16

688 51 5
                                    

Vox szedł korytarzem dworu zaraz za Roddle'm. Bariery słabły to z następnym atakiem śmierciożerców na jego posesję.
Jeżeli ktokolwiek widział rozzłoszczonego Harrison'a to tylko i wyłącznie Tom kiedy nie dawał mu spokoju w gabinecie bądź salonie.

- Mogę ich zabić? - zapytał się czarnowłosy wyciągając już różdżkę. - Proszę, nie będą mieli bolesnej śmierci już ja to dopilnuję.

- Nawet o tym nie myśl. - spojrzał na niego bacznie brunet. - Jeszcze się tobie do czegoś mogą przydać.

- Do czego może mi się przydać banda debilów i imbecyli w jednym. - parsknął popychając główne drzwi przez co wszystko ucichło. - Jak mają mi niby pomóc osoby, które nie domyśliły się jak łatwo mogą zniszczyć to pole.

- Vox błagam cię, sam nie potrafiłeś na początku go zniszczyć.

- Ale w końcu mi się poszczęściło. - odwrócił wzrok aby nie spojrzeć w jego brązowe oczy.

Mężczyzna zaśmiał się przeciągle, po chwili na jego twarzy pojawiła się powaga. Śmierciożercy ucieszeni na widok swego Pana, zaprzestali wszelkiego ataku, dziwiąc się, że opuszcza on pole, które tak uparcie starali się zniszczyć. Pierwszą osobą, która do niego podeszła była oczywiście Bellatrix Lestrange a za nią  i jej mąż.

- Rudolfie możesz mi wyjaśnić dlaczego atakujecie tą posiadłość? - zapytał się tonem nie znającego sprzeciwu.

- Wybacz Panie, wszyscy sądzili, że cię tu przetrzymywano więc zwołali się wszyscy i oto jesteśmy, gotowi umrzeć, żeby cię tylko odzyskać.

- To mile z waszej strony ale nie potrzebuje ratunku, bardziej potrzebuje go Black, zgaduje, że jego była znajoma właśnie usiłuje go zamordować bo został z nią praktycznie sam. - mówiąc to przyciągnął do siebie czarnowłosego. - Mój drogi nie sądzisz, że wypadałoby przedstawić się?

- A po co, i tak nie będą pamiętać kim jestem i kim byłem. - wzruszył ramionami nie widząc powodu dlaczego miałby to zrobić. - Niejednokrotnie starałem się wpisać w historię Hogwartu ale jak widzisz Dumbedore nie ułatwił mi tego i wymazał mnie z pamięci prawie wszystkich osób.

Tom westchnął przeciągle, jego podwładni patrzyli się badawczo w modnego chłopaka, nie potrafili rozszyfrować kim jest. Niejednokrotnie któreś powiedziało już, że to Potter. Odpowiedź była poprawną tylko w połowie.
Owszem był Potter'em, ale także był kimś ważnym i musieli o tym doskonale wiedzieć. Bo dlaczego Czarny Pan stałby zaraz obok osoby, którą miał zabić, a tego jeszcze nie zrobił, a na dodatek przytrzymuje go w tali, żeby nie uciekł do pomieszczenia, które wydawało mu się teraz tak bardzo kuszące.

- Panie, skoro to Potter, to powinien Pan go zamordować, a nie stać z nim tak, tak.. - jeden z śmierciożerców nie wiedział jak dokończyć zdanie, brakowało mu wyrazu.

- Po pierwsze jest to Harrison Vox, po drugie powinniście wiedzieć, że w przeszłości byliśmy zaręczeni, nadal jesteśmy więc macie go szanować, po trzecie resztę wam wytłumaczy Abraxas, jest on w dworze. - mruknął odwracając się w stronę wejścia, po czym zaczął się kierować do środka wraz z avadookim, jednak na chwilę jeszcze przystanął w miejscu i się odwróci do zebranych. - Racja, nikogo w tym dworze nie możecie tknąć, jeżeli się dowiem, że któreś z was coś zrobiło, to przyrzekam, że osobiście tą osobę zabije najbardziej czarnomagiczną klątwą jaką znam, mamy się rozumieć.

- Tak Czarny Panie. - wszyscy ukłonili się z poszanowaniem.

Tom i Harrison ruszyli do gabinetu młodszego bo jednak i tak musieli porozmawiać i to o warznych rzeczach, ale i tak tego nie chcieli robić, byli gotowi zamknąć się w czterech ścianach, aby nie widzieć tego co się tak bardzo uparcie robi.
Ale tylko czarnowłosy wie o co chodzi. Nie chciał on powiedzieć, nie chciał, aby ktokolwiek się o tym dowiedzieć.

✔️Harrison Vox PowracaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz