Rozdział 3.

18.3K 899 675
                                    

Harry wstał właśnie z łóżka. Było dosyć wcześnie. Już od dwóch miesięcy wstaje rano i idzie biegać. Przez tyle czasu wyrobił sobie kondycję. Nie był już małym, kościstym chłopcem. Urósł, ciało miał umięśnione, jego rysy się wyostrzyły i co najważniejsze -nie nosił okularów. Teraz w pełni było widać jego zjawiskowe, zielone oczy. Również jego zdolności się poprawiły. Uczył się zastraszająco szybko. Przerobił już cały materiał Hogwartu do siódmej klasy, znał wiele klątw i mnóstwo innych przydatnych zaklęć, także w wężo-mowie. Potrafił idealnie warzyć eliksiry, pamiętał na pamięć ich przepisy i wiedział gdzie zdobyć składniki. Teleportował się już bez trzasku, nawet do miejsc, których nigdy nie widział. Wzrosła także jego wiedza na temat czarodziejskiego świata. Magię bezróżdżkową i niewerbalną opanował w najwyższym stopniu. W oklumencji i legilimencji był mistrzem. Jedyne co sprawiało mu problem to animagia. Umiał przemienić się w czarnego węża o zielonych oczach, ale na krótki okres czasu. Ciągle pracował nad tym, aby to poprawić. Również jego zachowanie się zmieniło. Voldemort uczył go kultury

 i etyki. Opłaciło się. Harry zachowywał się, jak urodzony arystokrata. Oprócz tego miał jeszcze lekcje szermierki, nie wiedział do czego mu to potrzebne, ale czarnoksiężnik stwierdził, że musi się jej nauczyć. Chłopak przeciągnął się i spojrzał na zegar. Była 9:25. O dziesiątej wychodzi na Pokątną zrobić zakupy. Poszedł do łazienki, by wziąć kąpiel, potem ruszył do garderoby wybrać ubranie na dzisiejszy dzień. Założył jedwabną, czarną koszulę, ciemne, dopasowane spodnie, a na to tego samego koloru płaszcz. Wyglądał teraz trochę mrocznie. Przyjrzał się sygnetowi na swoim palcu. Był srebrny, w kształcie węża, którego oko imitował piękny szmaragd. Uśmiechnął się. Pierścień Slytherina... Po chwili przypomniał sobie o wyjściu na zakupy. Zszedł na dół, pożegnał się z Voldemortem, zabrał pieniądze i teleportował się na Pokątną. Najpierw wstąpił do Madame Malkin, by kupić sobie nową szatę. Stara była już trochę zniszczona. Potem ruszył po kociołki i składniki do eliksirów. Zaraz potem poszedł do Esów i Floresów. Gdy wszedł do sklepu wszystkie oczy zwróciły się w jego kierunku. Nic dziwnego, skoro wyglądał jak śmierć. Mimowolnie uśmiechnął się kpiąco. Zignorował rzucane mu spojrzenia i skierował się do półek z książkami. Nagle wpadł na niego jakiś chłopak.

-Patrz jak chodzisz. -warknął.

-Prze-Przepraszam. -zająknął się owy niezdara.

Harry znał ten głos. Podniósł delikatnie głowę i ujrzał swojego "przyjaciela" Rona. Uśmiechnął się złośliwie. Rudowłosy chciał przejść, ale Potter złapał go za ramię. Ten wzdrygnął się na jego dotyk.

-Nie przywitasz się ze starym znajomym ?-zapytał.

-Nie znam cię. -odburknął.

-To było bardzo niemiłe.-powiedział i zdjął kaptur.

-H- Harry ?

-Nie. Goblin w sukience. Jasne, że to ja.-zielonooki prychnął.

-Gdzie byłeś ? Każdy cię szukał. Twoją rodzinę znaleziono zabitą. Podobno byli torturowani. Myśleliśmy, że Sam- Wiesz- Kto cię porwał.

Harry zaśmiał się chłodno.

-Jak widzisz nic mi nie jest. -uśmiechnął się kpiąco, a jego oczy złowrogo błysnęły.

-Przykro mi z powodu wujostwa. -powiedział Ron.

-Żałujesz mugoli ?-Harry podniósł jedną brew.

-To była twoja rodzina.

-Rodzina ? Nie wiem co znaczy to słowo. To byli zwykli mugole, zasłużyli na śmierć. -powiedział zimnym głosem.

-Harry ? Co się z tobą stało ? -zapytał zaniepokojony Ron.

-Nic. Zawsze taki byłem. -odparł spokojnie.

Stali chwilę w milczeniu. Po chwili podbiegła do nich Ginny.

-Harry !-krzyknęła.

Ten popatrzył na nią, uśmiechnął się lekko, ujął jej rękę i delikatnie pocałował. Wesleyówna się zarumieniła.

-Dawno cię nie widziałam... -zaczęła.

-Wiem. Przykro mi z tego powodu, nie mogłem się z wami spotkać. Byłem zajęty. -odparł z powagą.

-Czym ?-zapytał Ron.

-Nie twój interes. -odpowiedział. -Czymś bardzo ważnym.

Wesley prychnął.

-Zmieniłeś się.-warknął rudowłosy.

-Ty tak naprawdę mnie nie znałeś. Złoty Chłopiec Gryffindoru. Rycerzyk Dumbledora. -prychnął. -Zobaczymy się w szkole.

Założył kaptur, zapłacił za książki i wyszedł ze sklepu. Teleportował się do swojego pokoju. Spakował się do szkoły i ruszył w stronę jadalni na obiad. Czekał już na niego Voldemort.

-Jak było na Pokątnej ?-zapytał.

-Wpadłem na mojego przyjaciela. -powiedział z ironią.

-Wesley ?

Harry przytaknął.

-Za grosz kultury.

-Jutro jedziesz do Hogwartu. Z tej okazji postanowiłem dać ci prezent.

Wyciągnął czarne pudło. Harry otworzył je. W środku leżała młoda Kobra Królewska.

-Samiec. -powiedział Voldemort.

Chłopak sięgnął do pudełka i delikatnie wyjął węża.

-Jak się nazywasz ?-zasyczał.

-Nie mam imienia.

-Nazwę cię Shadow. -odparł.

Spojrzał na Voldemorta, który uśmiechnął się lekko.

-Dziękuję. Jest piękny. Mam nadzieję, że polubią się z Nagini.

-Tylko żadnych małych węży. -zastrzegł.

Oboje roześmiali się. Chwilę rozmawiali, a potem Harry wrócił z Shadow do swojego pokoju. Już jutro jedzie do Hogwartu...

____________________________________

Przepraszam, że nie było rozdziału, ale ugryzł mnie pies i miałam mało czasu. Wiecie: wizyty u chirurga itp.

Harry Potter i Nieznana PrzepowiedniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz