rozdział osiemnasty

3.3K 117 0
                                    

James uparł się, by zbadał mnie lekarz. Chciał mieć pewność, że wszystko ze mną w porządku, bo jak mówił: „jestem zbyt osowiała". Nie miał pojęcia, że jest jedyną osobą w tym domu, której nie nienawidzę.

O godzinie czternastej, fizycznie, czułam się już dobrze, w środku jednak... stado motyli dokonywało właśnie kanibalizmu. Wciąż leżałam w łóżku, po szybkiej kąpieli, i nie miałam ochoty z kimkolwiek rozmawiać. W którymś momencie znów przysnęłam i obudziło mnie ciche pukanie do drzwi. Otworzyłam oczy i ujrzałam James'a w drzwiach.

- Thomas przyjechał. Mówi, że się umówiliście...- powiedział cicho, przyglądając mi się. Cholera, zapomniałam o tym. - Powiem, że źle się czujesz.

- Nie - odparłam szybko, decydując w głębi na więcej, niż wyjście. Potrzebowałam się czymś zająć i jak najmniej siedzieć w tym domu. - Powiedz mu proszę, że za pięć minut zejdę.

Uśmiechnął się z ulgą i pokiwał głową, zostawiając mnie samą, bym mogła doprowadzić się do porządku. Ile mogłam, tyle zrobiłam...

Gdy wyszłam z pokoju, na korytarzu czekał na mnie Noah.

- Jak się czujesz? - zapytał bezczelnie.

- Wyśmienicie. - Ominęłam go, ale chwycił mnie za ramię i przycisnął do siebie, przez co wydałam z siebie krótki krzyk zaskoczenia.

- Nie powinnaś wchodzić do wody ze świeżym tatuażem - mruknął, wodząc po nim palcem.

- Wielu rzeczy nie powinnam - warknęłam i chciałam odejść, ale przytrzymał mnie, zaciskając mocniej dłoń na moim ramieniu.

- Jedną z nich jest to wyjście - powiedział twardo.

- To akurat wskazane w okresie rekonwalescencji.

- Bawisz się nim - warknął, przenosząc dłonie do mojej talii.

Parsknęłam ponurym śmiechem, odpychając go z całej siły, jaką miałam, choć wciąż było jej niewiele.

- Ja się bawię? Serio, z nas dwojga, to ja się bawię?

- Chciałem ci powiedzieć, ale...

- Ale nie powiedziałeś - przerwałam mu, czując jak złość zaczyna pulsować mi w żyłach. - Miałeś co najmniej tuzin okazji i żadnej nie wykorzystałeś.

- Chciałem ci powiedzieć, ale wtedy byś...

- Co, bym?! - znów weszłam mu w słowo. - Co bym?! Nie pozwoliłabym ci na to wszystko, prawda? - warknęłam, trącając go dłonią w pierś. - Brzydzę się tobą i twoim kłamstwem. Gratulacje! Dwie pierwsze bazy są twoje, Braciszku... - wyrzuciłam z siebie, z naciskiem na przydomek, na który znów się wzdrygnął. - Na szczęście reszta została dla kogoś, kto sobie na to zasłuży.

- Chciałem ci powiedzieć, ale nie wiedziałem jak! Poza tym... lubiłem patrzeć, jak pozwalasz sobie być sobą, pod pretekstem dopieczenia Claire. To wszystko robiłaś dla siebie, Agnes. Bo TY tego chciałaś!

- Teraz chciałabym nigdy cię nie poznać - syknęłam wściekle. - Będziemy mieli rodzeństwo, Braciszku. Od tego momentu nie waż się mnie tknąć. Czymkolwiek to było, skończyło się wraz z ujawnieniem twojego kłamstwa. A teraz pozwól mi przejść. Jestem umówiona.

Przyglądał mi się z coraz większą wściekłością.

- I tak po prostu wyjdziesz...? Z obcym typem, z którym nic cię nie łączy, żeby udowodnić coś sobie czy mi?

- Łączy mnie z nim więcej, niż z tobą. Przede wszystkim żadne z nas nie ma zamiaru nikogo wykorzystać.

- Nie wykorzystałem cię - warknął i zbliżył się do mnie, ale odskoczyłam w tył.

- Naprawdę w to wierzysz? - roześmiałam się ponuro. - Naprawdę myślisz, że pozwoliłabym ci na to wszystko, gdybym znała prawdę? - Milczał. - Wiesz, że nie. Dlatego mi nie powiedziałeś.

Uszłam kilka kroków i zatrzymałam się, bo jedno musiałam przyznać na głos.

Nowy Brat - Tom 1.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz