rozdział pierwszy

7.3K 153 14
                                    

Kawałek pulpeta wyskoczył spod mojego widelca, wprost pod nogi podchodzącego kelnera. Matka zgromiła mnie wzrokiem i uśmiechnęła się do chłopaka, prostując plecy jeszcze bardziej, choć dotąd byłam pewna, że to niemożliwe.

- Jak to... ślub? - zapytałam, nie zwracając uwagi na etykietę. - Ile Ty go znasz, mamo?

- Prosiłam, byś w towarzystwie mnie tak nie nazywała, Agnes - syknęła, robiąc miejsce na stole na deser, by przypadkowy słuchacz mógł już odejść.

Gdy tylko to zrobił, poprawiła podkręconą blond grzywkę i upiła łyk szampana, po czym zaczęła pocierać skronie i przymknęła powieki. Przewróciłam oczami. Zaczyna się.

- Wiesz, jak źle reaguję na stres. Nie zachowuj się tak.

- Jak? Czy to ja przyszłam do Ciebie tydzień temu informując, że poprzedni chłopak, z którym chodziłam 2 miesiące to już historia i mam nowego, a dziś oznajmiam, że biorę z nim ślub? - Starałam się trzymać nerwy na wodzy, ale jej szaleństwo przekraczało już wszelkie granice.

- Och, nie - prychnęła, mieszając alkohol w kieliszku. - Ty prowadzisz zbyt nudne życie, by cokolwiek się w nim zadziało.

Uniosłam brew, nie wierząc własnym uszom.

- Sugerujesz, że powinnam prowadzić życie podobne do Twojego?

- Adekwatne do wieku, oczywiście, ale... tak, mogłabyś w końcu przedstawić mi jakiegoś chłopca.

- Chłopcy robią dziewczynkom różne brzydkie rzeczy, od których te zachodzą w ciążę. Chciałabyś już zostać babcią?

Zachłysnęła się szampanem i z gracją sięgnęła po czystą serwetkę.

- Na litość boską, Agnes! - Rozejrzała się, czy nikt nas nie usłyszał. - Bój się Boga!

Nic się nie zmieniło. Nawet przy tym „jedynym", z którym planuje wziąć ślub, korzysta z każdej okazji, by wypaść jak najlepiej, bo... kto wie? Być może prawdziwa miłość czeka, tuż za rogiem...

Claire już dawno przekroczyła wszelkie granice zdrowego rozsądku. Urodziła mnie w wieku 16 lat, teraz ma 33, a od 6 jest wdową. Gdy miałam 11 lat, zostałyśmy same, a w dniu pogrzebu ojca czułam, jakbym chowała obojga rodziców. Coś w niej... pękło. Dotychczas udawana troska i wymuszona czułość ulotniła się, wraz z prochami ojca.

Zawsze o siebie dbała, ale od tamtego zdarzenia przyjęła sobie najwyraźniej za misję życia znaleźć mi nowego tatusia. W kryterium wyboru nie była jednak ani jedna cecha, którą przypisuje się dobrym ojcom. No, chyba że definiuje się ich poprzez; gruby portfel, duży dom, kilka samochodów i dobry zawód. Ach, no i brak węża w kieszeni... To wymóg konieczny.

- Zaznaczam jedynie, że dopóki nie wyjadę do college'u, nie wynoszę się ze swojego pokoju, ani nie przyjmuję uchodźców. Jeśli Twoja nowa miłość ma owoce z poprzedniego związku, to będziesz musiała zrobić dobudówkę - powiedziałam zdecydowanym tonem, podnosząc łyżeczkę deserową.

Jakkolwiek byłam na nią wściekła, nie zrezygnuję z kawałka tortu bezowego, za który będzie musiała zapłacić więcej, niż mogła sobie pozwolić.

Od śmierci ojca ledwie wiązałyśmy koniec z końcem, choć patrząc na jej ubiór i drogie dodatki, nikt by nie przypuszczał, jak bardzo byłyśmy biedne. Chciałabym móc powiedzieć, że zarobiła na to wszystko ciężką pracą, ale każdy, kto znał Claire, wiedział doskonale, że to wynik umiejętnego trzepotania sztucznymi rzęsami, również sfinansowanymi przez jednego z jej dotychczasowych partnerów.

- O to nie musisz się martwić, to nie będzie problemem.

- Super, czyli nie ma dzieci?

- Ma, ale to my się przeprowadzamy do niego.

Nowy Brat - Tom 1.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz