rozdział drugi

4.3K 159 4
                                    

Spakowana w dwie, niewielkie walizki, przedstawiające cały mój dorobek, wypatrywałam jak najdalszych punktów za oknem. Chyba chciałam w jakiś pokrętny sposób okłamać swoją podświadomość, że jadę jeszcze dalej, niż w rzeczywistości, aby u celu ukłucie rozczarowania było nieco lżejsze.

Nie pomogło, bo gdy podjechałyśmy pod ogromny, przesiąknięty przepychem dom, jęknęłam z rezygnacją. Oczywiście... Claire nie przeprowadzałaby się byle gdzie.

Na przeciw nam wyszedł lekko siwiejący mężczyzna, koło czterdziestki. Niechętnie musiałam przyznać, że był bardzo przystojny, a na widok mojej matki niemal się rozpłynął. Przewróciłam oczami, bo podobnych obrazków widziałam już z tuzin. Moja matka potrafiła, jak nikt inny, owinąć sobie ofiarę wokół palca.

- Witaj, kochanie. - Uścisnął ją czule, a ona zachichotała niczym rasowa nastolatka, przyprawiając mnie o mdłości.

- James, Skarbie... Poznaj moją córkę, Agnes.

Popchnęła mnie do przodu, jak pudla na wystawie i ponagliła machnięciem ręki, bym pokazała jakąś sztuczkę.

- Woof - mruknęłam i uśmiechnęłam się ironicznie do gospodarza.

Zmarszczył brwi i spojrzał niepewnie na matkę, a ona zgromiła mnie wzrokiem.

- Zachowuj się - syknęła i zaczęła wachlować się ręką.

- Claire, złotko, znów Ci słabo? - Przeniósł całą swoją uwagę na omdlewającą matkę i chwycił ją pod ramię, by zaprowadzić do domu.

Nieźle, Claire. Nie tracisz czasu.

- Agnes, wyciągniesz walizki? Ja całkowicie opadłam z sił po tej podróży - wymamrotała niewyraźnie, opierając wierzch dłoni o czoło.

- Jasne. - Zmrużyłam oczy i posłałam James'owi wymuszony uśmiech.

Chłopie, jeszcze nie wiesz, w co się wkopałeś.

- Noah je weźmie. Zostaw to, dziecko - zaoponował, rozdarty pomiędzy ratowaniem damy w opałach, a zabraniem ode mnie ciężkich bagaży.

- Nie trzeba, dzięki. - Zamachnęłam się, wyszarpując pierwszą z bagażnika, po czym wyjęłam drugą, i zaczęłam wnosić je po wysokich schodach.

Za moimi plecami rozciągała się wąska ścieżka, prowadząca zapewne do plaży, co obiecałam sobie sprawdzić, gdy tylko wrzucę walizy do domu. Potrzebowałam wielu zajęć, by jak najmniej oglądać ten przesłodzony spektakl.

Gdy dotarłam na sam szczyt, postawiłam je na werandzie i pognałam od razu po resztę. Wreszcie, gdy na górze były już wszystkie, 7 Claire i 2 moje, z czego połowa jednej to głównie zdjęcia taty i pamiątki po nim, James zawołał, przekrzykując głośne odgłosy telewizora.

- Noah, rusz się i pomóż dziewczynom z bagażem!

Zerknęłam w kierunku, z którego dobiegał hałas, ale widziałam tylko ciemno-brązowe włosy i kawałek dobrze umięśnionej, wytatuowanej ręki, opartej niedbale na fotelu, przodem do ekranu.

- Zaraz - odpowiedział niskim tembrem i nie musiałam widzieć jego twarzy, by mieć pewność, że nie cieszy się z naszego przybycia.

Witaj w klubie, ziomek.

- Nie zaraz, tylko teraz. - James wyłączył telewizor i stanął przed nim, przyglądając mu się ostrzegawczo.

Chwilę mierzyli się wzrokiem, po czym chłopak uderzył dłońmi o fotel i wstał szybkim, zwinnym ruchem. Obrócił się w moim kierunku i zamarł na chwilę, a na jego twarzy przebiegł dziwny grymas. Coś jak... połączenie litości i odrazy.

Nowy Brat - Tom 1.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz