5

108 3 0
                                    

Minęło dokładnie pięć dni od momentu, w którym Maddie dowiedziała się oficjalnie, że jest czarownicą, a nie jakąś świruską, której zdaje się, że potrafi czarować. Chociaż faktem pozostanie, że ze względu na jej zakręcenie to świruską będzie do końca swoich dni.

Przez ostatnie dni dziewczyna robiła niezbędne do szkoły zakupy oraz powoli oswajała się ze swoją przepiękną różdżką(wierzba, 11 cali, włos z ogona jednorożca, giętka). Różdżka słuchała się jej od pierwszych chwil, kiedy to dziewczyna wręcz wyczuła jej obecność przekraczając próg Sklepu Ollivanderów. O dziwo przemiły chociaż tajemniczy pan Ollivander nie potrzebował szukać dla niej różdżki, która wręcz wleciała do prawej dłoni Maddie. Chociaż z różdżką nie było żadnych problemów, to Maddie miała problem w byciu pewną siebie. Nie potrafiła zdecydować się, jak powinna używać swojej mocy. Była przyzwyczajona do rzucania zaklęć pod czujnym okiem Tonks bez żadnej różdżki, ewentualnie wymachując zwykłym patykiem. Zaś trzymając prawdziwą różdżkę, odnosiła wrażenie, że jakimś cudem różdżka jest z nią związana, a także posiada niejaką wrażliwość. Maddie od chwili zakupu prawie całe dnie i noce poświęcała zaznajomieniu się z nią ucząc się na nowo zaklęć, które znała już na pamięć. 

Musiała przyswoić sobie siłę wykorzystania różdżki, w czym z chęcią pomagała jej Tonks. Remus również czasami odwiedzał Maddie, aby popatrzeć na jej postępy. Jednak, nie mógł zostawać na długo, gdyż sam miał wiele do roboty przed rozpoczynającym się rokiem szkolnym jako nowy nauczyciel. 

Oprócz podstawowych rzeczy z listy zakupów Madelinie adoptowała sowę płomykówkę, o przepięknych brązowych skrzydłach z białym brzuszkiem, którą nazwała: Czekoladka. 

Ale wracając do chwili obecnej...

- Maddie? Jesteś gotowa? - zapytał pośpiesznie Remus, który za pół godziny miał być na radzie pedagogicznej w Hogwarcie.

- Tak! Jestem, do zobaczenia,- odpowiedziała biorąc głęboki wdech, po czym wypuściła proszek Fiu w środku komina krzycząc: Do Nory!

Maddie po wypowiedzeniu danych słów od razu zniknęła w zielonych płomieniach. Po otwarciu oczu pojawiła się w kompletnie innym miejscu niż salon Nimfadory. Jednak nie zdążyła się nawet dobrze rozejrzeć po pomieszczeniu, gdyż stanęła przed nią uśmiechnięta kobieta w średnim wieku.

- Dzień dobry kochanieńka! Jestem Molly Weasley! Miło nam ciebie gościć! - zawołała kobieta przytulając do siebie nastolatkę.

- Dzień dobry! Jestem Maddie Hope i również cieszę się, że mogę poznać waszą rodzinę,- przedstawiła się z uśmiechem. Chciała już coś dodać, jakoś się usprawiedliwić swoim pobytem, ale Molly jakby czytając jej w myślach odpowiedziała pospiesznie:

-Nie martw się! Remus już mi o wszystkim opowiedział! Co za historia! Na Merlina, dziecko ty musisz być wyczerpana po tak dużej ilości wiadomości w tak krótkim czasie! Już ja się tobą zajmę złociutka przez te kilka dni!

- Dziękuję pani bardzo za tak miłe przyjęcie,- powiedziała Maddie wyciągając ze skórzanej torby przewieszonej przez ramię pudełko z ciastem orzechowym, które sama upiekła.- Proszę przyjąć w ramach podziękowania,- podała ciasto gospodyni domu.

- Jejku! Nie trzeba było! Jakaś ty kochana!- zawołała zachwycona Molly przyjmując podarunek. Zaś pudełko z ciastem w dłoniach pani Weasley było trzymane tylko przez parę sekund, gdyż nagle zjawił się wysoki, dosyć szczupły chłopak z piegami na twarzy i o rudych włosach.

- Fredzie Weasley! Co to ma znaczyć?! Czy ktoś ci pozwolił wziąć to ciasto do twoich brudnych, nieumytych rąk po dworze?!- zapytała zirytowana kobieta z pretensją w głosie.

- Ale mamo! Przecież ja nie jestem Fred tylko George!- odpowiedział chłopak robiąc brodę w podkówkę.

- O nieee, Fredzie! Tym razem nie dam wam się nabrać! Myślisz, że nie rozpoznam własnego syna?!- westchnęła ciężko kobieta, która wcale nie wydawała się być zła, tylko raczej przyzwyczajona do podobnych żartów. Po czym popędziła szybko w stronę kuchni mówiąc coś o zupie dyniowej na ogniu.

- Zawsze można spróbować,- zaśmiał się Fred. Nagle zorientował się, że jego mama wcale nie stała sama.- Oooo czyżby to była nasza nowa koleżanka Maddie? Siema, jestem Fred Weasley, ten przystojniejszy z braci,- przedstawił się Fred puszczając do Maddie oko. Maddie witając się, nie mogła powstrzymać się od uśmiechu, który był nieunikniony po tym jakże spektakularnym powitaniu.

- Wcale nie jesteś ten przystojniejszy! To ja George Pierwszy Weasley, jestem królem męskości!- nagle obok Freda zawitał kolejny chłopak, który był dosłownie podobizną tego pierwszego. Jednak ten, który nazwał siebie Georgem Pierwszym spoglądając w stronę Maddie miał dziwnie szelmowski uśmiech. I może Maddie się zdawało, ale w jego oczach zaobserwowała małe iskierki. - Oo panienka Maddie! Jakże miło nam gościć tak osobliwą damę,- zgrywał się całując dłoń dziewczyny. 

Nagle Fred ryknął śmiechem, a Maddie chociaż stała się cała czerwona po twarzy zawtórowała bliźniakowi, gdyż już nie mogła dłużej wytrzymać. Zarówno Fred jak i George wydawali się jej tacy zabawni. Uwielbiała ludzi, którzy potrafili rozśmieszyć innych.

- Co ty George zgrywasz takiego panicza! Chłopie doprowadziłeś Maddie do niepohamowanego śmiechu!- zawołał Fred pokazując na dziewczynę trzymającą się za brzuch.

- No co ty! To nie przeze mnie. Ty nazwałeś się tym przystojniejszym!- powiedział kłócąc się z bratem George.- No, Maddie? Weź osądź, przez którego z nas tak się śmiejesz.

- Hmm, niech się zastanowię,- zastanowiła się z udawaną powagą.- Nie wiem czy mam zdecydować się na tego przystojniejszego z braci czy tego króla męskości! Bardzo ciężkie pytanie,- powiedziała spoglądając to na jednego, to na drugiego, próbując ukryć parsknięcie.

Zaś bliźniacy tylko kątem oka popatrzeli na siebie ukradkiem ściskając sobie dłonie. Cel zamierzony: Osiągnięty. Rozśmieszenie nowej znajomej? Jak najbardziej udane.

Pieguskowe Serce Borsuka | George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz