Rozdział 17.

11.1K 769 126
                                    


-Ty draniu! -krzyknął ktoś na korytarzu.

Potter obejrzał się i zobaczył za sobą Weasleya.

-Gdzie moja siostra?!

-Nie wiem o czym mówisz. -odparł spokojnie Harry.

-Nie kłam, plugawy ślizgonie!

Czarnowłosy uśmiechnął się słodko do gryfona. Ron zrobił się czerwony i wyciągnął różdżkę. Zaczął rzucać wszystkie zaklęcia, jakie tylko znał, poczynając od klątw, kończąc na urokach czyszczących i suszących.

Następnie Harry postanowił przejąć pałeczkę. Sięgnął po ostrokrzew z piórem feniksa, a Weasley cofnął się o krok. Pech chciał, że potknął się o swoją przydługą szatę i runął jak długi na ziemię.

Ślizgon westchnął, schował różdżkę i podszedł do Ronalda.

-Może pomóc ci wstać? -zapytał z sarkazmem i wyciągnął lewą rękę w kierunku rudzielca.

Ron na chwilę zamarł, a jego oczy rozszerzyły się, gdy jego wzrok powędrował do ramienia swojego byłego przyjaciela.

-Sam wstanę. -burknął cicho, spuszczając głowę w dół.

Harry odwrócił się do uczniów ze Slytherin u i wrócił do przerwanej konwersacji. W tym samym czasie gryfon podniósł się z ziemi i z nieprzytomnym wzrokiem ruszył pod klasę do zaklęć. Jego myśli koncentrowały się na zaistniałym przed chwilą wydarzeniu... Musi komuś o tym powiedzieć. Musi.

***

Następnego dnia podczas śniadania, do Wielkiej Sali wkroczyli aurorzy wraz z ministrem. Zdziwiony dyrektor zapytał o powód ich wizyty.

-Otrzymaliśmy wiadomość od anonimowego ucznia, że w Hogwarcie przebywają śmierciożercy. Sprawdzimy więc każdego przebywającego tu ucznia i nauczyciela...

Harry dalej nie słuchał.

-"W szkole jest ministerstwo. Szukają twoich zwolenników."

-"Spróbuj się jakoś z tego wywinąć. Rzuć ukradkiem wszystkie zaklęcia maskujące jakie znasz na znak, ale nie gwarantuję, że to wystarczy. Kupi nam trochę czasu."

-"Co chcesz zrobić?"

-"Przyjdę po ciebie osobiście." -odparł Voldemort.

-"Już widzę te nagłówki w Proroku Codziennym. 'Czarny Pan ratuje Wybrańca. Czy to koniec magicznego świata?' "

-"Musisz wydostać się z zamku na błonia. Będę czekał przy Zakazanym Lesie." -czarnoksiężnik zignorował wypowiedź Harry'ego.

-"Rozumiem."

Wyciągnął różdżkę i zaczął rzucać zaklęcia. Po trzydziestym stwierdził, że więcej już nie pamięta. Schował swoją broń do prawego rękawa i czekał na dalszy przebieg wydarzeń. Dobrze, że nikt ze zwolenników Czarnego Pana, którzy są w Hogwarcie, nie posiadają jeszcze Mrocznego Znaku. Przydadzą się w nadchodzącej wojnie.

***

-Został jeszcze tylko pan Potter. -powiedział Gawain Robards, szef Biura Aurorów.

-Nie sądzę, by była potrzeba go sprawdzać. -uśmiechnął się lekko Korneliusz Knot.

-Niestety ministrze, ale musimy sprawdzić wszystkich. Pan Potter. Proszę tutaj.

Harry wstał i powędrował przed stół nauczycielski.

-Podwiń lewy rękaw. -polecił Kingsley.

Gdy ślizgon wykonał polecenie, auror zaczął rzucać zaklęcia zdejmujące iluzje. Po kilkudziesięciu odsunął różdżkę od ręki zielonookiego i powiedział:

-To chyba już wszystkie.

-Zapomniałeś o jednym. -odparł Robards. - Nigrem Aginst.

Powietrze naokoło ramienia zafalowało i ukazał się srebrny Mroczny Znak. Wszyscy wciągnęli głęboko powietrze. Harry powoli opuścił dłoń i przygotował się do walki.

-Panie Potter. Byłby pan łaskaw to wytłumaczyć? -zapytał Gawain, gdy odzyskał głos.

-Co mam tłumaczyć? -zapytał z uśmieszkiem.

-Dlaczego ma pan Mroczny Znak na ręce?

-Czy to nie oczywiste?

-Pójdzie pan z nami...

-Chcę coś powiedzieć. -przerwał i odwrócił się do stołu gryfonów. -Świetne zagranie Weasley. Czy wszystkie lwy są takie tępe?

-Zamknij się! Dostaniesz za swoje śmierciożerco!

-Ciekawe jak odnajdą Ginevrę beze mnie.

Ron zamarł.

-Wiedziałem, że to ty! Mów gdzie jest! -krzyknął.

Harry przymknął oczy, a gdy je otworzył... Zamiast zielonych tęczówek, zebrani w Wielkiej Sali ujrzeli krwistoczerwone ślepia z pionową źrenicą.

-Przemów do mnie Slytherinie. Największy z czwórki Hogwartu. -wysyczał ślizgon. -Daję ci wolną rękę. Pozbądź się niegodnych i dokończ dzieło Salazara.

-Co powiedziałeś? -warknął do niego jeden z aurorów.

-Uwolniłem mojego pupilka. -zaśmiał się. -Weasley twoja siostra jest już martwa i to przez twoją gryfońską głupotę.

Chwilę później musiał uchylić się przed zaklęciem obezwładniającym, rzuconym przez Kingsleya. Wysunął różdżkę z rękawa i odbiegł od stołu, by następnie...

-Confringo. -skierował wybuch na grupkę ludzi z ministerstwa.

Stworzył w ten sposób zasłonę dymną. Rzucił się do wyjścia, odbijając uroki i klątwy uczniów. Wybiegł z zamku i skierował się na błonia. Był już prawie przy Zakazanym Lesie, gdy usłyszał wymawiane zaklęcie.

-Incarcerous!

Odskoczył szybko w bok i obrócił się. Za nim stali wszyscy ci, co byli obecni w Wielkiej Sali. Zacisnął zęby i zerknął lekko w tył. Zauważył ledwie widoczny ruch na skraju lasu.

-Poddaj się, Potter. -warknął Snape.

-Dlaczego miałbym? Swoją drogą... Czarny Pan nie będzie zadowolony, gdy powiem mu, że jesteś zdrajcą. -zaśmiał się.

-Myślisz, że zdołasz uciec, dzieciaku? -zapytał.

-Myślisz, że jestem tu sam? -powtórzył tym samym tonem Harry.

Harry Potter i Nieznana PrzepowiedniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz