesz być spokojny też o swojego ojca, nigdzie nie pójdzie już i nas nie opuści, a jak twój wujek nas znajdzie to go zamorduje.

- Dobrze... - spojrzał na nią lekko przestraszony.

Wiedział, że kobieta wielokrotnie zostawała na zebraniach, oraz to że była nauczona radzić sobie w takich sytuacjach. W końcu po kimś musiał odziedziczyć wiedzę na temat taktyk, a na ojca nawet nie liczył po tym jak Albus zamknął go w więzieniu.

- To zaraz wracamy. - podszedł do drzwi aby następnie wyjść za nie zamykając je za sobą. - Powiedz mi szczerze wystraszyłeś się mojej mamy.

- Nie wystraszyłem się Pani Dumbledore... - powiedział z uśmiechem Riddle. - Bardziej tego, że Śmierciożercy właśnie otaczają twój dwór, bo sądzą, że mnie ktoś tu zamknął.

- Ehhh. - westchnął przeciągle chłopak. - Zgaduje, że powiedziała to żona Lucjusza bądź jeden z synów Oriona oczywiście nie mam na myśli Syriusza.

- Regulus jeszcze nie wrócił jeszcze z misji jaką mu dałem. - zamyślił się Tom.

- A może Lestrange?

- Bella?

- Wiesz, że się do ciebie ślini. - przypomniał mu ukochany.

- Wiesz, że nawet po twojej śmierci nie chciałem ciebie opuszczać.

- Dlatego stałeś się bezdusznym sukinsynem. - uśmiechnął się radośnie chłopak.

- Zamorduje cię obiecuję ci to.

- Spokojnie, wujek Dumbledore może zrobić to drugi raz....

- Nie tym razem. Nie pozwolę mu na to choćby miał mnie sam zabić.

- Masz za dużo Horcrux'ów żeby to zrobił plus jestem jednym z nich. - spojrzał na niego srogo. - Prędzej ja cię zabije niż on to zrobi.

- Wiesz, że cię kocham Harrison'ie Dumbledor'ze Grindenwald'zie Vox Riddle. - uśmiechnął się szaleńczo widząc soczysty rumieniec na twarzy młodszego.

- Czemu musisz być tak cholernie irytujący co?! - warknął omijając mężczyznę. - Idziemy do tego gabinetu czy co?

- Idziemy, idziemy, ale przed dym może pójdziemy do moich śmierciożerców i powiemy, że wszystko ze mną i innymi dobrze oraz to, że Harrison Vox powrócił.

- Właśnie mi przypomniałeś jak na mówiłem, że ty powróciłeś.

- Nie ma za co kochanie. - brązowooki pocałował młodszego w skroń. - Musimy wszystko na spokojnie ułożyć. Wracając do naszego dawnego tematu jeszcze przed twoją śmiercią...

- Nie, jeszcze nie... - spojrzał na niego dyskretnie. - Nie jestem gotowy... Nadal...

✔️Harrison Vox PowracaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz