13

86 3 0
                                    

- Maddie! W końcu jesteś! Już myślałem, że będę musiał wysłuchiwiać przez kolejne dziesięć minut arii operowych bliźniaków na temat tego dlaczego ciebie jeszcze nie ma,- westchnął ciężko Ron.

- My wcale nie odstawiamy arii operowych!- zawołali wspólnie bliźniacy.

- Taaa! Jasne, bo wam uwierzę,- dodał ironicznie Ron lekko zwężając oczy.

- Ronuś! Ty to lepiej idź do swojego Harry'ego!- odparł Fred wypychając Rona z kuchni.

- Weź się odczep! I tak już miałem sobie iść. Chciałem tylko przywitać się z WASZĄ Hope,- odpowiedział Ron na odchodne, po czym zaczął uciekać, aby czasami nie dostało mu się za te słowa.

- Porozmawiamy sobie w szkole!- zawołał za nim George.

- Tylko nie róbcie mu krzywdy. Widać przecież, że Ron sobie żartuje,- powiedziała szybko Maddie. Lubiła Rona i nie chciała, aby gniew bliźniaków spłynął na ich brata.

- Zluzuj majty Hope! My nie robimy nic szkodliwego,- dodał z podejrzanym uśmiechem Fred.

- Już to widzę!- zaśmiała się dziewczyna niedowierzając Fredowi.

- Ty to się lepiej martw niespodzianką na ceremonii tiary przydziałów,- powiedział zwycięskim tonem George.

- Teraz to mi dałeś do myślenia! Zapomniałam o tej niespodziance, - odparła, uderzając się dłonią w czoło.

- Co żeś jej przypominał?- zapytał z wyrzutem Fred.- Byłoby większe zaskoczenie, gdybyś tego nie powiedział.

- Sorry, stary! Tak mi się wymsknęło,- zaśmiał się George.- Za chwilę się zbieramy młoda! I zgadnij z kim siedzisz w przedziale! Oczywiście z nami i Lee Jordanem! Musimy was sobie przedstawić. To nasz najlepszy kumpel od pierwszego roku!- dodał z entuzjazmem.

- Tylko się nie zdziw, jeśli Lee będzie wiedział o tobie co nieco. Powiedzieliśmy mu trochę. Nie wszystko! Oczywiście nie wie jak wyglądała nasza przysięga i w ogóle. Wie za to, że jesteś tu nowa i że zagubił się tobie list. Wie, że jesteś super! Wie, że potrafisz pluć jak nikt inny! W końcu to nasz przyjaciel. 

-Wszystko sobie mówimy,- dodał George.

-Ale nie obawiaj się! Lee to nasz najbardziej oddany człowiek. Nie puści pary z ust,- usprawiedliwiał z powagą Fred, trzymając dłoń na sercu.

Kiedy Fred powiedział o pluciu, Maddie zaczęła się uśmiechać. Bliźniacy byli najbardziej nieprzewidywalnymi osobami, które widziała w życiu. Robili dużo zamieszania, ale także miewali tysiąc pomysłów na sekundę i mówili prosto z mostu, co sądzą o wielu rzeczach. Nastolatka to bardzo w nich doceniała. 

- W porządku! Fajnie, że mi o tym mówicie. To kochane! Chodźcie tutaj!- powiedziała i na żarty chciała się do nich przytulić.

- Aaaa! Idź sobie kobieto od nas! My nie przytulanki. Nie jesteśmy żadni kochani. Feee- odpowiedział George, udając zniesmaczonego.- Do towarzyszy się nie klei jak jakaś rzepa!

- Ja wam dam tak do mnie mówić!- odpowiedziała Maddie ze śmiechem, wyjmując z plecaka piórnik, w którym był lejący klej.- Ja wam dam klejenie!

Bliźniacy widząc biegnącą dziewczynę z klejem zaczęli uciekać wydając przy tym odgłosy osób, które są torturowane.

- Odejdź duszo nieczysta! Akysz!- zaśmiewał się Fred.

- Wasze sztuczki nic tutaj nie zdziałają panowie! Mój klej zagłady zetrze z tych twarzy uśmiechy!- wołała za nimi Maddie zmieniając specjalnie ton głosu.

- A co tutaj się wyprawia dzieci?- zapytała Molly wchodząc do salonu, na co dziewczyna zastygła z klejem w dłoni.

- Yyy, nic takiego mamo,- odpowiedzieli nadal uśmiechający się do siebie Fred i George.

- Na pewno wam uwierzę! Jestem przekonana, że próbowaliście zrobić coś naszej Maddie!

- Niee, proszę pani! To moja wina! To ja zaczęłam ich ganiać z klejem,- przyznała ze zmieszaniem Maddie.

- Jestem przekonana, że twoja gonitwa nie była bezpodstawna,- odpowiedziała z serdecznością Molly.

Maddie miała dodać, że w sumie i tak to jej wina, ale bliźniacy od razu zmienili temat. Widzieli bowiem, że wolałaby zrzucić na siebie całą winę, niż oskarżać chłopaków. Znali się dosłownie dwa tygodnie. Jednak już widzieli ją w akcji zrzucania na siebie winy. Mieli wrażenie, że dziewczyna miała serce, jak na dłoni. Można było z niej wyczytać prawie każdą emocję. Co z tego, że znali się krótko. Jednak spędzali ze sobą bardzo dużo czasu. Przyzwyczaili się do jej obecności. Nie chcieli przyznać tego otwarcie, ale Ron bardzo dobrze ujął to jak zachowywali się, czekając na towarzyszkę.

- Mamo? Kiedy jedziemy?

- Za pięć minut,- oznajmiła pani domu.- DZIECI, PROSZĘ WSZYSTKICH NA DÓŁ! DZISIAJ JEST NAS ZA DUŻO! NIE LECIMY JEDNYM AUTEM! JEDZIEMY SAMOCHODAMI Z MINISTERSTWA!

Po chwili ze schodów zbiegli Ginny, Hermiona, Ron, Harry i Percy, którzy przywitali się z Maddie.

- Gotowa?- zapytała Hermiona.

- Jeszcze bardziej gotowa w życiu nie byłam!- odpowiedziała z ekscytacją Maddie.

-To jak? Komu w drogę temu kopa!- dodał George, niosąc swój kufer do wyjścia.

- Z ust mi to wyjąłeś bracie,- przytaknął Fred.

Pieguskowe Serce Borsuka | George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz