rozdział ósmy

3.4K 138 0
                                    

Włóczyłam ciężko nogami, nie zwracając uwagi na uporczywe brzęczenie telefonu. Przez całą drogę minęłam chyba setkę obcych twarzy, dzięki którym samotna przeprawa minęła mi nieco raźniej.

Z resztą... Coś mi mówiło, że gdyby w którymś momencie ktoś na mnie napadł, wystarczyłoby jedno spojrzenie na moją żałosną twarz, i zamiast próbować mnie okraść, postawiłby mi kawę i oddał kilka skradzionych wcześniej dolców.
         
Na dowód słuszności tych myśli, w tym właśnie momencie, zagapiona w rażący ekran telefonu wskazującego trasę, wpadłam z impetem na ławkę, która nagle wyrosła znikąd. Odłamana poręcz wbiła się w moje biodro i rozdarła sukienkę od tułowia w dół, a ja przekoziołkowałam. Opadłam twardo na tyłek i jęknęłam, kiedy mój błędnik oszalał. Potrzebowałam chwili, żeby wyostrzyć wzrok i obejrzeć zniszczenia. Rana nie wydawała się na tyle głęboka, by ją szyć, jednak wystarczająca, by zakląć głośno i ubrudzić sobie ręce krwią.

Chryste, jestem chodzącą katastrofą.
Nienawidzę cholernego Miami!

Gdy dotarłam wreszcie do celu, byłam już całkowicie zrezygnowana. Zrzuciłam szybko buty i jęknęłam na widok pęcherzy i otarć na nich. Bo i kto by się spodziewał podobnego zakończenia pierwszej randki?

- Jak było, kochanie? - zaszczebiotała matka i wystarczyło jej jedno spojrzenie, by zamilkła.

Nie zapytała, co się stało. Po jej minie wywnioskowałam, że właśnie kalkuluje, ilu sąsiadów mogło widzieć mnie w tym stanie i czy powiążą nas ze sobą. Cóż... nie mogłam jej winić. Zapewne wyglądałam, jakbym przemierzyła właśnie swoją pierwszą ścieżkę wstydu. Za każdym razem, gdy pomyślę, że nie uda jej się rozczarować mnie bardziej niż zwykle, ona udowadnia mi, w jak wielkim byłam błędzie.
         
Bez słowa weszłam na górę i zamknęłam drzwi pokoju na klucz, wypuszczając z sykiem powietrze. Bogu dzięki za osobną łazienkę. A raczej... Jamesowi dzięki.

Zdjęłam z siebie sukienkę, dopiero zauważając, że obrażenia odniosło nie tylko biodro, ale i skóra na żebrach. Najpewniej rozdarła się w chwili, w której przekoziołkowałam. Nalałam pełną wannę gorącej wody i weszłam do niej powoli, kwiląc po cichu, gdy ta zaczęła obmywać świeże rany. Przy jasnym świetle mogłam dostrzec, że było gorzej, niż sądziłam. Do moich oczu mimowolnie napłynęły łzy, które zmieszałam z wodą, zanurzając się i licząc w myślach czas spędzony pod powierzchnią.

Pięć... Dziesięć... Piętnaście... Dwadzieścia... Dwadzieścia pięć...

Coraz dłużej.

Wynurzyłam się, łapczywie łapiąc oddech, a do moich uszu dobiegł łomot i wściekły głos Noah.

- Otwieraj, słyszysz?! - krzyknął, uderzając mocniej.
         
Do niego dołączył zaraz James, uspokajając go i nakazując odejść, ale ten już groził wyważeniem drzwi. Jeden krzyczał, że mam natychmiast otworzyć „te cholerne drzwi", drugi pytał, czy wszystko dobrze. Nic nie było dobrze. Nie odpowiedziałam żadnemu.

Nałożyłam na siebie dłuższą koszulkę, jedną z kilku po tacie i nakryłam głowę kołdrą. Nie liczyłam nawet na opiekuńcze wołania matki. Nie czekałam na to, aż zechce się upewnić, że jej córka jest cała i zdrowa, bo już dawno przestałam wierzyć w Świętego Mikołaja, Wróżkę Zębuszkę i dobre serce Claire.

Po dłuższej chwili, gdy hałas zaczynał ustawać i powoli zapadałam już w sen, usłyszałam dźwięk spadającego kluczyka na panele. Nie wynurzyłam się spod kołdry, bo nie chciałam widzieć, kto właśnie wchodził, używając drugiego do otworzenia drzwi z zewnątrz. Na moje, było to bezczelne włamanie, ale uznałam, że nie mogę tego tym nazwać, bo przecież nie byłam u siebie. Ktokolwiek właśnie zamykał cicho drzwi, wchodził bardziej do siebie, niż do mnie.

Jeśli udam, że śpię, intruz sam sobie pójdzie... Pomyślałam naiwnie, ale szybko zderzyłam się z rzeczywistością, gdy pościel zaczęła się ze mnie zsuwać i przez zamglone łzami oczy ujrzałam zmartwioną twarz Noah.

Nowy Brat - Tom 1.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz